WP SportoweFakty: Jest pani pierwszą osobą, która zaszczepiła w Rafale pasję do kolarstwa.
Teresa Łapa: Tak, zgadza się.
Dzięki pani zaangażowaniu w szkole pojawiły się zajęcia pozalekcyjne, wśród nich kolarstwo.
- Owszem, zajmowałam się tańcem, różnymi formami działalności artystycznej. Wiedziałam jednak, że muszę zrobić też coś dla chłopaków. Jako że mój syn, Konrad, był kolarzem - pomyślałam o tej dyscyplinie sportu. Przecież aktywność to podstawa!
Jednak nie poszła pani za przykładem wielu innych szkół i nie postawiła na piłkę nożną.
- Do drużyny piłkarskiej potrzebnych było więcej osób, nastawiłam się więc na sport indywidualny. Przywiozłam do szkoły dyplomy, medale i puchary mojego syna, aby zachęcić moich uczniów. Zaprosiłam też trenera Zbigniewa Klęka, by zajął się tym od profesjonalnej strony i właśnie tak wyglądały początki.
Niełatwo było przekonać rodziców do kolarstwa. Bali się o bezpieczeństwo swoich dzieci.
- To prawda. Rodzice bali się o Rafała nawet wtedy, kiedy zaczął odnosić sukcesy. Ja też to przechodziłam z Konradem. Mąż był zafascynowany kolarstwem, a ja patrzyłam na pasję syna, jak matka. Powiedziałam jednak mamie Rafała, że jeśli miałoby mu się coś stać, to można mieć pecha nawet w domu - nie trzeba nigdzie wychodzić.
Jakim dzieckiem był Rafał?
- Jeśli chodzi o zachowanie - był bardzo spokojny, nie wdawał się w żadne konflikty. Nie lekceważył obowiązków szkolnych, solidnie przygotowywał się do zajęć. Był koleżeński, skromny, mogę o nim mówić w samych superlatywach. Trzeba powiedzieć, że pochodzi z bardzo dobrej rodziny, rodzice dbali o rozwój swoich dzieci.
- Jeżeli mowa o sporcie - Rafał był niewielkiej postury. W grupie kolarzy był wręcz najdrobniejszy, nic nie wskazywało na to, że w tym chłopaku drzemie tak wielki talent. Po zawiązaniu uczniowskiego klubu sportowego, trener zgodził się przyjrzeć sportowcom. Jakie to musi być szczęście, żeby trafić w sedno! Przecież na późniejsze osiągnięcia składa się wiele elementów - zdrowie, talent, mnóstwo pracy.
Słyszałem, że byli lepsi od Rafała.
- To prawda! Byli mocniejsi. Rafał "skoczył" nieco później. On jednak brnął do przodu, a inni odpadali, z różnych powodów. Poza tym, czy tak łatwo jest powiedzieć ludziom na wsi, często całe dnie ciężko pracującym na polu, aby zawozili swoje dziecko na treningi? Mój mąż, Witold, transportował chłopaków do trenera Klęka małym busikiem. Był cukiernikiem, miał wiele swoich spraw, a jednak bardzo wciągnął się w pomaganie chłopakom. Po jakimś czasie widzieliśmy, że Rafał i inni zaczynają osiągać sukcesy. Postaraliśmy się więc o sponsorów. Najbardziej pomocnym okazał się zaprzyjaźniony były kolarz, pan Mieczysław Poręba, który ufundował m.in. kaski, stroje i części rowerowe dla młodzików.
W którym momencie stało się jasne, że w Rafale drzemie ogromny talent?
- To było widać w trakcie zawodów. Był niższy, ale łatwo można było zauważyć, że wyróżnia się. Poza tym, trener miał oko. Pomagał też mój mąż i "wuefista", ale Zbigniew Klęk to jest wzór pedagoga i świetny profesjonalista. Czasami popołudniami analizowaliśmy postępy chłopaków. Ja nie widziałam wielu rzeczy, które dostrzegał on. Odegrał też dużą rolę w namówieniu rodziców Rafała do tego, aby wysłali syna do szkoły mistrzostwa sportowego w Świdnicy. Bywał u nich, często z nimi rozmawiał. Potem oni sami zobaczyli, w jakim kierunku rozwija się Rafał. W SMS zrobiono mu specjalistyczne badania wydolnościowe. Pamiętam, że mój syn miał świetne wyniki, ale on - wręcz idealne! Stało się jasne, że brylancik trzeba tylko oszlifować, a zajdzie daleko. I stało się.
Ogląda pani każdy wyścig Rafała?
- Nie każdy, ale olimpijski oglądałam i… popłakałam się! Wiedziałam już, że nie da rady, znałam to z doświadczenia pracy przy kolarstwie. Brązowy medal to wspaniałe osiągnięcie, ale jak mistrzostwo wyślizguje się w ostatnim momencie, to aż się człowiekowi robi ciężko na sercu. To takie niesprawiedliwe. Przy okazji występu na igrzyskach warto też wspomnieć o całym polskim zespole. Wielu osobom wydaje się, że to praca wyłącznie indywidualna, tymczasem drużyna ma ogromne znaczenie. Do tego dochodzi psychika - Rafał ma niesamowitą głowę.
Może dzięki temu, cały czas pozostaje sobą. Sława go nie zmieniła.
- Potwierdzam, to ujmujące. Nieczęsto mam z nim kontakt, ale to jest tego typu człowiek, że się nie zmienia. Ma wyrobione pewne cechy. Woda sodowa nie uderzy mu do głowy.
Uważa pani, że Rafał może odnosić jeszcze większe sukcesy?
- Tak. Trudno wszystko przewidzieć. Mojemu synowi np. wysiadły kolana, a po operacji - wiadomo - trudno wrócić do sportu. Jeśli Rafałowi dopisze zdrowie i żona wytrzyma rozłąkę, to wciąż będzie pięknie. Magda teraz na pewno bardzo cieszy się, że ma takiego męża. To nie jest tak, że przyszedł sukces, a potem nagle wszystko zgasło. Sądzę, że szczyt kariery jeszcze przed Rafałem.
Za cztery lata przyjdzie czas na olimpijskie złoto?
- Pewnie!
Rozmawiał: Dawid Góra
ZOBACZ WIDEO Marcin Matkowski: żal, że nie wykorzystaliśmy wielu szans (źródło TVP)[b]
{"id":"","title":""}
[/b]