Paweł Korzeniowski: Pływaniem od ściany do ściany można zniechęcić do tego sportu

- Niektórzy trenerzy zamiast szlifować z młodymi technikę, szybko zaczynają pływać z nimi kilometry. Później tak prowadzony zawodnik w wieku 16-17 lat stwierdza, że jemu już nie chce się pływać - mówi Paweł Korzeniowski, medalista pływackich MŚ i ME.

W tym artykule dowiesz się o:

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Po kilku miesiącach pracy jako trener wie pan już, czy nauczyć czegoś innych jest trudniej, niż samemu przyswajać wiedzę?

Paweł Korzeniowski, wielokrotny medalista mistrzostw świata i Europy w pływaniu: Niektórzy uczą się bardzo szybko, inne dzieci potrzebują więcej czasu i dlatego przede wszystkim trzeba się z nimi dobrze komunikować, próbować do nich dotrzeć chociażby przez zabawę. I nie starać się ich uczyć zbyt szybko. Jeśli taki młody człowiek umie pływać tylko żabką, to nie można mu przecież kazać pływać kraulem.

[b]

Jako ambasador programu Kinder + Sport będzie pan promował pływanie wśród najmłodszych.[/b]

Będę uczestniczył w spotkaniach dzieci z klas 1-3, prowadził ich treningi, szkolił instruktorów. To duża promocja dyscypliny, a czegoś takiego tak naprawdę nigdy nie było.

Dzieciaki w takim wieku można równie dobrze przekonać do pływania jak i do niego zniechęcić. Czego nie należy robić, kiedy trenuje się młodego człowieka?

Teoretycznie im młodszy zawodnik, tym większą uwagę powinno się poświęcać technice. Jednak niektórzy trenerzy chcą szybko zdobywać medale i zamiast skupiać się na elementach technicznych, pływają kilometry i wykonują inne ćwiczenia, które są złe dla ich rozwoju. Później taki zawodnik w wieku 16-17 lat stwierdza, że jemu już się nie chce pływać, przestaje się rozwijać.

Zbyt wczesna praca trenerów "na wynik" to w Polsce nie tylko problem pływania.

W Stanach Zjednoczonych dzieci trenują przede wszystkich technikę. Nie ma katorżniczej pracy, nie podchodzi się do nich jak do profesjonalnych pływaków. Trenerzy starają się być kreatywni i wprowadzają do zajęć elementy zabawy, żeby młodych zachęcić, bo pływaniem od ściany do ściany tego nie zrobią.

ZOBACZ WIDEO: Ekstremalny wyścig z udziałem Polaka. "Ścigając się nad Alpami, przekraczamy własne bariery" (WIDEO)

W tym roku zakończył pan karierę i został trenerem w Legii Warszawa. Ilu zawodników ma pan pod opieką?

Prowadzę juniorów w wieku od 13 do 18 lat i dwóch seniorów. W sumie trzynaście osób. W przyszłym sezonie moja grupa powiększy się jeszcze o dwóch pływaków. Do tego czternastoosobowa grupa młodzików. A jeśli chodzi o samą naukę pływania jest to około 400 dzieci.

Namawia pan wszystkich na styl motylkowy?

Zdecydowanie nie. Sam pływałem praktycznie każdym stylem i na każdym dystansie. Widzę, komu jaki styl pasuje i myślę, że jestem w stanie przygotowywać zawodników do wszystkich stylów i konkurencji. Moi zawodnicy ustanawiają rekordy życiowe, a to chyba pokazuje, że jako trener potrafię wykorzystać swoje doświadczenie.

Ponoć zdarza się panu wyrzucać zawodników z treningów.

Zdarza się. Za złe sprawowanie, za niesłuchanie, pyskówki, brak chęci do pracy, marudzenie. Są sytuacje, gdy trzeba kogoś odesłać do szatni i dać mu pomyśleć.

Jak patrzy pan na pracę trenera teraz, gdy sam pan nim został?

Mogłoby się wydawać, że trener ma fajne zajęcie. Przyjdzie, rozpisze trening, pokrzyczy, pomierzy czasy. Rozpisując treningi trzeba się jednak dobrze zastanowić, ustawić zawodnikom odpowiednie strefy wysiłku, zorganizować mikro i makrocykle. Potrafię jednak to wszystko zrobić. Praca nie jest łatwa, ale lubię ją i sprawia mi ona przyjemność.

W pływackiej sekcji Legii dbacie nie tylko o dobrą jakoś treningu, ale też choćby o właściwą dietę zawodników czy wsparcie psychologa.

Jest bardzo dobry catering, o piątej rano zawodnicy dostają przed drzwi świeże jedzenie. Dzięki temu nie smażą sobie schabowych na głębokim tłuszczu, co byłoby dla nich bardzo złe. Jeśli chodzi o opiekę psychologiczną, nie mamy jeszcze funduszy, żeby wszystkich na takie spotkania wysyłać. Zalecamy to jednak, pomagamy w tym i duża część dzieci chodzi na prywatne spotkania z psychologiem czy z dietetykiem.

