"Jak zaczynają pić, to już na całego". Słynny trener o pracy w Japonii

Eddie Jones błyskawicznie został bohaterem całego kraju. Zwycięstwo rugbystów nad RPA w Pucharze Świata spowodowało szał w całym kraju. Dla trenera oznaczało też zmianę - zdecydował, że po turnieju odchodzi, bo ma dość ojczyzny swojej żony.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk

Reprezentacja Japonii w rugby zakończyła udział w odbywającym się w Anglii Pucharze Świata (sam turniej trwa nadal, finał zaplanowano na 31 października). Zajęła trzecie miejsce w grupie, za RPA i Szkocją, i zapewniła udział w kolejnym turnieju w 2019 roku.

Drużyna prowadzona przez Eddiego Jonesa zaskoczyła świat 19 września, kiedy pokonała RPA 34:32. Takiej sensacji świat sportowy dawno nie widział. Nie byłoby to możliwe bez Jonesa.

55-letni szkoleniowiec pochodzi z Tasmanii. Pracował m.in. z kadrą Australii, sam grał w rugby, ale wielkiej kariery nie zrobił. Pracował też z klubami z Japonii, w 2012 roku objął stanowisko selekcjonera kadry.

Wcześniejszą pracą zasłużył sobie na pozycję, jaką Pep Guardiola ma w piłce. - Byłem w niego zapatrzony. Zasady są takie same w piłce i w rugby - żeby jak najbardziej sprawnie przenieść grę z obrony do ataku przy jednoczesnym utrzymaniu formacji w ustawieniu, jakie sobie zaplanowałeś. Barcelona Guardioli umiała robić to doskonale - mówił.

Piją do upadłego

Pierwszą ideą nowego selekcjonera było ograniczenie liczby obcokrajowców naturalizowanych na potrzeby reprezentacji. Kilku zawodników pochodziło spoza Japonii, jednak Jones chciał, żeby nawet ci "stranieri" byli mocno związani z krajem. - Brałem tylko tych, co wiele lat spędzili w Japonii, choć nie musieli się tam urodzić. Chodzi o szacunek dla ojczyzny. Musisz mieć odwagę i dodatkową motywację, kiedy grasz w koszulce kadry - opowiadał.

Sporo jeździł z drużyną, za jego kadencji w 2012 roku Japonia po raz pierwszy wygrała mecze z europejskimi zespołami - Rumunią i Gruzją. To pod jego wodzą pierwszy raz pokonali Walię. Wygraną z RPA Jones wstrząsnął światowym rugby. Japonia wygrywała turnieje w Azji, niby gdzieś się wpychała do pierwszej dziesiątki światowego rankingu, jednak nikt nie traktował jej poważnie.

Nie miała prawa pokonać takiej potęgi jak RPA. Opowiadał, że jeszcze nigdy nie widział tak płaczących podopiecznych. - Bo wcześniej widziałem ich łzy, wielokrotnie. Zawsze mnie to dziwiło - płakali, jak było dobrze, a uśmiechali się, kiedy rzeczywiście można było się popłakać - wspominał Jones.

To był największy dzień w jego karierze. Nie chodzi o samą wygraną, ale o wygraną z tak trudnym do prowadzenia zespołem. To przeciwieństwo australijskiej czy generalnie zachodnioeuropejskiej kultury. Pierwsza wygrana w PŚ od 24 lat zrobiła z nich bohaterów nie tylko w ojczyźnie. Zawodnikom klaskali im nawet pracownicy hotelu w Brighton, gdy wrócili po meczu. - Wiedziałem już wcześniej, że jak już zaczynają pić, to do upadłego. Po RPA dokładnie tak było - śmiał się Jones w wywiadzie dla "Daily Mail". - Generalnie można być o nich spokojnym. Nie wpadną w kłopoty, nie zrobią nic głupiego. Tak po staroświecku pilnują się nawzajem.

Japończycy, jak mówił, słyną ze zdyscyplinowania, ale nie w rugby. Jones miał problemy, żeby na boisku robili to, co wcześniej zaplanowali. W meczu z RPA wszystko wyszło idealnie. - Trzeba sobie radzić. Nasz najwyższy zawodnik, Luke Thompson, ma 196 cm. Tyle w RPA wynosi średnia - mówił trener Japończyków.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×