Igrzyska dla obcych. Brazylia ma dość

W Rio de Janeiro nie ma komarów, na ulicach stoi za to wojsko. Tubylcy nie mówią po angielsku, ale są bardzo mili. I przyznają: - Igrzyska olimpijskie nas nie obchodzą. Mamy swoje problemy.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
PAP/EPA

Olimpijskie zmagania w Rio na długo przed startem opatrzono zestawem etykietek. Sportową rywalizację zakłócać miały społeczne protesty, kradzieże, napady, wirus Zika oraz superbakteria w olimpijskich basenach. 4 dni przed ceremonią otwarcia jest spokojnie. Beznamiętnie. Igrzyska olimpijskie nikogo w kraju nie grzeją.

Większość Brazylijczyków na święto sportu czeka z obojętnością. 11 miliardów euro włożonych w organizację imprezy dawno przestało szokować. Nikt się sportem nie cieszy, nikt też nie protestuje. Kraj miażdżą korupcja i recesja. Ludzie mają dość spraw publicznych.

- Wszyscy skupiają się prywatnych problemach. Polityka i sprawy kraju zeszły na dalszy plan - wyjaśnia dziennikarz SporTV Rodrigo Nunes Lois. - Ludziom brakuje sił do dalszych protestów i sporów. Widzą, że to nie przynosi efektu. A igrzyska? W naszym kraju nie ma kultury sportu. Mistrzostwa świata w piłce nożnej to była zupełnie inna bajka. Bo w Brazylii panuje kultura futbolu. I kult zwyciężania.

Lois podkreśla, że jego kraj jest do organizacji IO kompletnie nieprzygotowany. Nowa linia metra to bubel, na prowizoryczne kładki dla pieszych strach wchodzić, robotnicy wciąż pracują 24 godziny na dobę, a sportowcy sami doprowadzają do porządku pokoje w olimpijskiej wiosce. Czyli na igrzyskach jest tak, jak zwykle. Trwa walka z czasem. Może po niej zostać wstyd.

ZOBACZ WIDEO Wszystkie siły na igrzyska, czyli bezpieczeństwo w Rio (źródło: TVP)

Zika? Komarów nie widać. Pierwszego zobaczyłem na wyprodukowanym przez partnera IO aerozolu, w który organizatorzy wyposażyli wszystkich dziennikarzy.

Bandyci? Miejscowi przekonują, że dziś w Rio jest bezpiecznie. Na czas igrzysk do miasta zjechali żołnierze z całego kraju. Widać ich wszędzie, stoją z dłońmi na karabinach. Fakt, w ciemnej uliczce taki patrol nie pomoże. Ale uważać przecież trzeba wszędzie. Tu rozsądnemu przez najbliższy miesiąc nic się raczej nie stanie.

Tubylcy są uśmiechnięci i skłonni do pomocy. Anglojęzycznych rozmówców ze świecą jednak szukać. Od ściany odbijamy się już podczas kontroli paszportowej. A później na parkingu, przy autobusie, w centrum prasowym. Zawsze w końcu się jednak udaje. Po przywołaniu czwartego, piątego wolontariusza. Bo trzech pierwszych zdążyło już pokręcić głową z rozbrajającą życzliwością.

Zazwyczaj mają trzy opcje: "Nie wiem", "nie rozumiem", "poczekajcie chwilę".

Brazylijczykom nigdzie się nie spieszy, a czas i przestrzeń to dla nich pojęcia względne. "Blisko" często wcale nie jest blisko, a "za chwilę" ciągnie się w nieskończoność. Ogółem: spokój. Luzik. Poczekamy, pomożemy. Tylko po co narzekać, że w pokoju brud i kable na wierzchu, a PokemonGo nie działa.

Wiem tyle: igrzyska się zaczną i przeminą, a Brazylii ten sierpień nie wzruszy. Może wzruszy nas. I ozłoci.

Kamil Kołsut z Rio de Janeiro

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×