Dakar 2019. Zakład o pocałunek. Laia Sanz nie boi się wyzwań i Dakaru

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Laia Sanz
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Laia Sanz

Jeśli Toby Price dojedzie w czołowej piątce Dakaru, to Laia Sanz będzie musiała go namiętnie pocałować. To efekt zakładu między Australijczykiem a Hiszpanką. Sanz udowadnia tym, że nie boi się wyzwań. Jednym z nich jest podbicie Dakaru.

W tym artykule dowiesz się o:

Dla Lai Sanz tegoroczny rajd to już dziewiąty Dakar w karierze. Hiszpanka pokazywała wielokrotnie, że nie obawia się wyzwań. Za każdym razem stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej. Tym razem postanowiła także zgodzić się na zakład z kolegą z zespołu. Toby Price to zwycięzca Dakaru z 2016 roku. Australijczyk zaoferował, że zetnie włosy, jeśli Laia Sanz znajdzie się w czołowej piętnastce rajdu.

Hiszpanka zaryzykowała jeszcze więcej. Jeśli Price znajdzie się w pierwszej piątce Dakaru, 34-latka będzie zmuszona przetrwać długi, co najmniej pięciosekundowy pocałunek ze swoim zespołowym partnerem. Warto dodać, że zawodnicy fabrycznego teamu KTM-a nie są parą poza sportem.

Aby otrzymać swoje nagrody, kierowcy muszą jednak spełnić wymagania drugiej strony. Nie będzie łatwe ani dla Sanz, ani dla Price'a. Hiszpanka jest w słabej dyspozycji fizycznej po chorobie, z którą zmagała się ponad trzy miesiące. Końcowe etapy rajdu są dla niej wykańczające. Australijczyk walczy za to z ogromnym bólem nadgarstka. Miał wypadek tuż przed tegorocznym Dakarem.

ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar. Olbrzymia przewaga lidera kierowców. "Nie chce popełnić żadnego błędu"

Spędzanie czasu z mężczyznami to dla niej norma

Laia Sanz od dziecka przebywa głównie w towarzystwie mężczyzn. Nic w tym dziwnego. W tak trudnym i wymagającym sporcie motorowym nie ma zbyt wielu pań. - Od zawsze spędzam czas z facetami. Dla mnie to normalne środowisko. Trenujemy razem, podróżujemy, mieszkamy. Tak było od dziecka. To dla mnie normalne - powiedziała swego czasu Hiszpanka w rozmowie z "Marką".

Urodzona w 1985 roku zawodniczka to absolutny fenomen w świecie motorsportu. Do jej pierwszej styczności z motocyklem doszło w momencie, gdy miała ledwie dwa lata. Kilkanaście miesięcy później, w tajemnicy przed rodzicami, jeździła jednośladem brata. Pierwszy jej udział w zawodach miał miejsce w 1992 roku.

Trudno zliczyć jej sukcesy

Przez całą dotychczasową karierę Laia Sanz święciła triumfy w kobiecych kategoriach, a także ścigała się jak równy z równym z mężczyznami. Jest 13-krotną mistrzynią świata w trialu i 10-krotną mistrzynią Europy w tej samej kategorii.

Jej pierwszy start w Dakarze miał miejsce w 2011 roku. - Wtedy było dużo łatwiej, bo moim jedynym celem na rajd było dojechanie do mety. Żadnej zbędnej presji czy wielkiego zamieszania. Teraz jest już dużo trudniej. Większość osób wie, kim jestem i czego można ode mnie oczekiwać. Wymagania rosną - wyjaśniła.

Najlepszy wynik Hiszpanki w Rajdzie Dakar to rewelacyjne 9. miejsce. - Oczywiście to świetny rezultat. Nie powiem, że nie chciałabym go jeszcze poprawić, ale patrząc realnie, moim celem jest po prostu osiąganie podobnych wyników w kolejnych edycjach. Poziom jest ekstremalnie wysoki. Jako plan minimum stawiam sobie miejsce w czołowej piętnastce - oznajmiła Hiszpanka.

Kobieta znosząca ekstremalny wysiłek

34-latka przyznaje, że przygotowania do imprezy takiej jak Dakar to ogromne wyzwanie dla organizmu. Sanz trenuje na siłowni, jeździ rowerem górskim, a także buduje kondycję na nartach biegowych. - Tak naprawdę wszystko jest ważne. Bardzo ciężko jest zbudować formę na Dakar, bo warunki podczas rajdu są naprawdę wyjątkowe. Upał, mało wody, ogromny wysiłek - powiedziała.

- Ćwiczę na siłowni. Wiadomo, że na motocyklu pracują głównie ręce i plecy, ale muszę pracować także nad mięśniami brzucha, bo to ich siła zapobiega poważnym kontuzjom podczas upadków. Ponadto ważne jest, aby być rozciągniętym. Ćwiczenia, które wykonuje, są głównie kondycyjne lub eksplozywne - wyjaśniła Sanz.

Głowa jest niezwykle ważna

Wielu kibiców uważa, że kobiety jeżdżące motocyklami ryzykują mniej i są bardziej uważne od mężczyzn. W tak ekstremalnym i długim rajdzie jak Dakar, wyniki pojedynczych etapów nie są jednak aż tak ważne. Na wynik końcowy składa się przede wszystkim równa jazda, bez upadków, które zabierają cenny czas.

Laia Sanz ukończyła każdy Dakar, w którym brała udział. Czy to znaczy, że ryzykuje mniej od jej kolegów? - Są tacy, którzy zawsze jadą ponad swoje limity. Każdy rajd jest niebezpieczny. Nie da się uniknąć wypadków w ogóle, to część tego sportu. Prawda jest jednak taka, że bycie wolniejszym w jednej części trasy nie odbiera szans na dobry wynik. Na sukces składa się wiele czynników, od nastawienia, przez motocykl do nawigacji - wyjaśniła.

Nie chce być gwiazdą

Rajd Dakar to ogromne wyzwanie dla organizmu, co oznacza także, nie nie da się wyglądać pięknie podczas całej rywalizacji. Część kobiet jako absolutny priorytet stawia swój wygląd. Nawet wśród zawodniczek motorsportu nie brakuje gwiazd, które nie pojawią się przed kamerami nieprzygotowane. Nie dotyczy to jednak Sanz. - Nigdy nie byłam typową dziewczyną - zaznaczyła.

- Nie byłam typem księżniczki. Jest mi przykro, gdy otwieram Instagram i widzę, jak wiele dziewczyn stara się zyskać aprobatę ludzi wyłącznie swoim wyglądem. Nie jestem jedną z nich. Chcę, aby ludzie obserwowali mnie i doceniali za to, co robię, a nie za to, jak się prezentuję. Kobiety długo walczyły o równouprawnienie, a teraz walczą o atencję rozbierając się czy sztucznie poprawiając ciało. To nie jest mądre - zakończyła.

Komentarze (0)