Apel zwycięzcy Ligi Mistrzów. Alarmujące słowa. "To skończy się prędzej czy później jakąś bardzo poważną kontuzją"

Materiały prasowe / Adam Kurasiewicz/PlusLiga / Na zdjęciu: Marcin Janusz
Materiały prasowe / Adam Kurasiewicz/PlusLiga / Na zdjęciu: Marcin Janusz

Marcin Janusz grał z bólem, ale dokończył finał Ligi Mistrzów. - Nie wyobrażam sobie rozgrywania tego typu sezonu, jaki miał miejsce teraz przez kilka lat, dokładając do tego kadrę. To będzie wyniszczające - mówi dla WP rozgrywający ZAKSY.

W niedzielę Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle przeszła do historii. Polski klub obronił tytuł w Lidze Mistrzów. Pokonał Itas Trentino 3:0, ale nie bez problemów, zwłaszcza tych zdrowotnych. Pod koniec trzeciego seta rozgrywający ZAKSY dwukrotnie upadł na boisko i istniało ryzyko, że nie dokończy spotkania. Zacisnął jednak zęby i dograł do końca, ale po meczu lekko kulał. Ma jasny apel do siatkarskich władz.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Jak się pan czuję kilkanaście minut po meczu. Dalej mocno boli?

Marcin Janusz, rozgrywający Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, zdobywca tegorocznej Ligi Mistrzów: Nie boli, bardziej jest euforia. Nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło. Już po finale PlusLigi ciężko mi było uwierzyć, że zdobyliśmy złoto w Polsce. Teraz jesteśmy najlepszą drużyną w Europie. Ciężko uwierzyć w to wszystko, co osiągnęliśmy w tym sezonie. Dojdzie to wszystko za kilka dni, kiedy sobie usiądę spokojnie.

ZOBACZ WIDEO: W samym bikini na deskorolce. Od polskiej siatkarki trudno oderwać wzrok

Co się stało podczas meczu, że upadł pan aż dwukrotnie?

Ten sezon jest bardzo wymagający. Nie tylko ja, ale także Norbert Huber, w niedzielę też Erik Shoji. Czasem tych naszych bóli nie widać w telewizji. W tym sezonie zagraliśmy mnóstwo spotkań, mimo że i tak zrezygnowaliśmy z Klubowych Mistrzostw Świata. Sztab sobie zdawał sprawę, że i tak będziemy na limicie kontuzji. Norbert wypadł nam na kilka miesięcy.

Za każdym razem, gdy pojawiamy się na boisku, oddajemy całe swoje serce. Trzeba się zastanowić nad tym, jak to wszystko można by było poukładać, by tych meczów było dużo. Zdajemy sobie sprawę, że jest to ważne dla sponsorów, działaczy, ale nie jesteśmy maszynami, tylko zwykłymi ludźmi. Jesteśmy wytrenowani, żeby przekraczać granice, ale też mamy swój limit.

Sezon powinien być w takim razie krótszy?

Ja sobie nie wyobrażam rozgrywania tego typu sezonu, jaki miał miejsce teraz, przez kilka lat, dokładając do tego kadrę. To będzie wyniszczające. To skończy się prędzej czy później jakąś bardzo poważną kontuzją.

W przyszłym roku nie dość, że liga będzie trwała krócej, to władze PLS zdecydowały się powiększyć rozgrywki, co będzie skutkować 4 dodatkowymi kolejkami. Co zrobić?

My jesteśmy zawodnikami i możemy przedstawiać swój punkt widzenia. Ostateczne decyzje podejmują osoby we władzach, które rządzą w PLS i PZPS. Jako zawodnicy mówimy, że jest bardzo ciężko. Kończy się to poważnymi kontuzjami albo mniejszymi, których nie było widać przez cały sezon. Jakby popytać zawodników, to większość, jeśli nie każdy, zmaga się z bólem. Zdajemy sobie sprawę, że to jest nasza praca, ale wszystkim powinno zależeć na tym, byśmy byli zdrowi, byśmy mogli reprezentować Polskę, a to nasze wspólne dobro.

Dostanie pan trochę odpoczynku przed kadrą?

Z tego, co wiem, to będzie to ponad tydzień...

Szczerze? To tyle co nic.

O tym mówimy. My, zawodnicy ZAKSY, nie pojedziemy na turniej Ligi Narodów do Kanady. I tak musimy omijać niektóre mecze kadrowe, a przecież o to się walczy, by takie starcia móc rozgrywać. Musimy je pomijać, by jakkolwiek to wszystko wytrzymać.

Wróćmy do finału Ligi Mistrzów. Czym próbowaliście zaskoczyć Itas Trentino?

Niczym szczególnym nie można było ich zaskoczyć. Zagraliśmy bardzo solidną, nieprzyjemną siatkówkę, przeciwko której się bardzo ciężko gra. Dlatego też wygraliśmy w Polsce i Europie. W tym nasza siła i żadnych zaskoczeń nie było. Cieszy, że w meczu pod tak ogromną presją, kiedy stawka jest najwyższa, potrafimy zagrać swoją najlepszą siatkówkę. Niełatwo z tym wszystkim sobie poradzić.

Dla pana był to pierwszy sezon w czołowym klubie, gdzie odgrywa pan pierwsze skrzypce. Od razu historyczne osiągnięcie, bo nikt przed wami nie sięgnął po potrójną koronę.

Ciężko w to wszystko uwierzyć. Myślę, że zapisaliśmy się w piękny sposób w historii polskiej siatkówki. Trzy najważniejsze trofea są nasze. Tego sezonu nie zapomnę do końca życia. Nie wiem czy coś takiego się powtórzy i uda mi się kiedykolwiek być w finale Ligi Mistrzów. Takie rzeczy nawet dla zawodnikom, którzy od lat grają na najwyższym poziomie, nie przydarzają się co roku.

Gdy to wszystko dojdzie do mnie, to przyjdzie jeszcze większe wzruszenie. Włożyliśmy masę pracy w to, by osiągnąć niesamowite rzeczy w tym sezonie.

Mówi się o kilku odejściach z waszej ekipy. To był odpowiedni last dance dla części siatkarzy?

Patrząc na ten sezon, to zbudowaliśmy wszystko w bardzo krótkim czasie, bo byliśmy kompletnie nową drużyną. W ciągu kilku miesięcy z ekipy, która na początku grała średnio, bo było widać, że jest dużo zmian, nerwowości i nie do końca czuliśmy się zbyt pewnie na boisku, doszliśmy do miejsca, w którym rozumiemy się bez słów.

Oczywiście, będą zmiany. Nie chodzi tu już nawet o roszady personalne, ale postaramy się zrobić to wszystko, co udało się w tym roku. Wymagania będą ogromne, ale ten rok na zawsze zostanie w naszej pamięci.

Po tym nie najlepszym początku sezonu w jakim momencie zyskaliście pewność siebie, że możecie zrobić wszystko?

To nie było takie proste. Myślę, że przede wszystkim pracowaliśmy ciężko. Jesteśmy ludźmi, dla których drużyna była najważniejsza. Trzeba ciężko pracować, starać się tworzyć odpowiednią atmosferę. Trzeba też być oczywiście dobrym siatkarsko, bo te umiejętności też mamy. Teoretycznie wydaje się to proste i tyle wystarczyło.

Czytaj więcej:
Last Dance Semeniuka w ZAKSIE? "Będę za nim tęsknił"
Pełen zwrotów akcji finał LM z udziałem Wołosz. Dokonały wielkiej rzeczy

Źródło artykułu: