Rywalizacja rozpocznie się więc od drugiego etapu w San Miguel de Tucuman. - W pełni rozumiem tę decyzję, choć nie ukrywam, że wolałbym się dziś ścigać - komentował Rafał Sonik.
Planowo w poniedziałek rajdowcy mieli pokonać 372 km odcinka specjalnego i 170 km dojazdówki. Niestety od samego rana panowały trudne warunki pogodowe uniemożliwiające start helikoptera bezpieczeństwa. Kiedy tylko organizatorzy podjęli decyzję o odwołaniu etapu, wszystkie pojazdy w kolumnie ruszyły w kierunku San Miguel de Tucuman.
- Jechaliśmy po części asfaltowymi, po części szutrowymi drogami. Było bardzo zimno, padał deszcz, lub otaczała nas nieprzyjemna mżawka. Było ponuro i przemarzłem na kość, bo musieliśmy przejechać 630 km. Zajęło nam to 11 godzin. W teorii był to więc lekki dzień, ale w praktyce bardzo nieprzyjemny. Ponieważ już wcześniej oddałem swoje rzeczy przeciwdeszczowe, by pojechały na biwak, dla ochrony przed pogodą pozostała mi jedynie jazda w worku na śmieci - próbował żartować porządnie zmęczony i zziębnięty kapitan Poland National Team.
- Teraz jesteśmy już na biwaku w Tucuman - mówił z wyraźną ulgą. - Mam swoiste de ja vu, bo właśnie tu w czasie ostatniego Dakaru, mieliśmy dzień przerwy od rywalizacji. Dziś dotarliśmy tu jednak w zupełnie innych okolicznościach. Mój organizm był nastawiony na adrenalinę, rywalizację i ściganie, dlatego pewnie też przejazd trasą równą odległości dzielącej Zakopane i Władysławowo wcale nie okazał się lekki i przyjemny.
We wtorek Rafała Sonika i jego rywali czeka 668 km ścigania, z czego aż 346 stanowić będzie odcinek specjalny. Po odwołaniu pierwszego etapu, wszyscy kierowcy będą spragnieni ścigania. Na trasie do San Fernando del valle de Catamarca z pewnością będzie więc toczyć się ostra walka na sekundy. Jeśli oczywiście i drugi etap nie zostanie odwołany… - Nie znam się dobrze na tutejszej pogodzie, ale podstawa chmur jest bardzo nisko. Obawiam się, że jutro możemy mieć powtórkę z rozrywki… Oby nie… - zakończył jedyny Polak w stawce Rajdu Argentyny.