W tym roku Krzysztof Hołowczyc powrócił do rywalizacji w Rajdzie Dakar po kilkuletniej przerwie. Jednak już początek imprezy w Arabii Saudyjskiej był mocno pechowy dla załogi AzotoPower. Na jednym z etapów olsztynianin robił wszystko, by uniknąć zderzenia z motocyklistą, czego następstwem było uderzenie w głaz. "Hołek" uszkodził kręgosłup, doznał paraliżu ręki, a w jego samochodzie doszło do urwania koła.
Doświadczenia z Dakaru 2024 sprawiły, że Hołowczyca zabraknie w kolejnej edycji rajdu, jaką zaplanowano na styczeń. - Cały czas odczuwam skutki wypadku i moja szyja czasem się odzywa - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty jeden z najlepszych polskich kierowców, który równocześnie nie wyklucza powrotu do tradycyjnych rajdów.
Hołowczyca interesuje kategoria WRC2 Masters, która została stworzona z myślą o dawnych mistrzach. Ma ona przyciągać do świata WRC głośne nazwiska. Dla 62-latka to bardzo ciekawa opcja.
Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Jak wygląda plan Krzysztofa Hołowczyca na sezon 2025? Start w Dakarze jest wykluczony?
Krzysztof Hołowczyc, kierowca rajdowy: Dakar to ogromne nakłady finansowe i wielkie wyzwanie pod każdym względem. Ja cały czas odczuwam skutki wypadku i moja szyja czasem się odzywa. Mam wokół siebie doskonały zespół rehabilitantów, dzięki którym mogłem startować w tym roku. Dakar to zupełnie inny poziom obciążenia.
Jest oczywiście drugi aspekt, który nie jest żadną tajemnicą. Koszty udziału z roku na rok są coraz wyższe i dlatego wspólnie z moimi sponsorami podjęliśmy decyzję, że w przyszłym roku będziemy pracowali nad innymi projektami. Oczywiście, zamierzam dołożyć wszelkich starań aby wrócić na pustynię… i stanąć na jedynym właściwym miejscu, czyli na szczycie podium.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców
Dla wielu Dakar to obcowanie ze śmiercią, o czym świadczy chociażby wypadek z 2024 roku. Da się o tym zapomnieć za kierownicą?
Dobry kierowca to nie taki, który się nie boi, tylko taki, który potrafi opanować ten strach. Zarządzanie lękiem i stresem to podstawa w motorsporcie. Oczywiście wiesz doskonale, że pomimo bardzo nowoczesnych rozwiązań, rozbudowanych klatek, systemów bezpieczeństwa etc. to nadal bardzo niebezpieczny sport.
Miałem w swoim życiu kilka momentów, w których myślałem, że to już "scena kończąca" i myślałem sobie wtedy: "Hołek - to już teraz - napisy końcowe...?". Najwięcej zależy od naszej głowy, od tego jak mocno jesteśmy w stanie wierzyć w to, że przetrwamy, że damy z siebie wszystko i że panujemy nad sytuacją, a ryzyka nie da się uniknąć, po prostu trzeba się z nim zaprzyjaźnić.
Dakar to ogromne koszty, ale nie tylko jeśli chodzi o samochód i serwis. Wspomniał pan niegdyś o ubezpieczeniu na kwotę miliona euro. Jak to wygląda obecnie?
Rajd Dakar to rzeczywiście ogromne wyzwanie nie tylko sportowe, ale i organizacyjne. Ubezpieczenie to istotna część tych przygotowań - w końcu mówimy o jednym z najniebezpieczniejszych rajdów na świecie. Rzeczywiście, kwestie ubezpieczenia życia są dla mnie ważnym elementem przygotowań - to trochę jak zapięcie ostatniego guzika przed wyjazdem.
