Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Zacznę od rutynowego pytania w tych czasach. Jak pan spędza ten trudny okres?
Jakub Przygoński, kierowca Orlen Teamu, uczestnik Rajdu Dakar: To jest trudny okres dla nas wszystkich. Praktycznie nigdzie nie wychodzę, podczas gdy człowiek jest przyzwyczajony do lotów, spędzania życia na walizkach i lotniskach. Teraz jestem w domu, więc z małżonką podzieliliśmy się obowiązkami. Mamy dwójkę dzieci i nimi się zajmujemy. Każdy z nas pracuje, więc trzeba to było jakoś ułożyć. Gdyby trwał sezon, dzieci nie miałyby tylu okazji, by spędzać ze mną wolny czas.
Czy można nazwać pana szczęściarzem? Bo jednak wystąpił pan w styczniu w Rajdzie Dakar, a później jeszcze w Rajdzie Kataru.
Na swój sposób można tak powiedzieć, bo wiemy, że dla nas Dakar jest najważniejszą imprezą w roku i ja mam ją już zaliczoną. Tymczasem są inne dyscypliny, które nawet nie ruszyły i nie wiadomo, w którym momencie ruszą.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Po Dakarze zmienił pan jednak rajdówkę i miał poświęcać sporo uwagi testom nowej Toyoty Hilux.
Na pewno plany były zupełnie inne. Zakładały dużo jazdy, setki przejechanych kilometrów. Mieliśmy przyzwyczajać się do nowego sprzętu, sprawdzać nowe części. To wszystko zostało wstrzymane, ale też wiemy z jakiego powodu. Jesteśmy świadomi sytuacji, w której się znaleźliśmy, że siedzimy w domach w wyższym celu. Nikt nie był w stanie tego przewidzieć.
Z Rajdu Kataru wracał pod koniec lutego. Czy wtedy były obawy, że gdzieś się zaraził się pan koronawirusem?
Po powrocie czułem się dobrze, nie miałem żadnego przeziębienia czy innych objawów, więc też nie decydowałem się na samoizolację czy coś takiego. Przepisy o obowiązkowej kwarantannie w Polsce weszły w życie dopiero później.
Na pewno wtedy nikt w Europie nie sądził, że temat koronawirusa stanie się tak poważny. Gdy pod koniec lutego wracałem z Kataru, to choroba zaczynała się rozprzestrzeniać po Włoszech, ludzie na lotniskach nosili maski, ale wielu bagatelizowało temat. Myślę, że każdy uważał, że jego to nie dotknie. W jakiś sposób jestem w stanie to zrozumieć, bo często słyszymy o jakichś chorobach z dala od Polski, a one jednak do nas nie docierają.
Myślę, że my jako Polska i tak dość szybko postawiliśmy na dość zdecydowane ruchy, zamykając granice czy ograniczając działalność sklepów. To na pewno nam pomogło w ograniczeniu rozprzestrzeniania się koronawirusa.
Mimo obecnych problemów, prezes Daniel Obajtek zapowiedział, że Orlen wypełni warunki zapisane w kontraktach. To chyba cieszy.
Na pewno. Wiemy jaka jest sytuacja. Nie możemy startować, nie możemy realizować warunków zapisanych w umowach. Dlatego w takiej sytuacji deklaracja prezesa Obajtka, że Orlen przy nas pozostanie, bardzo cieszy. To bardzo ważne, by mieć za sobą takiego partnera w tym trudnym okresie, bo on pozwala nam realizować swoją pasję.
Dużo się teraz mówi o kryzysie wywołanym przez koronawirusa. Czy on zmieni motorsport?
Nie wiem. Na razie jest chyba za wcześnie, by wyrokować. Nie mamy tak naprawdę wiedzy na temat tego, kiedy i czy uda nam się wznowić rywalizację. Od tego będzie dużo zależeć. Zobaczymy, czy w Dakarze w roku 2021 ubędzie załóg, bo na pewno ten kryzys nie skończy się w tym roku, tylko też będzie mieć przełożenie na kolejny.
Modne jest też hasło cięcia wydatków. Czy da się to zrobić w rajdach terenowych?
Czy można coś zrobić taniej? Nie bardzo. Obniżyć wydatki? Też nie. Trzeba pamiętać, że jeździmy po trudnym terenie, przez co części są narażone na uszkodzenia. Nie zmienimy tego. Jeśli zwolnię i pojadę tak, by nie uszkodzić samochodu, to z kolei odbije się na moim wyniku. Nasze zespoły też nie są jakoś mocno rozbudowane. To nie jest Formuła 1, tu nie ma kogo zwalniać.
A pan zakłada, że ten sezon w ogóle uda się dokończyć?
Myślę, że najwcześniej uda nam się ruszyć ze startami w lipcu, a to i tak optymistyczna prognoza. Musimy pamiętać, że sporo podróżujemy w naszym sporcie. Tu nie chodzi tylko o mnie czy mojego pilota. Żebyśmy mogli usiąść w samochodzie i się ścigać, potrzebujemy wokół wielu pracowników. Razem tworzymy międzynarodowy zespół.
W ekipach są nawet osoby z 15-20 różnych nacji. W każdym z tych państw muszą być zatem zniesione wszelkie ograniczenia związane z przemieszczaniem się, by sezon mógł zostać wznowiony.
Plus jest taki, że my w rajdach terenowych często ścigamy się po pustyniach, terenach gdzie nie ma dużych skupisk ludzi. Pod tym względem znajdujemy się w lepszej sytuacji niż piłka nożna czy inne sporty, bo te ryzyko rozprzestrzeniania się choroby jest mniejsze.
Co w takim razie z firmą Overdrive, która przygotowuje panu Toyotę Hilux od tego roku?
Jestem z nimi w stałym kontakcie. Dla nich to też są trudne chwile. Nie mamy rajdów, więc wszyscy siedzą w domach i śledzą wydarzenia ze świata, a wydatki trzeba jednak ponosić. Mieliśmy ambitne plany związane z testowaniem, ale to wszystko jest zawieszone w próżni. Trzeba czekać.
Widziałem, że przekazał pan swoje rękawice na licytacje, by wspomóc służbę zdrowia. Cenny gest w tych trudnych czasach.
Każda pomoc dla naszej służby zdrowia jest niezwykle cenna. Ona nie mogła się przygotować na tę pandemię. Nikt nie mógł. W dwa miesiące nie da się tego zrobić. Sprawy potoczyły się tak szybko, że nagle cały świat zaczął mieć takie same potrzeby, stąd obecne problemy szpitali.
Dlatego nie zastanawiałem się ani chwili, gdy zapytano mnie o przekazanie jakiegoś gadżetu na licytację. Postanowiłem działać. Te rękawice mają szczególną wartość, bo przejechały ze mną cały Dakar. Dlatego dla kogoś to może być niesamowita pamiątka, a równocześnie w ten sposób wspomożemy szpitale.
Koronawirus zamknął nas w domach. Jaka zatem będzie Wielkanoc Jakuba Przygońskiego?
One będą smutne. Inne niż wszystkie do tej pory. Wiemy, że zwykle w tym okresie dochodzi do rodzinnych spotkań. Teraz tego nie będzie. Może co najwyżej zrobimy wideokonferencję. Na pewno nie pojedziemy do moich rodziców czy też rodziców mojej małżonki. Wiemy, że osoby starsze są szczególnie narażone na koronawirusa. Musimy dbać o ich zdrowie i zachowywać się odpowiedzialnie.
Czytaj także:
Wraca temat oszustw Ferrari w F1
McLaren grozi opuszczeniem F1