Południowoamerykańskie derby, inaugurujące dwutygodniowe mundialowe zmagania siatkarzy we Wrocławiu, lepiej otworzyli faworyzowani Argentyńczycy, którzy szybko pokazali rywalom swoje możliwości w bloku i polu serwisowym. Punktowe zagrywki Facundo Conte oraz Javiera Filardiego, do spółki z paroma skutecznymi blokami na wenezuelskich lewoskrzydłowych, dały Albicestes prowadzenie 10:7. Trzypunktowa przewaga błyskawicznie rozkojarzyła jednak podopiecznych Julio Velasco, natomiast po drugiej stronie siatki do gry wydatnie włączył się kapitan Kervin Pinerua (8 punktów w pierwszym secie). Atakujący Wenezueli w efektowny sposób wykończył wszystkie otrzymane wystawy oraz ukąsił serwisem, dzięki czemu na drugiej przerwie technicznej to jego drużyna wygrywała 16:14.
[ad=rectangle]
Lekko przyparty do muru argentyński zespół niemal w pojedynkę pobudził Conte. Przyjmujący PGE Skry Bełchatów w ciągu kilku kolejnych akcji zademonstrował swoje nieprzeciętne możliwości ofensywne, co pozwoliło jego ekipie na ponowne odzyskanie minimalnej inicjatywy - 21:20. Emocji nie zabrakło już do samego końca partii, zakończonej ostatecznie triumfem Argentyny 25:23. Szkoleniowcowi Wenezuelczyków Vincenzo Nacciemu kompletnie nie wypalił pomysł podwójnej zmiany, dokonanej przy stanie po 23:23, ponieważ w najważniejszym momencie swojego zadania należycie nie wypełnił, wprowadzony w miejsce niemal niezawodnego Pineruy, Ernardo Gomez.
Powrót do wyjściowego ustawienia od początku drugiej partii nie przełożył się na zryw 35. drużyny w rankingu FIVB. Co prawda wspominany Pinerua nadal wyróżniał się dużą skutecznością i efektownością w swoich poczynaniach (11/16 w ataku po dwóch setach), ale pozostałym jego kolegom wiele brakowało do prezentowanego przez niego poziomu. Siatkarze Velasco natychmiast wypracowali sobie trzy punkty zaliczki, którą następnie sukcesywnie powiększali, wobec dużych problemów wenezuelskich zawodników w przyjęciu i efektywnej grze Jose Luisa Gonzaleza oraz Conte.
Od stanu 15:9 dla Argentyny, druga odsłona toczyła się już bez wielkich fajerwerków. Właściwie każda próba ewentualnego zmniejszenia strat przez Wenezuelczyków kończyła się "czapą" pod nogi, zaś postawa skrzydłowych Albicelestes, na czele z wyróżniającym się Gonzalezem, w połączeniu z mocą ich zagrywki, pozwoliła im na dokonanie małej demolki.
10-minutowa przerwa między setami w bardzo niewielkim stopniu zmieniła przebieg rywalizacji, która wciąż toczyła się pod dyktando Argentyńczyków. Już w pierwszej połowie trzeciej odsłony, po raz kolejny, wypracowali oni sobie trzy punkty przewagi za sprawą udanej gry blokiem, prowadząc 10:7.
Kolejne fragmenty spotkania, które zarazem okazały się być jego ostatnimi, były bardzo jednostronne. Podłamani Wenezuelczycy nie byli w stanie przypuścić ostatniego szturmu. Velasco wraz z korzystnym biegiem wydarzeń pozwalał sobie na testowanie kolejnych swoich graczy. Zmiennicy nie zawiedli, pewnie pieczętując pierwszy sukces swojego zespołu na Mistrzostwach Świata 2014.
Wenezuela - Argentyna 0:3 (23:25, 17:25, 19:25)
Wenezuela: Salerno, Carrasco, Pinerua, Contreras, Chourio, Cedeno, Mata (libero) oraz Saez, Gomez, Montoya
Argentyna: Filardi, Uriarte, Conte, Gonzalez, Sole, Crer, Closter (libero) oraz Darraidou, De Cecco, Ramos, Toro, Quiroga
Sędziowie: Philipp Vereecke (Francja), Paulo Turci (Brazylia).