Leon zareagował na przeniesienie MŚ z Rosji do Polski. Mówi wprost

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Wilfredo Leon
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Wilfredo Leon

- Było kilka takich treningów, które trwały dla mnie bardzo krótko, bo nie dawałem rady wykonywać ćwiczeń - mówi Wilfredo Leon. Gwiazdor Perugii i reprezentacji Polski od 2,5 miesiąca zmaga się z urazem kolana.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jak długo grałeś z kontuzją?
[/b]
Wilfredo Leon, siatkarz Sir Safety Perugia i reprezentacji Polski: Już w grudniu ubiegłego roku zaczął mnie boleć bark. Tym się jednak nie przejmowałem, bo z bolącym barkiem grałem już i w Kazaniu, i w reprezentacji Kuby. Jak go wyleczyłem, zaczęło mnie boleć kolano, a dokładnie ścięgno podkolanowe. Jakieś dwa i pół miesiąca temu. I tym się już zaniepokoiłem, bo takich problemów nigdy wcześniej nie miałem. Zaciskałem jednak zęby, brałem udział w każdym treningu i grałem w każdym meczu. Musiałem, bo w zespole mieliśmy wtedy także inne problemy zdrowotne.

Efekt był taki, że kolano bolało coraz bardziej, ale nie było czasu na odpoczynek. Stosowaliśmy doraźne środki. Dużo pracowałem z fizjoterapeutą, po każdym treningu okładałem kolano lodem, miałem terapię laserową, wizyty u osteopaty, trochę później zabiegi z wykorzystaniem fal elektromagnetycznych.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gol jak z... gry komputerowej! Nie było czego zbierać

Przed każdym treningiem brałem środki przeciwbólowe, a przed meczami dostawałem zastrzyki, zaczęliśmy też tejpować kolano. To pomogło mi jakoś dotrwać do końca sezonu. Ból jednak towarzyszył mi cały czas, było kilka takich treningów, które trwały dla mnie bardzo krótko, bo nie dawałem rady wykonywać ćwiczeń. Nie byłem w wysokiej formie, zarówno fizycznej, jak i psychicznej, bo jeśli zmagasz się z jakimś urazem i próbujesz różnych rzeczy, które mają pomóc przetrwać, a nie do końca wyleczyć problem, to głowa się męczy.

Drużyna Perugii na sezon 2021/2022 była budowana tak, żeby nie wszystko zależało w niej od ciebie i żebyś mógł trochę więcej odpoczywać. Tymczasem w sezonie zasadniczym Serie A byłeś najczęściej grającym zawodnikiem Perugii, w play-offach jednym z czterech najbardziej eksploatowanych. Dlaczego musiałeś grać nawet wtedy, kiedy nie byłeś w pełni zdrowy?

To nie do mnie pytanie. Fakty są takie, że cały czas musiałem być gotowy do gry. To moja praca i moje zadanie. Zawodnik nie decyduje, kiedy wychodzi na boisko.

Twoje problemy zdrowotne i urazy twoich kolegów sprawiły, że przegrana walka o mistrzostwo Włoch z Civitanovą nie była dla ciebie niespodzianką?

Była. W sezonie regularnym dwa razy z nią wygraliśmy i to bez problemów. Myślałem, że jak się skoncentrujemy, pokonamy ich również w finale ligi. Nie udało się, grali lepiej niż my w ostatnich meczach.

Ligi Mistrzów też nie wygracie. Dlaczego twoim zdaniem przegraliście w półfinale z Trentino?

Nie może być tak, że w tak ważnym momencie, jak złoty set, rywale uciekają nam na samym początku. A my zaczęliśmy go od wyniku 1:4, potem przegrywaliśmy 5:10, 7:12. Zrobiliśmy co w naszej mocy, żeby dogonić Trentino i dogoniliśmy. Jednak w dwóch ostatnich akcjach meczu to oni zdobyli punkt. Ten słaby początek był moim zdaniem decydujący.

Ten sezon kończysz z lepszymi odczuciami niż poprzedni? Wtedy atmosfera w drużynie Perugii nie była najlepsza.

A teraz była niesamowita. Świetnie się dogadywaliśmy. Jak spotkaliśmy się całym zespołem już po przegranym finale, nie rozmawialiśmy o nim. Mówiliśmy o tym, co wydarzyło się dobrego. Chociaż nie zrealizowaliśmy celów, które sobie założyliśmy, jako kapitan powiedziałem kolegom, że wszyscy mogą z dumą patrzeć w lustro, wykonali naprawdę dobrą pracę.

Z Nikolą Grbiciem, który był w tym sezonie twoim trenerem w klubie, będziesz pracował także w reprezentacji. Co możesz o nim powiedzieć?

To szkoleniowiec, który na samym początku jasno wykłada swoje zasady i warunki. Jeśli ich nie akceptujesz, droga wolna. Jest też zwolennikiem sprawdzonych rozwiązań. Nie eksperymentuje ze składem, nie robi częstych zmian, raczej ma swoją "żelazną" pierwszą szóstkę. Prywatnie nie zdążyłem go zbyt dobrze poznać, bo nie było na to czasu, rozmawialiśmy głównie o tematach związanych z siatkówką. Jednak na pewno nie mówi tyle, co Vital Heynen. Pod tym względem Vitala nikt nie pobije.

Kiedy przyjedziesz na zgrupowanie reprezentacji Polski?

Rozmawiałem o tym z trenerem i jest kilka możliwości. Czekamy na opinie specjalistów w sprawie mojego kolana, bo jeszcze nie wiemy, czy będę musiał przejść niewielki zabieg, czy jednak wystarczy kilka dni odpoczynku i nie będzie interwencji medycznej. W przypadku operacji na pewno dostanę czas na rehabilitację. Jeśli nie, specjalista przygotuje mi zestaw ćwiczeń, które będę mógł wykonywać w czasie zgrupowania i już 23 maja dołączę do kolegów.

To będzie inna drużyna niż w poprzednich latach. Bez Michała Kubiaka, Piotra Nowakowskiego, Damiana Wojtaszka, Dawida Konarskiego.

Trochę mi smutno, że kilku kolegów zakończyło reprezentacyjne kariery. Oni najlepiej znają swoje organizmy i wiedzą, ile jeszcze mogą z siebie dać. Ja mam 29 lat i czuję się dobrze, ale nie wiem, jak będzie za cztery czy pięć sezonów. Występując zarówno w klubie, jak i w reprezentacji, eksploatujesz swoje ciało zdecydowanie bardziej niż ci, którzy uczestniczą tylko w rozgrywkach klubowych. Gramy przez cały rok praktycznie bez przerwy. Gdybyśmy mieli ich więcej, międzynarodowe kariery wielu zawodników moim zdaniem potrwałyby dłużej.

Spójrzcie, na jakim poziomie wciąż gra Matej Kazijski, mimo że ma już 38 lat. Występuje w czołowej drużynie Serie A, zagra w finale Ligi Mistrzów. Myślę, że nie byłby w stanie utrzymywać takiego poziomu do dziś, gdyby występował i w Trentino, i w reprezentacji Bułgarii. Ale w drużynie narodowej nie gra już od dawna.

Jesteś za "odchudzeniem" siatkarskiego kalendarza?

Wszystkim wyszłoby to na dobre. Grania jest tyle, że niektóre reprezentacje mogą mieć problemy. Polska nie, bo mamy bardzo dużo zawodników na wysokim poziomie, ale jest wiele innych ekip, w których nie ma aż takiej konkurencji na każdej pozycji i w przypadku wypadnięcia jednego siatkarza nie za bardzo jest kim go zastąpić.

Jestem też za tym, żeby w ciągu roku były trzy obowiązkowe, przynajmniej tygodniowe przerwy dla siatkarzy: jedna przed sezonem klubowym, jedna w trakcie, w okolicy końca roku, i jedna po zakończeniu sezonu klubowego, przed początkiem przygotowań kadrowych. Takie choćby trzy tygodnie wytchnienia, zupełnego odcięcia się od siatkówki, byłyby zbawienne dla kondycji fizycznej i psychicznej.

Najbardziej widoczny w ostatnim czasie efekt dużej intensywności sezonu to kontuzja Norberta Hubera. Siatkarz, który mógł być gwiazdą tegorocznych mistrzostw świata, naderwał ścięgno Achillesa i do gry wróci najwcześniej za sześć miesięcy.

Bardzo mi przykro z powodu tego, co spotkało Norberta. Zasługiwał na to, żeby być w tym roku w reprezentacji. Naładowany kalendarz sprawia, że takie sytuacje mogą mieć miejsce. Mam nadzieję, że nie będziemy w tym sezonie kadrowym świadkami podobnych dramatów.

Jak zareagowałeś, kiedy dowiedziałeś się, że mistrzostwa świata zostały przeniesione z Rosji do Polski?

Nie było nikogo szczęśliwszego ode mnie. Bardzo nie chciałem lecieć do Rosji i tłuc się samolotami po tym ogromnym kraju, męczyć się ze zmianą stref czasowych. Grałem tam przez kilka sezonów i wiem, że to byłoby uciążliwe. Dlatego super, że mistrzostwa będą u nas. W Niemczech, Bułgarii czy we Włoszech też byłoby fajnie, ale w swoim domu zawsze czujesz się lepiej niż w domu swojego kolegi. U siebie jesteś królem, i ja tak się czuję, grając w Polsce, a u kogoś innego gościem.

Tylko że w gościach presja byłaby mniejsza. A jako że zagracie w Polsce, będzie się od was oczekiwało złota.

Powiem tak: nie będę opowiadał, że celem jest złoto. Celem będzie wygrać następny mecz. To wszystko. Jeśli w czasie mistrzostw za każdym razem wywiążemy się z tego zadania, zostaniemy mistrzami.

Czytaj także:
Siatkarz Jastrzębskiego Węgla chwali reprezentanta Polski. "Rozwinął się z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia"
To koniec. Porażka Leona w finale

Źródło artykułu: