Niespełniony koszykarz
Rozpoczynając siatkarskie treningi, Amerykanin nie podejrzewał, że w przyszłości będzie zarabiał na życie właśnie dzięki odbijaniu piłki. Od młodzieńczych lat myślał co prawda o zrobieniu kariery sportowej, jednakże najbardziej podobała mu się wizja gry w koszykówkę. Swoją przygodę z siatkówką rozpoczął właściwie tylko dlatego, że chciał dzięki temu sportowi poprawić kilka elementów, które miały mu pomóc stać się lepszym koszykarzem. - Treningi siatkarskie pozwoliły mi rozwinąć skoczność oraz zwinność - tłumaczył Lotman.
Klimaty koszykarskie trzymały się go bardzo mocno, ponieważ - za czasów pobytu w Los Alamitos High School - całkiem dobrze radził sobie w tym sporcie jeden z dwóch jego starszych braci, Mark. W zespole "Gryfów" spisywał się na tyle udanie, że został uhonorowany miejscem w uczelnianej Galerii Sław. Paul bacznie śledził koszykarską ścieżkę, jaką podążał jego brat, ale pewnego dnia zdał sobie sprawę, że pod obręczą wielkiej kariery nie zrobi.
[ad=rectangle]
- Podczas nauki w liceum próbowałem swoich sił w koszykówce, ale nie prezentowałem się jakoś szczególnie. Mój wzrost pozwalał mi myśleć, że mogę uprawiać ten sport, ale spotkałem po drodze wielu wyższych, lepiej zbudowanych zawodników. W USA koszykówka jest niezwykle popularna i jeżeli od młodych lat nie wyróżniasz się, to nie masz szans w późniejszym okresie. Cieszę się jednak, że wybrałem siatkówkę - mówił Amerykanin.
Nadwaga źródłem falstartu
Przed przystąpieniem do nauki w college'u, zawodnikowi nie wróżono wielkich szans na zrobienie dużej siatkarskiej kariery. Zresztą sam Lotman błyskawicznie przekonał się, że droga do odniesienia sukcesów w sporcie nie będzie usłana różami. Zanim w 2004 roku dołączył do uniwersyteckiej drużyny Long Beach State, o mały włos już na starcie nie zakończył swojej przygody z siatkówką.
- Podczas przygotowań do sezonu robiliśmy trening obwodowy jako część przygotowań kondycyjnych. Ćwiczenia były naprawdę trudne, zarówno od strony fizycznej, jak i psychicznej. Nie miałem pomysłu, jak przez nie przebrnąć. Byłem bliski rezygnacji. Nie wierzyłem, że może mi się udać. Koledzy z drużyny oraz członkowie rodziny mówili mi, bym dzielnie się trzymał. Jestem dumny z tego, że udało mi się wtedy wytrzymać - wspominał siatkarz.
Jego problemy z zaliczeniem aerobowych testów wiązały się między innymi z faktem, że w początkowych latach pobytu na uczelni kompletnie nie przypominał on posturą zawodnika, jakiego możemy obserwować dzisiaj. - Przede wszystkim nie miałem masy mięśniowej - opowiadał Lotman, który musiał się solidnie wziąć za siebie nie tylko z tego powodu.
Obecnie reprezentant Stanów Zjednoczonych waży około 99 kilogramów, przy wzroście 201 centymetrów. Jego waga na początku pobytu w college'u oscylowała natomiast w granicach 120 kilogramów! Ciężka praca nad sobą przyniosła zamierzone efekty, ponieważ kończąc naukę na uczelni znacznie bardziej przypominał już wyglądem gracza, który od trzech lat występuje w PlusLidze. - Z czasem zacząłem zmieniać swoje nawyki żywieniowe. Wiedziałem, że muszę porzucić dawny styl życia, aby móc grać profesjonalnie. W ciągu pięciu lat spędzonych w college'u straciłem na wadze około 14-18 kilogramów. Mocno mi to pomogło pod każdym względem - wyjaśniał zawodnik.
Zrównoważona wspinaczka na szczyt
Drogę, jaką przeszedł w uniwersyteckiej drużynie z Long Beach, można określić mianem hierarchicznej. Na pierwszym roku nie mógł nawet brać udziału w żadnych zawodach, ponieważ doświadczył tak zwanego zjawiska "redshirtingu". Polega ono na tym, że student ma możliwość odbywania treningów z drużyną, ale nie może być uczestnikiem meczów. Bez większego udziału Lotmana, Long Beach State 49ers zdobyli w 2004 roku mistrzostwo NCAA. - Moi koledzy z drużyny byli naprawdę godnymi konkurentami. Niewiarygodne, jak dobry poziom prezentowali już wtedy. Bycie "redshirtem" wiele mi pomogło. Musiałem się niezmiernie mocno napracować, by chociaż zdobyć punkt. To doświadczenie nieco mnie onieśmielało, ale zarazem nauczyło pokory - zdradził przyjmujący, pochodzący z Lakewood w Kalifornii.
Już w czasach uczęszczania do college'u, siatkarz spotkał w swojej drużynie kilku przyszłych reprezentantów USA, takich jak środkowy David Lee czy przyjmujący Scott Touzinsky. Obaj są o trzy lata starsi od Lotmana, więc co za tym idzie, zakończyli swoją przygodę z uczelnią dużo wcześniej. Paul z każdym kolejnym rokiem czynił coraz wyraźniejsze postępy. Poważnie został doceniony w 2007 roku, kiedy to trener Alan Knipe, pracujący z nim również w Long Beach, powołał go na Uniwersjadę w Bangkoku. Kadra Stanów Zjednoczonych wróciła z Azji z brązowym medalem.
- Wiedziałem, że dostanę szansę występu na Uniwersjadzie, jeśli wszystko przebiegnie tak, jak sobie założyłem. Kiedy dowiedziałem się o powołaniu, podekscytowany obdzwoniłem wszystkich. Najpierw powiedziałem o tym moim rodzicom, ponieważ nie miałem wątpliwości, że będą ze mnie dumni. To była także dla nich okazja do zanotowania wakacyjnej przygody w Tajlandii. Taki rodzaj międzynarodowego doświadczenia mi pomógł. Walczyliśmy przeciwko zespołom prezentującym zupełnie inny styl niż nasi akademiccy rywale. To dało mi siłę do stawania się coraz lepszym i czynienia postępów z każdym kolejnym dniem - komentował Lotman.
Zawodnik najbardziej rozbłysnął na swoim kontynencie jednak w 2008 roku, który był zarazem jego ostatnim na uczelni w Long Beach. 23-letni wówczas Lotman wyrósł na gwiazdę ligi akademickiej. Doprowadził uniwersytecką drużynę aż do półfinału, a po zakończeniu sezonu otrzymał, wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Matthew Andersonem, nagrodę MVP całych rozgrywek.
- Historia Paula jest bardzo interesująca. Kiedy przychodził do college'u był chłopakiem o niezłych parametrach, dobrze grającym w defensywie, ale brakowało mu doświadczenia. Musiał także poprawić sylwetkę i zrzucić sporo kilogramów. Z każdym dniem stawał się coraz lepszy. Nie wiem czy kiedykolwiek pracowałem z kimś takim, kto włożyłby tyle wysiłku, co Paul w celu dojścia do poziomu, jaki teraz prezentuje. Stał się graczem kompletnym. Trudno znaleźć zawodników, którzy mogą dać drużynie tak wiele w obronie, bloku i zagrywce. W defensywie jest tak samo dobry albo nawet lepszy niż większość libero. Przed nim świetlana przyszłość - mówił w 2008 roku Knipe.
Sam siatkarz był z siebie równie zadowolony, kiedy opuszczał uczelnię z tytułem absolwenta socjologii. - Na początku w ogóle nie sądziłem, że mogę dojść do takiego poziomu, jaki prezentuję teraz. Dobrze się czułem, otrzymując cały czas wsparcie od rodziny, przyjaciół, trenerów, nauczycieli oraz kolegów z zespołu. Nie było łatwo, każdego roku musiałem walczyć o miejsce na boisku. Pracowałem nad wszystkimi elementami. Przeszedłem drogę od gracza zadaniowego do kogoś w rodzaju lidera. Było trudno, ale dałem z siebie wszystko - opowiadał Lotman. Tuż po zakończeniu studiów wyjechał na podbój Portoryko.
[nextpage]Rzeszowska lekcja cierpliwości
Pierwszym zagranicznym przystankiem na siatkarskiej mapie Amerykanina okazało się małe, około 40-tysięczne miasto Corozal, w którym reprezentował on barwy miejscowego klubu Plataneros. Lidze portorykańskiej daleko było do standardów obowiązujących w Europie. Sezon na tej niewielkiej wyspie trwał znacznie krócej niż na Starym Kontynencie, zdecydowanie inaczej wyglądał także terminarz gier. - Rozgrywaliśmy trzy, a czasami nawet cztery mecze tygodniowo. Cała liga kończyła się zatem już po trzech, czterech miesiącach - wyjawiał siatkarz. O mistrzostwo kraju rywalizowało dziesięć zespołów, spośród których najlepsza okazała się właśnie drużyna Lotmana. Po zdobyciu pierwszych szlifów na międzynarodowej arenie, jeszcze w 2008 roku, amerykański siatkarz wyjechał na kontynent europejski.
Pierwsze trzy lata pobytu w Europie upłynęły mu pod znakiem regularnych zmian pracodawców. Nie był wprawdzie zmuszony do opuszczania "tonących okrętów" jeszcze w trakcie trwania rozgrywek, ale każdy kolejny sezon spędzał gdzie indziej. Rozegrał kolejno po jednym sezonie w greckim Iraklisie Saloniki, francuskim Stade Poitevin Poitiers oraz włoskiej Marmie Lanza Werona. Bardzo ważny, w pewnym sensie nawet przełomowy w jego życiu, okazał się dla niego rok 2011.
A rozpoczął się on najgorzej jak tylko mógł. W marcu, w wieku 63 lat, zmarł bowiem ojciec zawodnika, Albert. Kolejne miesiące przyniosły dla Amerykanina lepsze wieści. Już w maju podpisał umowę ze swoim obecnym pracodawcą, Asseco Resovią Rzeszów, natomiast w sierpniu wziął ślub z Jasmine.
Jak się z czasem okazało, w stolicy Podkarpacia zadomowił się na dobre. Trzy tygodnie temu rozpoczął swój czwarty sezon w PlusLidze. Jego pozostanie w zespole Pasów nie było jednak tym razem takie pewne. Lotman był łączony między innymi z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle oraz Fenerbahce Stambuł. Wszelkie spekulacje na temat ewentualnego odejścia z klubu rozwiał sam zainteresowany pod koniec kwietnia, zamieszczając na Twitterze informację o treści: "Cieszę się, że mogę poinformować o swoim pozostaniu w Asseco Resovii Rzeszów na kolejny sezon. Dziękuję wszystkim za ciągłe wsparcie".
W ciągu trzech lat gry w Rzeszowie, Amerykanin dwukrotnie wywalczył z drużyną mistrzostwo Polski (2011/2012, 2012/2013), a raz wicemistrzostwo (2013/2014). Właściwie nigdy nie spełniał podobnej roli jak podczas swoich dwóch ostatnich lat na college'u, czyli lidera ekipy. Nie zawsze nawet mieścił się w wyjściowym składzie, często musiał godzić się z rolą rezerwowego. Ale przez cały czas pozostawał bardzo ważnym ogniwem zespołu, gwarantując przede wszystkim wysoki i stabilny poziom w grze defensywnej. Jego wejścia z ławki rezerwowych niejednokrotnie odwracały losy ważnych spotkań. - W Rzeszowie nauczyłem się spokojnie i cierpliwie czekać, nie pośpieszać niczego i nie stresować się staniem w kwadracie - zaznaczał Lotman.
Dżoker z biletem do Londynu
W złotym dla amerykańskiej siatkówki roku 2008, przyjmujący jako świeżo upieczony absolwent, nie miał jeszcze szans, by pojechać na Igrzyska Olimpijskie do Pekinu. 22-letni wówczas siatkarz otrzymał jednak powołanie do reprezentacji swojego kraju na rozgrywki Pucharu Panamerykańskiego, które odbywały się w kanadyjskim Winnipeg. Amerykanie ukończyli ten turniej ze złotym medalem, ogrywając w finale 3:1 Kanadę, w której szeregach błyszczał Gavin Schmitt. MVP całej imprezy został jednak wybrany drugi, obok Andersona, z największych przyjaciół Lotmana wśród siatkarzy, Evan Patak.
Po zakończeniu olimpijskich zmagań pierwsza reprezentacja USA przeszła, zgodnie z przypuszczeniami, pewną ewolucję, której jednym z beneficjentów okazał się sam Lotman. Zmiany w zespole zaczęły się od stanowiska trenerskiego. Hugh McCutcheona zastąpił nikt inny jak, wspominany już parokrotnie, Alan Knipe. Nowy szkoleniowiec nie zapomniał o powołaniu do kadry swojego byłego podopiecznego. Od 2009 roku Lotman stale jest powoływany do pierwszej reprezentacji swojego kraju.
