Fantastyczny pan Michael Phelps

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Boska szybkość

Na podium zawsze słynął z miny pokerzysty. Kiedy jednak w czwartek grano mu hymn po wyścigu na 200 metrów stylem motylkowym, nie wytrzymał. Z oczu popłynęły łzy. - Zrobił to po raz pierwszy, ale miło było popatrzeć - powiedział jego trener Bob Bowman, który prowadzi Phelpsa od dzieciństwa.

W Rio Amerykanin pobił rekord sprzed... dwóch tysięcy lat. Tak przynajmniej ogłosili dziennikarze, przyrównując trzynaście indywidualnych mistrzostw olimpijskich Phelpsa do wyczynów Leonidasa z Rodos. Ten starożytny biegacz na antycznych IO sięgał po złoto dwanaście razy. Napis na jego pomniku głosi: "Dostał szybkość od Bogów". Kolejna paralela.

Pięć etapów Phelpsa

Tom Fordyce z BBC podzielił karierę Phelpsa na pięć etapów. W Sydney, podczas swoich pierwszych igrzysk olimpijskich, był "Dzieciakiem". Medalu nie zdobył, ale miał dopiero 15 lat. Ateny to czas "Dziwaka" - człowieka stworzonego do pływania, z płucami o przepustowości dwa razy większej od przeciętnego dorosłego mężczyzny, który toczył wielkie boje z Ianem Thorpem.

W Pekinie stał się "Gwiazdą", zdetronizował Spitza. Etap londyński, fundament dla dramatu, to czas "Cynika". Wpadł w dołek; powtarzał, że nie chce mieć już nic do czynienia z wodą. Nigdy. Zakończył karierę. Emerytura dała mu długie noce i nowych przyjaciół, ale nie przyniosła spokoju.

Odrodzenie mistrza

Bowman powiedział mu pewnego dnia: - Michael, masz tyle pieniędzy, ile nikomu w twoim wieku nawet się nie śniło; posiadasz głęboki wpływ na świat; masz też wolny czas. I jesteś najbardziej nieszczęśliwą osobą, jaką znam.

Poszedł na odwyk. Zostawił alkohol i wrócił. Wznowił treningi, po dziesięciu latach przerwy odnowił kontakt z ojcem Fredem. Partnerka Nicole urodziła mu syna Boomera. Stał się innym człowiekiem. Kiedyś uciekał od wszystkiego, co mogłoby mu przeszkodzić w dążeniu do jedynego celu: złota. Teraz zabrał ze sobą do Rio rodzinę. Otworzył etap piąty. "Odrodzenia".

Ostatnie wyzwanie

Możliwe, że w niedzielę na olimpijskiej pływalni zobaczymy Phelpsa po raz ostatni (sztafeta startuje o 4 rano polskiego czasu). Nic więc dziwnego, że w Rio chwyta wszystkie chwile. Kiedyś po Wiosce Olimpijskiej chodził w słuchawkach na uszach, nie widział nikogo, niczego. Był jak wolny elektron, samotna gwiazda we wszechświecie. Dziś się bawi i robi zdjęcia z Novakiem Djokoviciem.

- Za mną dwa najlepsze lata życia. Teraz chcę skończyć karierę w taki sposób, o jakim zawsze marzyłem - powiedział jeszcze przed pierwszym występem "Pocisk z Baltimore". Nie wszyscy mu jednak wierzą. Kilka dni temu reporter NBC zapytał Ryana Lochtego o Phelpsa i igrzyska olimpijskie w Tokio. - Gwarantuję wam, że tam będzie - oznajmił Amerykanin. Kto wie, czy ta księga nie doczeka się kolejnego tomu.

Kamil Kołsut z Rio de Janeiro


Zobacz wszystkie korespondencje z Rio de Janeiro -->

ZOBACZ WIDEO "Halo, tu Rio": twarze Rio de Janeiro (źródło TVP)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×