Harrison Peacock: Nie prezentujemy najlepszego poziomu

Australijczycy po raz pierwszy w historii awansowali do drugiej rundy mistrzostw świata. Wywalczenie kwalifikacji przyszło im jednak z dużymi kłopotami.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Mundialowe losy drużyny z Antypodów ważyły się do ich ostatniego pojedynku w grupie A, w którym mierzyli się z Wenezuelą. Przed jego rozpoczęciem rachunek był prosty: zwycięzca przechodził dalej. Gdy siatkarze z Ameryki Południowej dość niespodziewanie objęli prowadzenie 2:1 w setach, losy reprezentantów Australii zaczęły się poważnie komplikować. Ostatnie dwie partie, grane pod presją, rozwiązali jednak popisowo, dzięki czemu to oni zagrają w kolejnej fazie w Bydgoszczy.
- Starcie z Wenezuelą niosło ze sobą duże ciśnienie, ponieważ wywalczenie awansu do drugiej rundy było głównym celem. Nasza reprezentacja nie dokonała tego nigdy wcześniej. Ponownie nie pokazaliśmy najlepszej siatkówki, zaś rywale zagrali dobry mecz. Mieliśmy odrobinę szczęścia. Przy stanie 1:2 było trochę nerwów, ale staraliśmy się utrzymać pozytywne nastawienie i cieszyć się siatkówką. To nam pomogło w poprawieniu gry. Presja nieco z nas zeszła, ale jako drużyna zawsze pragniemy pokazywać się z pozytywnej strony. Chcemy dołączyć do światowej czołówki, a żeby tego dokonać, musimy coś wygrać w drugiej rundzie - powiedział Harrison Peacock.

Kolejnymi przeciwnikami Australijczyków będą same zespoły z najwyższej światowej półki, mianowicie Iran, Francja, Stany Zjednoczone oraz Włochy. - Dobrze, że możemy się z nimi zmierzyć, gdyż pragniemy podnieść nasz poziom po wywalczeniu promocji do dalszych gier. Każda pojedyncza potyczka przeciwko klasowemu rywalowi nam w tym pomoże. Nie mamy wielu okazji, by walczyć przeciwko najlepszym reprezentacjom na świecie, więc otrzymane teraz szanse musimy wykorzystać jak najlepiej. Nie dyskutowaliśmy o naszym celu na drugą rundę. Myślę, że na chwilę obecną będą nimi wygranie przynajmniej jednego meczu oraz chęć pokazania jak najlepszej siatkówki - dodał rozgrywający Kangurów.

Podczas pięciu pojedynków rozegranych przez podopiecznych Jona Uriarte we wrocławskiej Hali Stulecia, na trybunach wyraźnie dało się zauważyć kilka grup wspierających poczynania australijskich siatkarzy. Okazało się, że nie wszyscy ich członkowie przyjechali z ich ojczyzny.

- Mieliśmy małe wsparcie z Australii, ze strony rodzin, przyjaciół oraz pracowników siatkarskiej federacji. Dużo naszych sympatyków pochodziło jednak ze Szwecji, ponieważ wielu Australijczyków występuje w jednym z tamtejszym klubów - Linköpings VC. Dzięki temu mamy wielu szwedzkich przyjaciół, którym jesteśmy bardzo wdzięczni za udzielone wsparcie - wyjaśnił na zakończenie 23-letni Peacock.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×