Obecnie jednak sytuacja wygląda różnie w zależności od zespołu. Często to kwestia wspólnych ustaleń - zespoły pokrywają pewne ubezpieczenia techniczne i medyczne, ale sprawy osobiste, takie jak polisy na życie, mogą spoczywać na barkach kierowcy. Dakar to duża machina, gdzie każdy detal jest ważny - od przygotowania sprzętu po zabezpieczenie siebie i współpracowników.
Czy ubezpieczam się na konkretną kwotę? Powiem tak - zawsze lepiej być przygotowanym na najgorsze, żeby można było się skupić na najlepszym.
Ten sezon dobiegł końca. Był dla pana dość pechowy. Wypadek w Dakarze, awarie w mistrzostwach Polski. Czy w wieku 62 lat wciąż jest w panu chęć wygrywania z innymi, czy bardziej chodzi o szukanie adrenaliny?
Rzeczą oczywistą dla mnie jest to, że jeśli nie stajesz na starcie z myślą o tym, żeby wygrać, to możesz jechać do domu. Motorsport to moje życie, coś co mnie napędza, daje energię do działania. Tegoroczny sezon był dla nas trudny, awarie, które eliminowały nas z jazdy dały nam naprawdę w kość. Budujące jest jednak to że kiedy nie było awarii i dojeżdżaliśmy do mety, to odnosiliśmy zwycięstwo.
Bardzo się cieszę, że wygraliśmy ostatni rajd, dało nam to sporo pozytywnej energii. Cross-country to dla mnie przede wszystkim wiele wymagających kilometrów oesowych, a to sprawia, że cały czas jestem w sportowej kondycji i w moim ulubionym trybie rywalizacji - co jest dla mnie bardzo cenne. Możesz robić dziesiątki kilometrów testowych, ale walka w rajdzie to zupełnie coś innego, inaczej pracuje głowa, masz też zupełnie inne nastawienie.
Porozmawiajmy o 2025 roku. Na ile realne jest, że Krzysztof Hołowczyc wróci do tradycyjnych rajdów? Petter Solberg, dawny mistrz świata WRC, mówił latem, że widziałby pana w cyklu WRC2 Masters.
To byłaby wspaniała rzecz, wrócić do korzeni, do tego miejsca, w którym zaczęła się wielka i wspaniała przygoda mojego życia. Kibice nadal pamiętają naszą walkę w mistrzostwach Europy. Popularność rajdów w latach 90. była ogromna, to było nasze okno na świat.
WRC2 Masters to bardzo ciekawy cykl. Na chwilę obecną sprawdzamy możliwości i to, czy nasi sponsorzy dostrzegają w tym potencjał. Przyglądam się również Historycznym Mistrzostwom Europy, w których swój udział zapowiedział już Jari-Matti Latvala w Toyocie Celice.
W Hołowczyc Racing mamy możliwości, wiedzę i potencjał do zbudowania historycznego Subaru, więc to też jest opcja, żeby pokazać się na rajdowych trasach. Jeszcze w tym roku będę na kultowej Karowej w czasie Rajdu Barbórka i mam nadzieję, że tak jak zawsze kibice entuzjastycznie przyjmą mój przejazd Subaru.
W tym roku miał pan okazję pojeździć obecną rajdówką z WRC2. Czym ona różni się od tych, jakie kibice obserwowali na oesach w latach 90.?
WRC2 to zupełnie inna konstrukcja w porównaniu do "dawnych" rajdówek. Dziś jeździ się z "aptekarską dokładnością", tak, żeby nie tracić trakcji. Samochody WRC2 mają doskonałe zawieszenia, których nawet nie ma co porównywać do tych z lat 90. Poziom jest także ekstremalnie wyrównany, bo załogi "tną" się dosłownie na sekundy.
W Subaru czy innych konstrukcjach, już historycznych zdecydowanie więcej się działo, inżynierowie bardziej skupiali się na mocy silnika, niż na tym, jak skuteczne ma być zawieszenie. Pewnie dlatego tak bardzo kochają tamte rajdy kibice. Widok złożonego do zakrętu auta 50 metrów przed nim, slajdy i swojego rodzaju taniec był konieczny, żeby szybko pojechać. Dzisiaj się to zmieniło.
