W 2016 roku Adrian Zieliński był jednym z faworytów do zdobycia złotego medalu olimpijskiego w Rio de Janeiro. Jednak zanim igrzyska na dobre się rozpoczęły, reprezentant Polski został przyłapany na dopingu. W jego organizmie wykryto nandrolon. Zieliński musiał wracać do domu.
Reprezentant Polski utrzymywał, że jest niewinny, a zakazana substancja w jego organizmie to efekt spożycia zanieczyszczonej odżywki. Przeszedł nawet badanie wariografem, ale nie wpłynęło to na obniżenie kary. Został zdyskwalifikowany na cztery lata. W rodzinnej Mroczy i tak był bohaterem. Obecnie jest gminnym radnym.
Cztery lata temu przeżył najtrudniejsze chwile w życiu. - Córeczka urodziła się chora i przez dwa miesiące walczyła o życie. Tak naprawdę w ogóle nie myślałem o igrzyskach. Zdałem sobie sprawę, że to rodzina jest najważniejsza. Do przedwczesnego porodu mógł doprowadzić stres. Nie poruszałem przy żonie tematu Rio, ale na pewno wewnętrznie też bardzo mocno przeżyła całą sytuację - powiedział Zieliński w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldinho czaruje nawet w więzieniu
Po złapaniu na dopingu internetowi hejterzy nie mieli dla niego litości. - Milenka walczyła w szpitalu o życie, a w międzyczasie ludzie pisali mi na Facebooku, że lepiej bym umarł. Że powinienem rzucić się na linę. Życzyli chorób mnie i moim najbliższym. Wszystko to było robione z fejkowych kont. Szczerze mówiąc, spływało to po mnie. Każdy w okolicy przecież znał mój adres. Jeśli ktoś chciał mi coś przekazać, w każdej chwili mógł przecież zapukać i powiedzieć mi, co myśli, prosto w twarz - dodał Zieliński.
Podnoszenie ciężarów trenował od siódmego roku życia. Po trzydziestych urodzinach przeszłość odciął grubą kreską. O sportowej karierze już nie myśli, skupia się na tym, by pomóc mieszkańcom rodzinnej Mroczy.
Czytaj także:
Międzynarodowa piłka wróci dopiero w 2021 roku? Fatalna prognoza wiceprezydenta FIFA
Krystian Woźniak - polski bramkarz na tropie Manuela Neuera