Poza tym razem z Marcinem Cieślakiem założyliśmy stronę internetową 5styl, przez którą organizujemy warsztaty pływackie. Jeździmy po klubach razem z trenerem Robertem Białeckim, fizjoterapeutą, psychologiem i dietetykiem. Jeśli chodzi o żywienie, staramy się edukować zarówno przede wszystkim rodziców, bo to oni przygotowują dzieciakom jedzenie. Młodym staramy się wytłumaczyć, że są dla nich lepsze rzeczy, niż słodycze. Nie jest to łatwe, ale jeśli się to odpowiednio przedstawi, można dzieci przekonać. Gdyby mi ktoś powiedział takie rzeczy odpowiednio wcześniej, pływałbym zdecydowanie szybciej.

Ma pan w swojej grupie potencjalnego medalistę olimpijskiego z Tokio?

Jeśli będą ciężko pracować, mają duże szanse, żeby do Japonii pojechać. Wywalczenie medalu na igrzyskach to już inna sprawa, mi nie udało się to przez całą karierę. Trzeba się dobrze wstrzelić z wiekiem i rozwojem. Ale taki Michał Chudy, medalista mistrzostw Polski, w szczycie formy powinien być właśnie w 2020 roku.

Pan jako zawodnik w Tokio już nie celuje?

Nie, zakończyłem już karierę, mam nadzieję, że będę tam jako trener. Trenuję amatorsko triathlon, ale nie będę się starał wystąpić w tej dyscyplinie w Japonii. Założyłem rodzinę, niedawno zostałem ojcem i zabraknie czasu, żeby zajmować się tym profesjonalnie.

W Tokio zobaczymy kilka nowych konkurencji pływackich. Podobają się panu?

Będzie między innymi sztafeta mieszana 4x100 metrów. Nie jestem do niej przekonany, ale jeżeli będzie to widowiskowe, zrobi dobrą reklamę pływaniu, to w porządku.

Teraz jako trener będzie się pan starał, żeby w Tokio Polakom poszło lepiej niż w Rio. Tajemnica słabych występów naszych pływaków w Brazylii została już odkryta?

Mam swoje zdanie na ten temat. Jako doświadczony pływak uczę się na błędach. Kiedy słabo pływałem na zawodach, wiedziałem, co było tego przyczyną. Nie chcę się wychylać i mówić starszym trenerom, gdzie zostały popełnione błędy. Ja jestem w tym zawodzie od niedawna i patrzę na to wszystko inaczej, niż bardziej doświadczeni trenerzy. Mam swoją wizję pracy i swoją ścieżkę. Jednak na pewno warto rozmawiać i nie zamykać się na młodych szkoleniowców, tak jak to dzieje się w Polsce.

A czuje pan, że starsi traktują pana w ten sposób?

Tak bywa, na zasadzie "Co ty, dzieciaku, możesz wiedzieć?". Nie zamierzam się tym jednak przejmować. Kiedy byłem zawodnikiem, twierdzono, że jestem alkoholikiem, że dużo imprezuję, lekceważę treningi. Medale, które zdobyłem, są chyba jakąś odpowiedzią na te oskarżenia. Wiadomo, popełniałem błędy i mogło być lepiej, ale historie tworzone wokół mojej osoby nie były prawdziwe. Teraz jako młody trener też już słyszę różne plotki na swój temat, czuć zazdrość. Cóż, ważne, że o tym mówią, bo to oznacza, że zaistniałem w środowisku.

Stawia pan sobie za punkt honoru, żeby pokazać starszym trenerom, że zna się pan na tym, co robi?

Na mistrzostwach Polski moi zawodnicy pływali bardzo szybko, na każdym dystansie ustanowili rekordy życiowe. Moi juniorzy też się bardzo poprawiają, mam wśród nich jednego, na którego bardzo liczę. W ciągu niespełna pół roku poprawił się na 100 metrów kraulem o siedem sekund.

Zdradzi pan nazwisko?

Kamil Kozłowski. Ma 17 lat i doskonałe warunki fizyczne. Prawie 190 centymetrów, jest dużym i silnym chłopem. Chce pracować, jest zawzięty, uwielbia się ścigać. Takich ludzi szukam i z takimi dobrze się pracuje.

A ma płaskostopie? To ponoć pomaga pływakom.

Ma bardzo dużą stopę! "Platfusa" też ma.

Porównywalnego z Chadem Le Closem? Po wspólnych treningach z mistrzem olimpijskim z Londynu mówił pan, że jego stopy działają jak płetwy.

Myślę, że podobnego (śmiech).

Komentarze (0)