Zaczął pan też rozwijać kanał na YouTube. Przetestował ogromne ciągniki, maszyny rolnicze. Skąd ten pomysł? Krzysztof Hołowczyc zostanie youtuberem?
Pomysł na HołowczycTV pojawił się chyba dość spontanicznie. Mam wiele historii do opowiedzenia, kilka ciekawych samochodów do pokazania w mojej kolekcji, więc stwierdziliśmy, że dlaczego tego nie pokazać, zarazić ludzi pasją, podzielić się wiedzą. Sam jestem zaskoczony bardzo pozytywnym odbiorem i popularnością. Już niedługo pokażemy nową serię odcinków. Mam nadzieję, że spotka się ona z równie ciepłym odbiorem.
Zaczynamy też najgorszy okres dla kierowców na polskich drogach. Ciemno, ślisko, mgliście, więc trudno o to nie zapytać - jakimi kierowcami są Polacy?
Myślę, że temat bezpieczeństwa to temat rzeka. Najważniejsze, o czym kierowcy powinni pamiętać to odpowiedzialność. Jeśli chodzi o polskich kierowców, to widzę pewne zmiany na lepsze, ale wciąż mamy sporo do zrobienia. Na przestrzeni lat poprawiła się choćby świadomość dotycząca korzystania z pasów bezpieczeństwa czy trzeźwości za kierownicą - to już standard, a jeszcze kilkanaście lat temu nie było takie oczywiste.
Widać większą świadomość, szczególnie wśród młodych kierowców. Być może to efekt edukacji i kampanii społecznych, a także zaostrzenia przepisów drogowych. Jednak kultura jazdy to coś, co wymaga czasu, żeby się ugruntowało. Wiele krajów z najwyższą kulturą drogową budowały ją przez dekady.
Rozmawiałem o tym chociażby z Kajetanem Kajetanowiczem, który mówi, że należałoby zmienić egzaminowanie na prawo jazdy w Polsce. Kilkanaście godzin jazdy w "elce" nie nauczy nikogo jazdy samochodem.
To bardzo ważny temat. Zgadzam się z Kajetanem - obecny system nauki i egzaminowania na prawo jazdy w Polsce pozostawia wiele do życzenia. Kiedy młody kierowca dostaje dokument uprawniający do prowadzenia auta, w wielu przypadkach nie jest w pełni przygotowany do radzenia sobie z rzeczywistymi zagrożeniami na drodze. Myślę, że to też kwestia późniejszego zdobywania doświadczenia.
Niestety, nadal w Polsce większą uwagę przywiązuje się do tego, by przygotować się do zdania egzaminu, a niekoniecznie do tego, żeby stać się odpowiedzialnym, świadomym kierowcą z odpowiednimi umiejętnościami.
Szkolenie na torze? Absolutnie popieram. Tego typu kursy - obejmujące jazdę w uślizgu, hamowanie awaryjne czy manewrowanie w trudnych warunkach - powinny być obowiązkowym elementem przygotowania do jazdy w regularnym ruchu drogowym. To daje młodemu kierowcy narzędzia, które mogą uratować życie jego i innych. Zrozumienie zachowania samochodu w ekstremalnych sytuacjach to coś, czego nie nauczą się w zwykłej "elce".
Patrzę na to z perspektywy zawodowego kierowcy. Każdy, kto choć raz próbował opanować auto na śliskiej nawierzchni, wie, ile trzeba pokory i praktyki, by zrobić to dobrze. Taki trening buduje świadomość, uczy szacunku do auta i drogi. A tego w naszym systemie edukacji kierowców myślę, że wciąż brakuje. Zmiany są konieczne - nie tylko w szkoleniu, ale i w mentalności samych kierowców.
rozmawiał Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty