Krzysztof Hołowczyc: Jechaliśmy po omacku

Krzysztof Hołowczyc i Xavier Panseri uzyskali 6. czas na dziewiątym etapie i utrzymali wysoką 4. pozycję w klasyfikacji generalnej, powiększając swoją przewagę nad piątym Erikiem van Loon.

W tym artykule dowiesz się o:

Po dniu poświęconym na odpoczynek, załogi wróciły do morderczej rywalizacji. Organizatorzy przygotowali na 9. etapie trudny i męczący odcinek specjalny liczący aż 450 km. Już podczas pierwszych 50 km zawodnicy musieli zmierzyć się ponownie z wysokimi wydmami.
[ad=rectangle]

Po pokonaniu piaszczystej części trasy załogi dojechały do krętych, nierównych, wyjątkowo dziurawych i kamienistych górskich terenów. Nie trudno było o mały błąd na ciasnych zakrętach i dziurawej trasie. Mimo trudnych i wymagających warunków oraz małych problemów na początku etapu, załoga Lotto Team zameldowała się na mecie odcinka z dobrym 6. czasem. Hołowczyc i jego francuski pilot, debiutujący w Rajdzie Dakar Xavier Panseri, umocnili swoją bardzo wysoką 4. pozycję w klasyfikacji generalnej.

- Ten dziewiąty etap to był prawdziwy horror. Organizator absolutnie przesadził z wyborem trasy. 80 procent etapu stanowiły potworne dziury, wyrwy, kamienie, koryta wyschniętych rzek. Do tego sporo fesz-feszu, który zawiewany przez wiatr z tyłu wyprzedzał samochód, tak, że długimi fragmentami jechaliśmy zupełnie po omacku, co w każdej chwili groziło wpadnięciem do głębokiego rowu po rzece lub najechaniem na jakiś głaz. To cud, że nic takiego nam się nie przydarzyło. Z resztą już przed startem na dojazdówce przeżyliśmy spory stres, bo zaczął się bardzo przegrzewać silnik. Próbowaliśmy to naprawić, ale bezskutecznie - komentował Hołowczyc.

fot. holek.pl
fot. holek.pl

- Na wydmy wjechaliśmy z duszą na ramieniu, bo przegrzany silnik co chwila wchodził w tryb awaryjny, co skutkuje obcięciem mocy o jedną trzecią. Parę pierwszych wydm z trudem pokonaliśmy, ale najwidoczniej pod wpływem gwałtownych ruchów bańka powietrza w układzie chłodzenia jakoś się rozeszła, bo silnik z kilometra na kilometr schładzał się. Przynajmniej taką mam teorię.. Po drodze jeszcze zaliczyliśmy drobne "maliny". Potem, gdzieś w połowie odcinka na jakiejś ogromnej dziurze tak chrupnęło mi w szyi, że przez chwilę miałem przed oczami ciemność, a potem poczułem falę ogromnego ciepła rozlewającą się po całym ciele. Chyba kręgi przejechały po rdzeniu - taka kolejna teoria... - powiedział "Hołek".

- Niestety ponownie straciliśmy sporo cennych minut na szukaniu jednego z waypointów. Musieliśmy go minąć zaledwie o kilka metrów, bo po kilkunastu minutach szukania odnaleźliśmy go praktycznie w miejscu, gdzie byliśmy na początku. Pocieszające jest tylko to, że z wyjątkiem Naniego (Romy) i Nassera (Al-Attiyaha), cała czołówka miała ten sam problem. Tym razem szczęście nie dopisało, ale z drugiej strony przecież trzynastego mogły się zdarzyć dużo gorsze rzeczy - powiedział na mecie Hołowczyc.

Dziewiąty etap należał do załóg MINI. Etapowe zwycięstwo odniósł Nani Roma, którego szanse na zwycięstwo w tegorocznej edycji Rajdu Dakar przekreśliła awaria silnika już w pierwszym dniu rywalizacji. Drugi czas odcinka uzyskał lider klasyfikacji generalnej Nasser al-Attiyah. Na trzecim miejscu uplasował się Władimir Wasiljew.

Komentarze (0)