W niedzielę została napisana historia polskiego sportu. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrała Ligę Mistrzów. Mistrzowie Polski w finale pokonali Itas Trentino bez straty seta.
- Sekretem był team spirit. Wierzyliśmy cały czas w zwycięstwo. Po awansie do finału na początku kwietnia wyrzuciliśmy z głowy Ligę Mistrzów. Skupiliśmy się tylko na mistrzostwie Polski. Mogę tylko podziękować drużynie z Zawiercia (która wygrała z ZAKSĄ pierwszy mecz półfinałowy PlusLigi - przyp. red.), że przyparli nas do muru. Powiedziałem wtedy chłopakom, że ta presja mentalna nam wtedy pomoże wygrać. Tak też się stało - zdradził trener ZAKSY Gheorghe Cretu.
- Podobnie było też w finale ligi przeciwko Jastrzębskiemu Węglowi. To też były bardzo dobre starcia i gratulacje także dla nich. Ja jestem szczęśliwy z tego, jak ta grupa jest ze sobą związana. Każdy trener byłby szczęśliwy pracując z taką ekipą. Mamy również znakomity sztab, który pracował kapitalnie dzień po dniu - dodał Rumun.
ZOBACZ WIDEO: W samym bikini na deskorolce. Od polskiej siatkarki trudno oderwać wzrok
Kibice ZAKSY wielokrotnie przeżywali jednak na boisku chwile grozy. Na początku trzeciego seta Erik Shoji upadł i nie podnosił się przez dłuższą chwilę z boiska. Amerykanin grał jednak dalej. To samo przydarzyło się Marcinowi Januszowi, który pod koniec trzeciego seta leżał dwukrotnie na boisku. I on zacisnął zęby i dociągnął spotkanie do końca.
Jak szkoleniowiec zareagował na tę sytuację? - Spojrzałem wtedy na ławkę rezerwowych. Widziałem, że zmiennicy byli gotowi do wejścia na boisko. To wiele mówi o nas jako zespole - stwierdził Cretu.
Bohaterem spotkania był jednak Kamil Semeniuk. Przyjmujący grał wybornie, a dość powiedzieć, że w ciągu zaledwie trzysetowego boju zdobył aż 27 punktów. Atakował ze skutecznością wynoszącą aż 74 proc., a ręka nie drżała mu w ważnych momentach. To właśnie on zakończył spotkanie skuteczną kontrą.
- Być może Marcin czuł, że gra po prostu idzie Semenowi. Dawał mu po prostu wiele piłek. Kamil ma wszystko, by być najlepszym zawodnikiem na świecie. Bezdyskusyjnie. Te punkty były jednak możliwe dzięki pracy zespołowej i temu, że wszyscy pracowali w przyjęciu i obronie. ZAKSA, ogólnie zespoły z Polski, grają inną siatkówkę niż włoskie kluby. Obie szkoły są dobre, a różnica czasem wchodzi po prostu w sile mentalnej - wyjaśnił szkoleniowiec.
A w jakiej szkole Rumun czuje się lepiej jako trener? - Polska gra jest bardziej brudna. Jeśli trenuję już w Polsce przez sześć lat, to odpowiedź jest jasna - zakończył Gheorghe Cretu.
Z Lublany Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Apel zwycięzcy Ligi Mistrzów. Alarmujące słowa. "To skończy się prędzej czy później jakąś bardzo poważną kontuzją"
Kibice zamarli po jego upadku. "Podekscytowanie poniosło mnie dalej"