Ala, co nie tchórzy

PAP / Grzegorz Michałowski / Alicja Tchórz płynie na dystansie 400 metrów stylem zmiennym podczas pływackich zawodów Grand Prix - Pucharu Polski w Łodzi
PAP / Grzegorz Michałowski / Alicja Tchórz płynie na dystansie 400 metrów stylem zmiennym podczas pływackich zawodów Grand Prix - Pucharu Polski w Łodzi

- Najtrudniejsze było pokonanie bariery nie tyle fizycznej, co psychicznej. Trzeba go przecież jeszcze wyłowić i dopłynąć. Wydawało się, że to dla mnie za dużo - mówi Alicja Tchórz. Polska pływaczka i ratownik. Dziewczyna, która niczego się nie boi.

W tym artykule dowiesz się o:

A już na pewno nie boi się wkładania kija w mrowisko, robienia medialnej burzy i zawieruchy. - Tak, jestem pyskata. Nie będę mówiła że nie - przyznaje mi. - Nie żałowałam żadnego mojego wpisu, żadnego słowa. Bo były szczere, prosto z serca.

Z 24-latki w roślinę

Prosto z serca, rok temu po nieudanych igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro o godzinie 4 nad ranem skrytykowała bez ceregieli swoich trenerów w kadrze. "Nie czułam od nich wsparcia, do którego przyzwyczaili mnie poprzedni trenerzy (…) Z 24-latki uwielbiającą wodę i wysiłek stworzyli roślinę, która wykonywała polecenia bez polotu i satysfakcji z pracy" - wylewała żale na Facebooku. W środowisku oczywiście burza.

Kilka miesięcy wcześniej po jednych z zawodów pływackich, również na Facebooku wzburzyła się, że 200 złotych nagrody dla mistrzów jest żenadą. - Jasne, zaraz mi ktoś powie, że nie pływa się dla pieniędzy. Trenuję 16 lat, podporządkowuję całe swoje życie wstawaniu o 5 rano, treningom 12 razy w tygodniu. I za poświęcenie całego piątku (wyjazd o 6 rano) oraz soboty (powrót mam nadzieję koło 2 w nocy) otrzymuję 200 zł ! Łatwo można policzyć: 200 zł: 44h= 4,5 zł/h, przy najniższej krajowej 7 zł... Następnym razem poroznoszę ulotki.

Fala krytyki, jaka się na nią wylała, była jak tsunami. A co ona sobie młoda myśli. Jeździ po świecie, robi co lubi i jeszcze narzeka, choć płacą na nią podatnicy. Medialna burza była ogromna, a sama Ala, choć już w wieku 16 lat podbiła rekord Polski seniorów, choć była wcześniej na igrzyskach w Londynie, dopiero teraz stała się naprawdę znana. I szybko przylgnęła do niej łatka najbardziej krnąbrnej sportsmenki młodego pokolenia.

Zaczęły się wywiady, w domu pojawiały się telewizje. W obronę ówczesną 23-latkę wzięła nawet Justyna Kowalczyk pisząc w felietonie w "Gazecie Wyborczej": - Szlag mnie trafia, gdy czytam, że sportowcy wyczynowi bawią się za pieniądze podatników. (...) Taka jest struktura wyczynowego sportu w Polsce i nie ma co winić za to młodego sportowca, bo to po prostu "populistyczne draństwo".

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Tańczący Leo Messi i Katarzyna Kiedrzynek na plaży (WIDEO)

Alicja Tchórz: - Ale udało mi się parę rzeczy udowodnić i poprawić. I będę się starała, aby tym młodym pływakom, wszystkim sportowcom żyło się lepiej. Mam w głowie parę projektów, będziecie jeszcze ze mnie dumni.

Ratowanie manekina

Urodzona w Kaliszu Alicja w reprezentacji Polski po raz pierwszy znalazła się w wieku zaledwie 13 lat. Gdy program robił o niej TVN, jej mama przyznała, że ma w domu około 140 - 150 medali córki. Tchórz pływa przede wszystkim stylem grzbietowym. Jest dwukrotną mistrzynią Europy juniorów, dorosłą wicemistrzynią Europy. Twarda, zdyscyplinowana, pochłonięta pływaniem - tak o niej mówią.

Jest też ratownikiem i to właśnie z tą profesją związany jest jej najnowszy - jak sama mówi - trochę szalony pomysł. 25-letnia dwukrotna olimpijka zdecydowała się wystartować w The World Games, czyli Igrzyskach Sportów Nieolimpijskich. Lub jak wolą prześmiewcy - w igrzyskach sportów dziwnych i dziwacznych. Ta impreza 20 lipca rozpocznie się we Wrocławiu. Ludzie sportu mówią o niej, że to przedsionek olimpizmu. Niektóre dyscypliny, które tam są rozgrywane, potem dostają szansę zaistnienia w tych prawdziwych igrzyskach.

Alicja Tchórz będzie reprezentowała Polskę dwóch konkurencjach. Jedną z nich jest wyścig na 100 metrów w płetwach. W jego trakcie musi... uratować manekina. To znaczy, w połowie dystansu zanurkować po manekina, wyciągnąć na powierzchnię, a potem holować do mety. Jedna taka sztuka ma metr wysokości, waży jak dorosły facet. Jest w całości wypełniony wodą.

Mówi: - Poszerzyłam sobie płuca przez to pływanie pod wodą. Bo to było najtrudniejsze. Pokonać nie tyle fizyczną, co psychiczną barierę. Że jeszcze trzeba go wyłowić, dopłynąć. Wydawało się, że to dla mnie za dużo. A tu okazało się, że można.

Jej mama mówi, że Ala to taka "niepoprawna patriotka". I coś w tym jest, a świadczy o tym m.in. powód, dla którego pływaczka zdecydowała się na takie udziwnienie w swoim życiu.

- Największy wpływ na moją decyzję miało miejsce rozgrywania tych zawodów. Mówię sobie, kurczę byłoby super zaprezentować się przed własną publicznością. Pamiętam rok 2011, gdy mistrzostwa Europy odbywały się w Szczecinie. I to wychodzenie na start przy aplauzie i wsparciu publiczności było dla mnie niesamowitym doświadczeniem i chciałabym to przeżyć ponownie.

Przydusić, żeby nie utonąć

Jako ratowniczka nie miała z kolei jeszcze możliwości, aby zmierzyć się z własnymi możliwościami, pokonać barierę i ruszyć na pomoc tonącemu człowiekowi. Na skraju życia i śmierci.

- Tak się zastanawiałam, czy jak będzie trzeba, to wyciągnę z wody takiego wielkiego pana, który będzie mi się wyrywał, może być ciężko. Ale uczyli nas, że trzeba go delikatnie przydusić, żeby samemu nie utonąć.

Nie będzie miała wyboru, ruszy na pomoc. Nie stchórzy. I nie utonie. Przecież mieszka w wodzie.

Źródło artykułu: