Kinga Wojtasik: Nasza codzienność przestała istnieć. Ten sezon będzie dla nas pusty [WYWIAD]

- Zwykle spędzamy poza domem 300 dni w roku, odwiedzamy 13-15 krajów. A teraz jesteśmy w Polsce już trzy miesiące. Nasza codzienność, coś co dla nas jest normalnym życiem, przestało istnieć - mówi Kinga Wojtasik, czołowa polska siatkarka plażowa.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Kinga Wojtasik PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Kinga Wojtasik
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Ile tysięcy kilometrów pokonujecie w czasie normalnego sezonu?

Kinga Wojtasik, reprezentantka Polski w siatkówce plażowej, olimpijka z Rio de Janeiro, wicemistrzyni Europy z 2019 roku: Tyle, że nigdy ich nie liczyłam. Mogę za to powiedzieć ile dni spędzamy wtedy poza domem - około 300. Gramy w 10-12 turniejach, od Chin po Brazylię. Do tego dochodzą obozy w różnych krajach. W ciągu roku odwiedzamy 13-15 krajów. Sezon zwykle zaczynał się w Azji, potem przenosił się do Stanów Zjednoczonych albo do Australii, a następnie do Europy.

A ile kilometrów pokonałyście w tym roku?

Początek był obiecujący. Najpierw trenowałyśmy na Teneryfie, potem w Brazylii z najlepszymi tamtejszymi parami, a stamtąd poleciałyśmy na pierwszy turniej do Australii. Tyle, że wtedy zaczęła się pandemia, zawody w ostatniej chwili odwołano, a my musiałyśmy pędzić do Polski, żeby zdążyć przed zamknięciem granic. I na tym podróże się na razie skończyły.

ZOBACZ WIDEO: Jacek Nawrocki zadowolony z pierwszego tygodnia treningów. "Jest do wykonania dużo pracy motorycznej"

Wasz powrót z Australii do Polski musiał być bardzo nerwowy.

Jeszcze dzień przed turniejem wszyscy nas zapewniali, że zawody się odbędą, więc normalnie się do nich przygotowywałyśmy. A potem wstajemy rano w dniu rozpoczęcia imprezy i dowiadujemy się, że turniej odwołano, a do tego Polska zamyka granice, a jak już uda się nam wrócić, czeka nas kwarantanna. Trzeba było działać szybko, na szczęście bardzo pomógł nam PZPS, zorganizował powrót przed Doha i Indie. Leciałyśmy naokoło, ale najważniejsze, że dotarłyśmy do domu. Ale z jet lagu leczyliśmy się z mężem chyba przez tydzień.

To było w połowie marca. Od tego czasu aż do początku czerwca siedzieliście z mężem w domu.

Nasza codzienność, coś co dla nas jest normalnym życiem, przestały istnieć. Przez kilka ostatnich lat nie było czasu, żeby stęsknić się za graniem, a teraz przez dwa miesiące praktycznie nie mogliśmy trenować. Dlatego bardzo się cieszyliśmy, gdy w końcu mogliśmy pojechać na obóz do Spały. Ona kojarzy się nam z zimą, bo zwykle właśnie wtedy tam jesteśmy, oraz ciężkimi treningami. Ale teraz dostaliśmy tam cząstkę naszej normalności i czas zleciał nam błyskawicznie. Ani się obejrzeliśmy, a dwa tygodnie minęły i obóz się skończył. Na szczęście zaraz zaczynamy kolejny, w Cetniewie. Cieszymy się, bo rzadko kiedy możemy potrenować nad samym morzem. Pewnie będzie wiało, ale to dobrze, bo w ostatnich sezonach mało jest takich turniejów, w których gramy przy bezwietrznej pogodzie.

Kinga Wojtasik na jednej z brazylijskich plaż (fot. archiwum prywatne) Kinga Wojtasik na jednej z brazylijskich plaż (fot. archiwum prywatne)

Mówisz: "Nasze normalne życie przestało istnieć". Jak ono wygląda, gdy jednak istnieje?

Przede wszystkim jesteśmy w rozjazdach - w podróży na turniej, gramy turniej, na zagranicznym obozie - na przykład tuż przed pandemią byłyśmy w Brazylii. Nie pamiętam, żebym siedziała w domu dłużej niż kilka dni. A teraz nie dość, że od trzech miesięcy jesteśmy w Polsce, to jeszcze do czasu wyjazdu do Spały w domu byłam cały czas. Zwyczajne dla innych ludzi rzeczy, jak robienie dużych zakupów czy gotowanie, dla nas były czymś nowym. Nie powiem, podobało się nam, czuliśmy się jak na wakacjach, ale i tak z utęsknieniem czekałyśmy na powrót do podróży, wyjazdów, startów w turniejach.

Wciąż czekacie.

No tak, ten sezon skończył się zanim zdążył się zacząć. Dla nas będzie pusty.

Całkowicie?

Aż tak całkiem to nie. U nas w kraju pewnie odbędzie się kilka turniejów. W Niemczech zawodnicy sami się skrzyknęli i zorganizowali tour, żeby podtrzymać formę startową. Takie toury są też w Czechach i w Austrii. Mam nadzieję, że do tego czeskiego uda się nam dołączyć. Turniejów międzypaństwowych na razie nie ma na horyzoncie, ale ktoś ze światowej federacji wspominał, że być może jedne zawody odbędą się w październiku. Oficjalna informacja w tej sprawie ma być jednak dopiero we wrześniu. Byłoby super, gdy odbyły się chociaż ze dwie takie imprezy, choć niestety nie wszyscy będą mogli wziąć w nich udział. Niektóre kraje nadal zmagają się z epidemią. Przykładem są siatkarze i siatkarki z Brazylii, którzy wciąż nie mogą normalnie trenować na plaży. Myślę, że siatkówka plażowa w wydaniu sprzed pandemii wróci dopiero w kwietniu przyszłego roku, gdy zacznie się kolejny sezon.

Co dla ciebie oznacza taki niemal pusty sezon?

Przede wszystkim zmianę życiowych planów. Po igrzyskach w Tokio miałam zrobić sobie przerwę i po roku lub dwóch zdecydować, czy wracam do grania. Igrzyska przełożono na przyszły rok, więc trzeba o nie walczyć. Pracujemy od kilku lat, żeby się na nie zakwalifikować, więc możemy popracować jeszcze trochę. Teraz trzeba po prostu przetrwać, mieć cały czas kontakt z plażówką i wrócić do normalnego toku przygotowań w kolejnym sezonie. Mam nadzieję, że będzie to możliwe.

Po co miała być ta przerwa, o której mówisz?

Żeby założyć rodzinę, urodzić dziecko, trochę odetchnąć.

Kinga Wojtasik w czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych (fot. archiwum prywatne) Kinga Wojtasik w czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych (fot. archiwum prywatne)

Z obecną partnerką grasz od stosunkowo niedawna, wcześniej przez długie lata tworzyłaś parę z Moniką Brzostek. To z nią wystąpiłaś na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Przez te cztery lata dużo się zmieniło.

Bardzo dużo. Nie tylko u mnie, ale i u Moniki, która ma już prawie trzyletniego synka. Ona po Rio zrobiła sobie przerwę, do regularnych treningów wróciła dopiero niecałe dwa lata temu. Ja przez ten czas najpierw grałam z Jagodą Gruszczyńską, a potem stworzyłam parę z Kasią Kociołek. Gramy razem od dwóch sezonów. Idzie nam coraz lepiej, a przynajmniej szło do czasu tej wymuszonej przerwy. Oby po powrocie do normalności nasz marsz w górę trwał dalej.

Od niedawna waszym trenerem jest twój mąż, Damian Wojtasik.

Miało to trwać tylko kilka miesięcy, do zakończenia igrzysk w Tokio. Koronawirus sprawił jednak, że Damian potrenuje nas o rok dłużej. Na razie współpraca układa się dobrze, lepiej niż przypuszczałam. O dziwo jeszcze się nie pozabijaliśmy, a trochę się tego bałam. Jakoś nam się udaje oddzielić pracę od życia prywatnego. Może nie w stu procentach, bo to niemożliwe, ale staramy się nie rozmawiać w domu o siatkówce.

Jakim trenerem jest Damian?

Są dwa rodzaje relacji trener-zawodniczka, gdy tworzą oni związek. Albo trener ciągle zawodniczkę głaszcze i powtarza jej, że jest najlepsza, albo bardzo dużo od niej wymaga i powtarza jej, że musi być lepsza. Damian jest bliżej tego drugiego, ale w granicach rozsądku. Wymaga dużo, ale nie przesadza.

Gdzie najbardziej chciałabyś z Damianem i Kasią pojechać, jak siatkówka plażowa wróci?

Jeżeli chodzi o granie, to myślę, że do Stanów Zjednoczonych. Tam zawsze są bardzo fajne obozy treningowe. A tak prywatnie to na Hawaje. Byliśmy tam z mężem w podróży poślubnej.

Myślałem, że powiesz Tokio.

Ale to dopiero za rok, a ostatnie miesiące pokazały, że na razie snucie dalekosiężnych planów nie ma sensu. Mam nadzieję, że przyszłego lata odwiedzę jeszcze bardzo wiele miejsc. I że te igrzyska w ogóle się odbędą, bo na razie wciąż stoją pod znakiem zapytania.

Kinga Wojtasik w czasie podróży poślubnej na Hawajach (fot. archiwum prywatne) Kinga Wojtasik w czasie podróży poślubnej na Hawajach (fot. archiwum prywatne)

Czytaj także:
Vital Heynen: Za 10 lat zawodnicy wciąż będą wspominać tegoroczne zgrupowanie [WYWIAD]
Australia wygrywa z COVID-19. Luke Perry: W Perth żyje się już niemal całkiem normalnie

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×