Rio 2016: kolejne starcie trenerskich wulkanów. Tałant Dujszebajew ma rachunek do wyrównania

WP SportoweFakty / Michał Domnik
WP SportoweFakty / Michał Domnik

Konfrontacja Tałanta Dujszebajewa z Gudmundurem Gudmundssonem jest jednym z największym smaczków półfinałowego meczu turnieju olimpijskiego piłkarzy ręcznych między Polską a Danią. W przeszłości obaj selekcjonerzy mieli ze sobą scysję.

Był marzec 2014 roku, kiedy prowadzone przez Dujszebajewa Vive Targi Kielce mierzyły się w hicie 1/8 finału Ligi Mistrzów z niemieckim Rhein-Neckar Löwen. Rywalizacja między obiema drużynami była tak zacięta, że dwumecz zakończył się remisem 55:55.

Dzięki większej liczbie bramek zdobytych na wyjeździe, do ćwierćfinału awansowały popularne Lwy, prowadzone właśnie przez Gudmundssona. Dominujące wątki, jakie przewijały się przez media odnośnie tej konfrontacji, nie dotyczyły jednak wcale walki na śmierć i życie, jak rozgrywała się przez 120 minut na boiskach w Kielcach i Mannheim.

Najpopularniejszym tematem było spięcie, do jakiego doszło między trenerami podczas pierwszego spotkania w stolicy województwa świętokrzyskiego (32:28 dla Vive Targów). W trakcie pojedynku sytuacja zaogniła się do tego stopnia, że do akcji musieli wkroczyć zawodnicy obu ekip. Kiedy jednak oni udali się już do szatni, szkoleniowców czekała jeszcze konferencja prasowa.

Wtedy Dujszebajew starał się pokazać, jak niską kulturą osobistą legitymuje się jego vis a vis. Uczynił to poprzez gestykulację, szczegółowo demonstrując, co Islandczyk miał pokazywać w jego kierunku kilkanaście minut wcześniej. - W trakcie meczu nagle spojrzał na mnie, złapał się za krocze, potem podniósł rękę do ust, wiadomo, co sugerując. Zamurowało mnie - mówił Kirgiz w rozmowie z Super Expressem.

ZOBACZ WIDEO "Policja traktuje nas jak zwierzęta, bo jesteśmy czarni" (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Jako że w jego żyłach również płynie jednak gorąca krew, nie słynie on z hamowania targających nim emocji podczas meczowej "gorączki". Dlatego też błyskawicznie wystartował w kierunku islandzkiego wulkanu. Doskoczył do Gudmundssona w celu wyjaśnienia swoich racji. Tymczasem ten po meczu oskarżył go o dopuszczenie się znacznie poważniejszego występku.

- Chciałem podejść do moich byłych kolegów z Kielc i podziękować im za grę. Wówczas Dujszebajew podszedł i uderzył mnie pięścią w krocze - komentował Gudmundsson. - Przyjmujemy porażkę i nie będziemy składać protestu odnośnie oceny spotkania. Ale nie akceptujemy, że nasz trener został pobity - dodawał z kolei Thorsten Storm, menedżer Rhein-Neckar Löwen. I sprawa trafiła do EHF-u.

Zanim Europejska Federacja Piłki Ręcznej wydała oficjalne orzeczenie, szkoleniowcy nie zaprzestawali sobie szczędzenia wzajemnych uszczypliwości. Gudmundsson zarzucał Dujszebajewowi, że zachowuje się jak król i na każdą krytykę jego postępowania odpowiada agresją lub impulsywnością. - Teraz chcą dyskwalifikacji, a może potem mojej śmierci? Ale mojej głowy nigdy nie dostaną. Niech od razu wystąpią o to, żeby rewanż zaczął się od stanu 10:0 dla nich. Jak żądać, to na całego! - odpowiadał natomiast ironicznie ówczesny trener Vive Targów.

Koniec końców Dujszebajew musiał zapłacić jedynie 5 tysięcy euro grzywny. Za kłótnię. Oskarżenia o wyprowadzeniu przez niego ciosu zostały uznane za bezpodstawne. Sprawa z czasem ucichła, a obaj trenerzy ponownie stanęli naprzeciw siebie podczas EHF Euro 2016.

I znów górą okazał się Gudmundsson. Prowadzona przez niego Dania pokonała w fazie grupowej Węgrów 30:22. Kirgiz poniósł podczas mistrzostw Europy klęskę i odszedł ze stanowiska. Ale już zaledwie parę miesięcy później staną za sterami reprezentacja Polski, którą wprowadził na igrzyska olimpijskie. W Rio de Janeiro przetrwał z nią wiele trudnych chwil. Biało-Czerwoni w ciągu jednego, kluczowego wieczoru przeszli jednak pod jego wodzą niewiarygodną transformację.

W ćwierćfinale narodziła się nowa Polska. Zdolna do osiągania wielkich rzeczy, takich jak pokonanie Chorwacji 30:27. Do wywalczenia olimpijskiego medalu. A Dujszebajew jest na tyle zdolnym trenerem, że z pewnością stać go w końcu na udowodnienie swojej wyższości nad Gudmundssonem. Co najważniejsze, w stricte sportowy sposób.

Wiktor Gumiński

Źródło artykułu: