Niewyjaśniona śmierć 24-latka. Polski klub zorganizował pomoc

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Al Cindo
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Al Cindo

- Żałoba będzie trwać jeszcze długo, bo nic nie jest w stanie zapełnić pustki po takim człowieku - mówi były trener Alcindo Uware. 24-letni rugbysta zmarł w Warszawie w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego klub chce teraz pomóc jego rodzinie.

Jego przyjaciele i znajomi wciąż nie mogą uwierzyć, że odszedł. Bo ich zdaniem nie dało się go nie lubić. Choć pochodził z dalekiego kraju i nie mówił po polsku, miał wielką umiejętność w szybkim budowaniu relacji. Zawsze uśmiechnięty. Pierwszy do pomocy, pierwszy do treningu.

24-letni Alcindo Uware, rugbista drużyn Frogs & Co. Warszawa i Mazovii Mińsk Mazowiecki, zmarł nagle w nocy z 19 na 20 grudnia. Do dziś nie odbyły się uroczystości pogrzebowe, ponieważ pochodząca z Papuy Nowej Gwinei rodzina chce sprowadzić jego ciało do ojczyzny.

Koszty są niestety ogromne i przekraczają możliwości finansowe najbliższych. Dlatego też przyjaciele Alcindo z Polski zorganizowali zbiórkę pieniędzy, by spełnić życzenie jego rodziny.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowity efekt. Zobacz, co się stało z wylanym wrzątkiem przez siatkarza

"Niezwykły człowiek, wspaniały zawodnik"

- Dalej nie jestem w stanie zrozumieć, co się dokładnie stało, że nie ma go z nami. Alcindo był uwielbiany przez wszystkich, niezwykle skromny, a do tego niesamowity zawodnik. Mijał rywali jak tyczki, wszyscy kibice się nim zachwycali, kochali jego styl - mówi Steffan Mueller, prezes Frogs & Co. Warszawa.

Uware był gwiazdą jego klubu i szanowanym zawodnikiem w całym środowisku, zwłaszcza amatorskim. W 2019 roku został wybrany nawet MVP niezwykle cenionego turnieju w Piotrowicach Nyskich.

- Był niezwykłym człowiekiem i fantastycznym zawodnikiem, którego uwielbiałem mieć na boisku. Był gwarantem nie tylko ekscytującej gry, ale też często to jego punkty decydowały o tym, że schodziliśmy z boiska ze zwycięstwem - dodaje Greg Cargopoulos, trener warszawskiej drużyny.

- To najlepszy gracz, jakiego miałem przyjemność trenować w całej swojej karierze. Od blisko miesiąca ogarnia nas żałoba i na pewno potrwa jeszcze długo, bo nie da się zapełnić pustki po takim człowieku jak Alcindo - nie ukrywa przygnębiony szkoleniowiec.

Z kolei jego kolega z zespołu Mazovii Mińsk Mazowiecki Sebastian Zawadzki nie może zrozumieć, czemu taka tragedia dotyka drużynę po raz drugi w przeciągu kilku miesięcy.

- To jakieś okropne fatum. W ubiegłym roku straciliśmy innego kolegę, teraz opuścił nas Alcindo. Był dla nas wielkim wsparciem, mimo różnic językowych nie było problemu z komunikacją. Był bardzo otwarty w stosunku do wszystkich - ujawnia Zawadzki.

Oto nowy trener Polaków? To Portugalczyk--->>>

Dlaczego Uware znalazł się w Polsce? Bo miał marzenia. Opuścił ojczyznę i ruszył do Europy, by mieć lepsze życie. Chciał skończyć wyższe studia i z takim planem pojawił się w Warszawie.

Wielki żal przyjaciół

Swoim optymizmem zarażał innych, ludzie do niego lgnęli. Miał przyjaciół nie tylko w środowisku sportowym, ale także muzycznym. Był bowiem gitarzystą zespołu The Unknowns, który od dwóch lat pojawiał się na lokalnej warszawskiej scenie, występując chociażby na "Warszawskich Dniach Różnorodności" podczas koncertu na placu Defilad.

- Zapamiętam go jako człowieka, który nigdy nie przestawał się uśmiechać. Bardzo szybko złapaliśmy wspólny język, mogę powiedzieć, że byliśmy kumplami, bardzo często spędzaliśmy wspólnie czas - mówi jego kolega ze studiów, Amal Divakaran.

- Bawiliśmy się wspaniale, czy to na domówkach, czy też w klubie, lub po prostu odpoczywając nad brzegiem Wisły. Gdziekolwiek był, przynosił tę swoją pozytywną aurę, zarażając nią wszystkich dookoła. Zawsze uśmiechnięty. Jego śmierć przyniosła wielką lukę w moim życiu. Straciłem najbliższego przyjaciela, brata, kogoś, komu mogłem zaufać w swoim życiu... - dodaje Divakaran.

Podłamany po śmierci przyjaciela jest także Wasiq Majeed Wani, który także poznał Alcindo w szkole.

- Był dla mnie jak brat, zawsze mogłem na niego liczyć. A poza tym jego nie można było nie lubić! Czasami czułem, że jesteśmy zagubionymi braćmi, którzy odnaleźli się po latach. Był moją rodziną i najlepszym przyjacielem. Chciałbym, żeby to był tylko zły sen, że mógłbym się obudzić i zadzwonić do niego - mówi.

- On miał ogromny wpływ na moje życie, nauczył mnie wielu rzeczy. Zawsze będę mu wdzięczny, a także Bogu, że dał mi szansę na to, by mieć w swoim życiu taką osobę. Jeśli nie na tym świecie, to na pewno mam nadzieję zobaczyć go ponownie w innym...

Każdy może pomóc

I to właśnie najlepsi przyjaciele Alcindo postanowili pomóc jego rodzinie, która chce sprowadzić jego ciało do kraju. Problemem są pieniądze - koszty transportu wynoszą około 12 tysięcy euro.

- Jego rodzice próbowali zebrać te pieniądze, ale gdy dowiedzieliśmy, ile musieliby poświęcić, postanowiliśmy założyć zbiórkę i opłacić wszystkie koszty związane z pochowaniem naszego zawodnika - mówi Mueller. - Już tylko to możemy zrobić - dodaje Zawadzki.

Klub opłacił już z własnej kieszeni koszty przechowywania zwłok do czasu zakończenia zbiórki.

"Możecie pomóc i o to prosimy. Jeśli możecie, proszę kliknijcie na przycisk “wesprzyj” i przekażcie tyle, ile jesteście w stanie, bo każdy grosz się liczy. Jeśli nie macie pieniędzy, to proszę pomóżcie udostępniając zbiórkę na swoich profilach w mediach społecznościowych, oraz informując rodzinę i przyjaciół.

Al Cindo był niesamowitym człowiekiem, wielkim zawodnikiem rugby i utalentowanym muzykiem, który dotknął wielu z nas. Jeśli możecie pomóc jego rodzinie w jakikolwiek sposób będziemy niezwykle wdzięczni. Dziękujemy wam za wsparcie, rodzina rugby Frogs & Co. Warszawa" - czytamy w apelu na stronie internetowej zbiórki.

KAŻDY CHCĄCY POMÓC RODZINIE ALCINDO UWARE MOŻE WPŁACAĆ PIENIĄDZE W TYM MIEJSCU

Komentarze (0)