W połowie stycznia 2023 roku środowiskiem motorsportowym wstrząsnęło zdarzenie z Rajdu Dakar. Na dziewiątym etapie Ales Loprais śmiertelnie potrącił kibica pochodzącego z Włoch. Czeski kierowca nawet nie był świadom wypadku i dojechał do mety odcinka. Groziło mu przez to wykluczenie z imprezy, bo zgodnie z regulaminem Dakaru, uczestnik w takiej sytuacji musi się zatrzymać i udzielić pomocy poszkodowanemu.
Loprais udowodnił, że nie miał prawa widzieć 69-latka z Włocha, który zginął pod kołami jego ciężarówki. Czech był jednak w głębokim szoku i w związku z tragedią mimo wszystko wycofał się z dalszej rywalizacji w Dakarze. Po dwunastu miesiącach 43-latek postanowił powrócić na trasy najtrudniejszego rajdu terenowego na świecie.
- Dakar 2023 był dla mnie naprawdę trudny. Sytuacja okazała się niełatwa do przezwyciężenia. Nie byłem pewien, czy kontynuować karierę, ale ostatecznie postanowiłem ruszyć do przodu. Przeprowadziliśmy pięć sesji testowych w Europie, po których zapadła decyzja o ponownym starcie w Dakarze - powiedział Loprais w rozmowie z oficjalnym serwisem rajdu.
ZOBACZ WIDEO: Dzień z Mistrzem. Robert Kubica: "Dopóki ta pasja jest, będę to kontynuował"
- Wracam i mam nadzieję, że po doświadczeniach sprzed roku będę silniejszy. Przyjeżdżam na rajd tą samą ciężarówka, praktycznie jest bez zmian. Mamy tylko nieco inny program zmiany biegów. Nic specjalnego, bo ciężarówka i ja pasujemy do siebie idealnie. Ten samochód jest dla mnie jak żywy człowiek - dodał Czech.
Ales Loprais od lat współpracuje z czeską marką Tatra. Jest bratankiem Karela Lopraisa, który w przeszłości odnosił sukcesy w Dakarze. Młodszy z Czechów wystartował po raz pierwszy w rajdzie w roku 2006 - właśnie jako pilot swojego wujka. W kolejnej edycji wystąpił już jako głównodowodzący ciężarówki. Najlepszy wynik Lopraisa to trzecie miejsce wywalczone w 2007 roku.
Loprais ma też na swoim koncie zwycięstwo w Silk Way Rally, czyli rosyjskim odpowiedniku Rajdu Dakar.
Warto dodać, że wydarzenia z ubiegłorocznego Dakaru znalazły się pod lupą służb. Śledztwo wykazało, że 69-latek z Włoch znalazł się pod wydmą, bo chciał zrobić efektowne zdjęcie nadjeżdżającego samochodu. Dlatego to kibic ponosił odpowiedzialność za tragiczne dla siebie w skutkach zdarzenie.
- Bardzo mi przykro, że ten człowiek zginął, ale to było nieodpowiedzialne zachowanie. Widzę takie obrazki codziennie. Ludzie skaczą przed samochodami, chowają się za wydmami. Stoją na wydmach i nawet nie zdają sobie sprawy, że my czasem możemy nie zapanować nad pojazdem w piasku - tak tragedię skomentował czeski kierowca Jaroslav Vatr w rozmowie z idnes.cz.
Czytaj także:
- Wróżą mu rychły koniec kariery w F1. Stanowcza odpowiedź kierowcy
- Zakrztusił się mięsem w urodziny. Dramat byłego kierowcy F1