Weijun Zhong: Stać nas na wiele

Kapitan reprezentacji Chin uważa, że możliwość udziału w mistrzostwach świata oraz powrotu do rozgrywek Ligi Światowej przełoży się na postępy w grze jego zespołu.

Drużyna z Państwa Środka odniosła jak dotąd na polskim mundialu trzy zwycięstwa, pokonując w pierwszej fazie grupowej, po 3:1, Egipt oraz Meksyk, a w drugiej skutecznie rozprawiając się z Finlandią (3:2). O ile wcześniejszych triumfów Chińczyków nie należało traktować w kategoriach niespodzianki, o tyle wygrana nad Suomi śmiało zasługuje na takie miano. 
[ad=rectangle]
- Z pewnością był to dla nas trudny mecz. Jesteśmy pod wrażeniem fińskiego zespołu, który bardzo dobrze spisuje się obronie. Obejrzeliśmy mecz Finów przeciwko Korei Południowej. Naprawdę nam się on podobał, nasi rywale pokazali, że potrafią grać. My staraliśmy się spisywać przeciwko nim jak najlepiej w ataku i bloku. Dzięki temu, że w tych elementach wypadliśmy dość dobrze, udało nam się zwyciężyć po tie-breaku - zauważył Weijun Zhong.

Rok 2014 może się okazać przełomowym, pod kątem stałego powrotu chińskich siatkarzy do rywalizacji na międzynarodowej arenie. Zespół, który przed Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie nierzadko stwarzał wielkie problemy wyżej notowanym rywalom, pokonując między innymi, w Lidze Światowej, Polskę 3:1 (rok 2008) czy czterokrotnie Argentynę (2007), zupełnie zniknął z pola widzenia po Mistrzostwach Świata 2010. Chiny przestały brać udział w dużych turniejach, z wyjątkiem Pucharu Świata 2011. Na imprezie w Japonii wygrały jednak tylko jeden mecz (3:0 z Iranem), zajmując przedostatnie, 11. miejsce.

- Pewnym problemem jest to, że chcąc grać w największych imprezach, musimy najpierw pokonać zespoły z Azji, co już jest w pewien sposób trudne. Tak, to prawda, że po 2010 roku zniknęliśmy, ale w tym roku udało nam się powrócić do Ligi Światowej. Uważam, że uda nam się polepszyć naszą grę, jeżeli będziemy rozgrywać więcej międzynarodowych spotkań. Mam nadzieję, iż tak właśnie się stanie, ponieważ stać nas na wiele - wyjaśnił na zakończenie Zhong.

Komentarze (0)