Kiedy dwa tygodnie temu, dakarowa karawana stawała na starcie w Arabii Saudyjskiej, nikt nie spodziewał się, jak wyjątkowo trudny będzie to rajd. Oczywiście organizatorzy zapowiadali, że będzie to Rajd Dakar jak za dawnych czasów. Dwanaście odcinków specjalnych o długości ponad 4600 kilometrów, w tym maratońska 48-godzinna próba.
Hołowczyc wygrał z bólem i Dakarem
Załoga AzotoPower przeżyła chyba wszystko, co może zaserwować "rajd wszystkich rajdów". Wypadek, awarie, wymiany kół, naprawy na trasie, noc spędzona na pustyni. Sportowo Krzysztof Hołowczyc z Łukaszem Kurzeją wiedzieli już po drugim etapie, że niestety ich szanse na dobry wynik legły w gruzach. Pomimo tego nie poddali się i chyba największą nagrodą jest osiągnięta meta.
W finałowym dniu Hołowczyc z Kurzeją pokazali sportową złość i zanotowali piąty czas. Było to dla nich wspaniałe zakończenie legendarnego maratonu. W klasyfikacji generalnej triumfowali Carlos Sainz i Lucas Cruz w Audi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie jest żart. Tak trenują polscy skoczkowie
- Jest upragniona meta! Prawie 8000 kilometrów przejechane. Rajd wyjątkowo trudny, wszyscy podkreślają że już dawno takiego Dakaru nie było. My niestety na drugim odcinku specjalnym skończyliśmy walkę sportową i to nas bardzo bolało, po pierwsze duża awaria szczególnie w mojej szyi i Łukasza kręgosłupie. Uratowaliśmy życie motocykliście, bo tak można powiedzieć, ale jednak rajd się wtedy sportowo dla nas skończył - mówi Hołowczyc, który pomimo częściowego paraliżu w ręce nie zrezygnował z dalszej jazdy.
- Straciliśmy szansę na rywalizację ale podjęliśmy wtedy decyzję, że spróbujemy pojechać dalej, że przetrwamy, że będziemy odcinek po odcinku wspinali się, żeby walczyć o osiągnięcie mety. Śmiesznie to brzmi, co to jest osiągnięcie mety, jednak to bardzo dużo w Dakarze. Całe życie myślałem tylko o walce o zwycięstwo, o jak najlepszych miejscach, a tu nagle musiałem zwyczajnie przetrwać! Przetrwaliśmy to! - dodaje jeden z najlepszych polskich rajdowców.
Wsparcie dla WOŚP motywacją dla "Hołka"
Wypadek z udziałem Hołowczyca miał miejsce na drugim etapie. Oznacza to, że przez większość Dakaru kierowca z Olsztyna musiał mierzyć się z bólem. Jedną z nocy przespał w kołnierzu ortopedycznym, aby nieco poprawić stan swojej szyi. To pokazuje, jakie trudności pokonała załoga AzotoPower w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
- Nie ukrywam, że w sytuacjach, w których ból się potęgował tak bardzo, że już nie miałem siły jechać, Łukasz mnie wspierał i mówił jeszcze kawałek, jeszcze trochę, dojedziemy, oby do końca dnia. Do tego wspaniała praca naszego masażysty, Marcina, który wielokrotnie wyprowadzał mnie ze stanów totalnej zapaści. Mówiłem już nie dam rady, już nie pojadę, walczyłem ze sobą, walczyłem z tym, żeby stanąć każdego dnia na starcie - komentuje Hołowczyc.
Motywację dla 61-latka stanowił fakt, że jego sponsor postanowił wesprzeć finansowo WOŚP, dlatego liczył się każdy przejechany kilometr. - Osiągnęliśmy metę i wszyscy wiedzą, że walczyliśmy, żeby tych kilometrów zrobić jak najwięcej. Każdego dnia mówiliśmy jeszcze jeden, jeszcze znowu parę kilometrów dla Wielkiej Orkiestry! Nasz sponsor BIO-GEN obiecał, że za każdy kilometr odcinka specjalnego przekaże 10 zł i dzisiaj dostaliśmy jeszcze lepszą wiadomość! BIO-GEN przekaże 10 zł za wszystkie kilometry które przejechaliśmy włącznie z dojazdówkami, czyli prawie 8000 kilometrów, dokładnie 7697 kilometrów - zdradza "Hołek".
- Teraz wracamy do Polski. Bardzo dziękuję wszystkim kibicom za wsparcie, to był dla nas trudny ale wspaniały czas! - podsumowuje olsztynianin, który już w sobotę ma powrócić do Polski.
Czytaj także:
- Lewandowski zainwestował w jego biznes. Teraz podziwia Hołowczyca
- 27 zarzutów dla ministra. W tle spore łapówki i bilety na F1