Chwile grozy Polaka na Dakarze. Skok z wydmy źle się skończył

Materiały prasowe / Energylandia Rally Team / Na zdjęciu: Marek Goczał
Materiały prasowe / Energylandia Rally Team / Na zdjęciu: Marek Goczał

W sobotę Marek Goczał wygrał prolog Rajdu Dakar w kategorii SSV. Dzień później reprezentant Cobant Energylandia Rally Team miał mniej szczęścia. Nieudany zeskok z wydmy zakończył się urwaniem koła i sporą stratą czasową.

Po sobotnim prologu, w niedzielę zawodników startujących w Rajdzie Dakar czekało pierwsze poważne wyzwanie. Odcinek specjalny miał bowiem długość aż 333 kilometrów. W zdecydowanej większości zawodnicy jechali po piachu, zahaczając wyłącznie o dwie krótkie partie przez wydmy.

To właśnie jedna z wydm przyczyniła się do problemów Marka Goczała. Jeszcze w sobotę reprezentant Cobant Energylandia Rally Team cieszył się ze zwycięstwa w prologu w kategorii SSV. W niedzielę Goczałowi nie dopisało szczęście.

- To był naprawdę piękny odcinek. Szkoda tylko, że dla nas skończył się w taki sposób. Trafiliśmy na "urwaną" wydmę, z dużym uskokiem. Myślałem, że uda się z niej skoczyć. Skoczyć się udało, ale niestety wtedy urwaliśmy koło w naszym Can-Amie. Same naprawy trwały ponad 30 minut. Później nie mogliśmy znaleźć waypointa i musieliśmy krążyć, ale to też w końcu się nam udało. Jechało się super, tempo mamy dobre, bawiliśmy się znakomicie. Mamy stratę, ale Dakar się dopiero zaczął - powiedział na mecie Marek Goczał.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa

Kierowca Cobant Energylandia Rally Team dojechał do mety ponad godzinę po zwycięzcy etapu, którym okazał się inny z Polaków - Aron Domżała. Dobrze zaprezentował się też drugi z braci Goczałów - Michał. Aż do 121. kilometra dyktował on tempo i znajdował się na czele. Później druga z załóg Cobant Energylandia Rally Team zanotowała stratę w związku z przebitą oponą. Mimo to, młodszy z braci Goczałów wywalczył czwarty czas.

- To był bardzo ładny, ale zarazem wymagający etap. Do pewnego momentu szło nam naprawdę dobrze, ale wtedy niestety złapaliśmy kapcia. Pomimo tego udało się utrzymać dobre tempo i kończymy dzień na wysokiej pozycji. Wszyscy czekamy jeszcze na oficjalne wyniki, bo wiele załóg miało potężne problemy nawigacyjne i wydaje mi się, że wielu zespołom będzie brakowało waypointów, czyli punktów kontrolnych, które trzeba zaliczyć na trasie każdego odcinka specjalnego - mówił na mecie Michał Goczał.

- To był dobry etap. Złapaliśmy kapcia, ale szybko go wymieniliśmy. Później na 268 kilometrze działy się jakieś cuda z "waypointem". Krążyły tam auta z czołówki, które musiały stracić tam minimum godzinę. Później pojawiły się jeszcze ciężarówki - nikt nie potrafił znaleźć tego punktu kontrolnego. Zauważyliśmy, że jeden z kierowców Audi zadzwonił gdzieś przez telefon satelitarny i ruszył dalej, więc pojechaliśmy za nim. Jesteśmy na mecie, ale czekamy na oficjalne wyniki - zaznaczył Szymon Gospodarczyk, pilot Michała Goczała.

W poniedziałek zawodnicy zmierzą się na etapie z Ha'il do Al Artawiya. Oznacza to 230 kilometrów dojazdówki oraz 338 kilometrów odcinka specjalnego.

Czytaj także:
Sukces Roberta Kubicy nie przeszedł bez echa
Eksplozja na Dakarze! Jedna osoba w szpitalu

Źródło artykułu: