Dziesiątka ma reprezentować sześćdziesiąt milionów. Dzielą ich języki i narodowości, łączy życiowy dramat, pasja oraz duma. Uciekli z piekła, by dziś spełniać marzenia.
Mieć zdjęcie z Phelpsem
Anys wyruszył z domu, kiedy do drzwi jego domu zastukała wojna domowa. Rodzice wysłali go do brata, do Istambułu. Wziął ze sobą dwie kurtki, dwie koszulki i dwie pary butów. Miał zostać w Turcji przez kilka miesięcy. Na powrót do kraju czeka od pięciu lat. Obecnie w Belgii.
Jest pływakiem, na igrzyskach olimpijskich wystartuje w stylu motylkowym. - Spełniają się moje marzenia - zapewnia. - Zawsze chciałem wziąć udział w igrzyskach pod flagą mojego kraju, ale i tak jestem dumny. Ciągle myślę o Syrii, gdzie zginęło wielu moich przyjaciół. Nic nie jest dla mnie tak ważne, jak ojczyzna.
Jeden sen za chwilę się spełni. Później przyjdzie czas na kolejny. Bo Anys zawsze marzył o wspólnej fotce z Michaelem Phelpsem. - Podczas mistrzostw świata nie chciał robić sobie z nikim zdjęć. Może teraz się uda - mówi.
ZOBACZ WIDEO: Szczere słowa o grze Lewandowskiego na Euro 2016. "To mogło mu tylko zaszkodzić"
Ucieczka na Lesbos
Rodzice Mardini zapłacili przemytnikom 5 tysięcy dolarów. Mieli przewieźć z Syrii do Europy 4 osoby. Niedaleko brzegu łódź zaczęła nabierać wody. Yusra wraz z siostrą wskoczyły do wody. Ciągnęły ponton za liny i tak dotarły do brzegu. - Można powiedzieć, że umiejętności pływackie uratowały mi życie - przyznaje 20-latka.
Z Grecji dotarła do Niemiec. Po drodze ją okradli, na Węgrzech chciano ją aresztować. Dziś wyjaśnia swoje motywy: - Uciekłyśmy, bo w Syrii nie było dla nas przyszłości. W wojnie domowej straciłam kilku przyjaciół. Nic nie miało sensu. Tęsknię za Damaszkiem, chciałabym tam kiedyś wrócić. Ale w Niemczech mogę uprawiać sport na światowym poziomie. On zawsze był dla mnie ucieczką od problemów. Kiedy wskakiwałam do wody, świat przestawał się liczyć.
Teraz Mardini jest liderką reprezentacji uchodźców. Będzie w Rio pływać stylem motylkowym. - Nie mówimy jednym językiem, pochodzimy z różnych krajów, ale się przyjaźnimy - mówi. - Jednoczy nas olimpijska flaga. Chcemy być dobrymi sportowcami i dobrymi ludźmi.
Z lasu na łódź
Misenga z Kongo trafił do Brazylii. Mieszka w Rio, trenuje judo. Na igrzyskach będzie walczył w kategorii do 90 kilogramów. Celem jest medal.
- W Kongo podczas wojny straciłem matkę - wspomina Misenga. - Stałem się dzieckiem bez rodziców, siłą oddzielili mnie od braci. Dziś nawet nie wiem, jak wyglądają. Przez kilka dni ukrywałem się w lesie, wreszcie udało mi się dostać na łódź. Nią dotarłem do Brazylii. To teraz mój nowy dom. Tu zacząłem uprawiać judo. Ten sport odmienił moje życie.
Judoczką jest także Yolande Bukasa. W 2013 roku przyjechała do Rio na mistrzostwa świata. Trener ich okradł i zniknął. - Nie mieliśmy dokumentów, chodziliśmy po ulicach i żebraliśmy o jedzenie. Mówiłam tylko po francusku, nie znałam portugalskiego. Płakałam. Nie mogłam sobie dać rady - opowiada.
Trafiła do faweli, pomógł jej Caritas. A potem sport. Teraz żyje nowym życiem. - Zaczynam wszystko od nowa. Chcemy razem napisać bezprecedensową historię - mówi.
Zwykli ludzie
Biegacz Yiech Pur Biel przez 10 lat żył w obozie dla uchodźców w Kakumie. Uciekł z Sudanu w trakcie wojny domowej. Podobne historie przeżyli James Nyang Chiengjiek, Paulo Amotun Lokoro, Anjelina Nadai Lohalith oraz Rose Nathike Lokonyen. Znalazła ich Tegla Loroupe, która zorganizowała w obozie treningi dla sportowców. Miały nieść radość i nadzieję. Stały się źródłem idei.
Na podobny pomysł stworzenia olimpijskiej reprezentacji uchodźców wpadł prezes MKOl Tomas Bach. W październiku ubiegłego roku poprosił narodowe komitety o pomoc. - Razem wyselekcjonowaliśmy 43 zawodników. Przeanalizowaliśmy ich poziom i w ten sposób powstał 10-osobowy zespół - wyjaśnia Loroupe. - Mają być symbolem nadziei dla uchodźców na całym świecie - dodaje Bach.
Obok judoków, biegaczy i pływaków, w reprezentacji znalazł się także maratończyk Yonas Kinde. Etiopczyk, który na życie zarabiał jako taksówkarz w Luksemburgu. W piątek wszyscy podczas ceremonii otwarcia będą maszerować pod olimpijską flagą. - To specjalna drużyna - zaznacza Loroupe. - Dla tych ludzie nazywanie ich "uchodźcami" nie jest łatwe. Świat musi zdać sobie sprawę z tego, że uchodźcy to także zwykli ludzie.
Kamil Kołsut z Rio de Janeiro