Szybko przekonał się jednak, że o wywalczenie miejsca w wyjściowym składzie będzie mu niezmiernie trudno. Rywalizacja z takimi zawodnikami jak Anderson, William Priddy czy Riley Salmon do łatwych nie należała. Lotman nie załapał się między innymi do składu na Mistrzostwa Świata 2010, a gdy już znajdował się w meczowej "12", zazwyczaj musiał godzić się z rolą zawodnika zadaniowego. Do jego obowiązków należało utrudnianie rywalom życia zagrywką.
- Zawsze miałem dobre wyczucie w serwisie. Pełniąc rolę zadaniowca musisz wyjść na boisko bez wielkiego rozmyślania i po prostu wykonać robotę. Wchodzisz i masz jedną szansę. Podrzucasz tylko dobrze piłkę i uderzasz. Jeśli przekombinujesz, jesteś w kłopotach - opisywał swoją rolę Lotman. Zdawał sobie również sprawę, że dobre epizody w polu serwisowym w głównej mierze pomogły mu we wzięciu udziału w najbardziej prestiżowej sportowej imprezie. - Gra na zagrywce z pewnością pomogła mi wywalczyć miejsce w składzie na Igrzyska Olimpijskie w Londynie - dodawał.
- Paul to wspaniały gracz, konkurujący z innymi doskonałymi siatkarzami. Pomimo ograniczonego czasu, jaki otrzymuje na pokazanie się, spisuje się naprawdę dobrze. Na pozycji przyjmującego mamy największą rywalizację - mówił Knipe przed startem londyńskiej imprezy. Amerykanie wrócili ze stolicy Wielkiej Brytanii bez medalu, kończąc udział w turnieju po ćwierćfinałowej przegranej 0:3 z Włochami.
Położenie amerykańskiego gracza z zespole narodowym zmieniło się dopiero niedawno, a dokładnie podczas Mistrzostw Świata 2014. Pierwsze dwa mundialowe pojedynki, przeciwko Belgii oraz Iranowi, Lotman spędził jeszcze w większej części na ławce rezerwowych, lecz kolejne spotkanie, przeciwko Portoryko, rozpoczął już w wyjściowym składzie i nie oddał w nim miejsca także przez kolejnych sześć meczów. Wraz z kolegami zmarnował ogromną szansę na awans do trzeciej rundy turnieju, ponieważ reprezentanci USA niespodziewanie ulegli w ostatnim meczu drugiej fazy Argentynie 2:3. 28-latek zdawał jednak sobie sprawę, że może grać w "szóstce" w głównej mierze dzięki kontuzji jednego z kolegów.
- Przed mistrzostwami świata straciliśmy Seana Rooney'a. On był naszym kapitanem, doświadczonym graczem, trzymającym zawsze równy, wysoki poziom. I sportowo, i pozasportowo Sean był jedną z najważniejszych postaci w naszej drużynie i bez niego na pewno nie jesteśmy tym samym zespołem. Staram się jak mogę go zastąpić, bo w tej sytuacji jestem jednym z najstarszych i najbardziej doświadczonych, ale to nie to samo - przyznawał. Około dwa miesiące wcześniej, gdyż w lipcu, Amerykanie z Rooney'em (i Lotmanem również) w składzie, dość niespodziewanie zwyciężyli w rozgrywkach Ligi Światowej.
Paul Lotman nie jest, i nigdy nie będzie, zaliczany do kategorii najefektowniej prezentujących się siatkarzy. Jego wieloletnia praca nie idzie jednak na marne, ponieważ jego osoba jest bardzo ceniona przez kolejnych trenerów. - Paul od zawsze spisywał się niewiarygodnie dobrze w defensywie, dlatego bez przerwy jest ważnym ogniwem mojego zespołu. Jest graczem wspaniale wyszkolonym technicznie i wspaniałym kolegą - zaznaczał obecny selekcjoner Amerykanów, John Speraw.
- Paul jest siatkarzem, którego należy brać pod uwagę w kontekście gry na Igrzyskach Olimpijskich przez kolejną dekadę. W ciągu czterech, pięciu lat będzie prezentował najlepszą formę w swoim życiu - deklarował z kolei, jeszcze w 2012 roku, Knipe. Jeśli słowa wieloletniego trenera Lotmana się sprawdzą, Amerykanin powinien być czołową postacią Stanów Zjednoczonych podczas Igrzysk w Rio de Janeiro w 2016 roku.