W tym artykule dowiesz się o:
Płacz, część 1: podziw dla mistrzów
Miał niecałe 17 lat, kiedy podczas igrzysk olimpijskich w Barcelonie (1992 r.) reprezentacja Brazylii sięgnęła po historyczny, pierwszy triumf w tym turnieju. Gdy jego starsi rodacy pomyślnie zakończyli ostatnią akcję w finałowym starciu z Holandią, Sergio ogarnęło szaleństwo. Wybiegł z domu na ulicę, a z jego oczu popłynęły łzy szczęścia. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że w kolejnym olimpijskim złocie kadry narodowej samemu będzie mieć ogromny udział.
Płacz, część 2: pierwsze zgrupowanie
Zanim jednak zadebiutował na igrzyskach olimpijskich, musiał przez pewien czas zaadoptować się w reprezentacji. A w narodowych barwach wcale nie zaczął występować tak wcześnie. Szansę pokazania swoich umiejętności na międzynarodowej arenie dał mu dopiero Bernardo Rezende, który rozpoczął pracę z brazylijską kadrą w 2001 roku. Kiedy po raz pierwszy stawił się na zgrupowaniu, dowiedział się, że zamieszka w pokoju z rozgrywający Mauricio Limą. To był jego idol. - Mauricio wszedł i spojrzał na mnie. Powiedziałem tylko: "Hej. Mauricio?". On wtedy mnie objął, a ja zacząłem płakać - wspominał po czasie dla "Jornal Nacional".
Smak olimpijskiego złota. Po raz pierwszy
Na pierwsze igrzyska wybrał się z reprezentacją w 2004 roku do Aten. Miał już wtedy na karku 28 lat. Podczas zmagań toczonych w stolicy Grecji, Brazylijczycy szli jak burza. Przegrali tylko jeden mecz - 1:3 z USA na zakończenie fazy grupowej. Na Amerykanach wzięli jednak solidny rewanż zaledwie cztery dni później, demolując ich w półfinale 3:0 (do 16, 17 i 23). A następnie w finale poradzili sobie z Włochami (3:1). Sergio był absolutnie podstawowym ogniwem tamtej drużyny. Niepodważalne miejsce na pozycji libero miał zresztą w kadrze przez ponad 10 kolejnych lat.
Historyczna nagroda
Gdyby zacząć wymieniać wszystkie trofea oraz nagrody indywidualne, jakie 40-letni siatkarz wywalczył w trakcie swojej kariery, zajęłoby to bardzo wiele czasu i miejsca. W skrócie, z drużyną narodową wygrał wszystko, co było to wygrania. I to nie raz. Szczególnym dla niego turniejem był jednak Final Six Ligi Światowej w 2009 roku. Brazylia zakończyła go zwycięstwem, choć do pokonania Serbów w finale potrzebowała tie-breaka. Najpewniej nie dałaby rady wygrać, gdyby nie fenomenalna postawa Sergio. Wtedy, jako pierwszy libero w historii tych rozgrywek, został on uhonorowany nagrodą MVP.
Druga porażka. Pora zejść ze sceny
Sergio był również filarem Canarinhos podczas igrzysk w Pekinie (2008) i Londynie (2012). W obu imprezach Brazylijczycy liczyli się w grze o najwyższe cele. Za każdym razem docierali do finału. I dwukrotnie zaznali goryczy porażki. Najpierw nie sprostali Stanom Zjednoczonym (1:3), a następnie wypuścili z rąk wielką szansę, ulegając 2:3 Rosji (choć prowadzili już 2:0). Po drugim z niepowodzeń, libero zdecydował się zrezygnować z dalszego reprezentowania barw narodowych. Rezende szybko jednak zauważył, że weteran będzie mu nadal bardzo potrzebny. Przede wszystkim w kontekście olimpijskiej rywalizacji w ojczyźnie.
Płacz, część 3: złoto, nagroda i rozstanie
Czas upływał nieubłaganie, a Sergio nadal imponował wysoką formą. W październiku skończy już 41 lat. Ani przez moment nie było jednak wątpliwości, że to właśnie on będzie występować na pozycji libero w reprezentacji Brazylii podczas igrzysk w Rio de Janeiro. Przed własną publicznością zagrał tak, jak wszystkich do tego przyzwyczaił: kosmicznie.
Brazylijczycy zgarnęli złoty "krążek", a Sergio otrzymał nagrodę MVP. Po zakończeniu medalowej ceremonii położył na ziemi swój reprezentacyjny trykot. A następnie wymownie obwieścił światu, za pośrednictwem globo.com: - Kiedy moja koszulka spadła na podłogę to był znak, aby więcej do mnie nie dzwonić. Od poniedziałku wracam do normalnego życia.