Z kolei Brazylijczycy pierwszy raz nie wyjdą na boisko jako najwyżej notowany zespół w tym zestawieniu. Kiedy w 2006 roku ranking powstawał, "Canarinhos" byli niekwestionowanymi królami światowej siatkówki. Drużyna Giby, Ricardo, Sergio Santosa, Gustavo, Dante Amarala i legendarnego trenera Bernardo Rezende biła wszystkie inne drużyny narodowe na głowę. Gdy nam wydawało się, że jesteśmy bardzo dobrzy, że to już moment, gdy możemy bić się o zwycięstwo nawet z brazylijskimi czarodziejami, oni sprowadzili nas na ziemię i bezlitośnie ograli w finale mistrzostw świata.
W tamtych latach wyraźne zwycięstwo Brazylii nad Polską były typowym scenariuszem. W pierwszej dekadzie XXI wieku zdarzało się nam co prawda pokonać od czasu do czasu południowoamerykańskiego hegemona, ale jedynie w meczach fazy interkontynentalnej Ligi Światowej, gdy rywale mogli jeszcze pozwolić sobie na wpadkę. Kiedy rosła stawka lub ranga imprezy, zawodnicy Bernardo Rezende zawsze znajdowali sposób na polski zespół. W dwóch olimpijskich ćwierćfinałach i we wspomnianym finale mundialu nie oddali polskiej drużynie ani jednego seta.
W latach 2000-2011 Biało-Czerwoni wygrali z Brazylią pięciokrotnie. Przegrali aż 24 razy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wchodziła pod kosz i nagle... Coś niesamowitego!
Przełomem w polsko-brazylijskiej rywalizacji był rok 2012. Pod wodzą Andrei Anastasiego Polacy wygrali cztery z pięciu starć w Lidze Światowej, po raz pierwszy zwyciężyli też w spotkaniu o dużym znaczeniu. Tamte mecze bardzo dobrze pamięta Michał Mieszko Gogol, który w sztabie trenerskim Anastasiego był statystykiem.
- Wtedy czuliśmy, że ścigamy światową czołówkę, ale nadal patrzyliśmy na Brazylię jak na "tę" Brazylię. Wallace, Murilo, Dante, Sergio Santos, który w obronie wyczyniał cuda. Rozgrywający Ricardo, który grał szybciej, niż najlepsi rozgrywający obecnych czasów. A przecież mówi się, że gra przyspieszyła. Granie przeciwko nim to była dla nas przygoda i duże wyzwanie - wspomina Gogol, obecnie trener reprezentacji Łotwy.
- Po raz pierwszy wygraliśmy z nimi na turnieju w Kanadzie, potem w Spodku. Przegraliśmy dopiero przed ich publicznością w Sao Paulo, po spotkaniu, w którym na boisko sypały się iskry. Na koniec fazy grupowej polecieliśmy jeszcze do Finlandii i tam też ich pokonaliśmy.
Los zetknął Polaków z Brazylijczykami również w turnieju finałowym Ligi Światowej w Sofii. - I to było kolejne przełomowe spotkanie. Przegrywaliśmy w nim 1:2, ale wygraliśmy po tie-breaku i wyrzuciliśmy ich z turnieju, który potem wygraliśmy.
To był czas, gdy Polacy uwierzyli, że Brazylia jest rywalem jak każdy inny. - Wiedzieliśmy, że nie jest niezniszczalna, że jesteśmy coraz bliżej niej - podkreśla Gogol.
Okazało się, że nasi siatkarze byli na tyle blisko, by w kolejnych meczach o dużym i bardzo dużym znaczeniu raz po raz wygrywać z kanarkowymi gigantami siatkówki. W 2014 roku najpierw pokonali ich w kluczowym spotkaniu fazy finałowej mistrzostw świata, potem w samym finale. W 2018 znów zagrali z nimi w meczu o złoto MŚ i znów byli od nich lepsi.
W czasie drugiego z wymienionych spotkań o złoto MŚ Gogol był członkiem sztabu szkoleniowego Biało-Czerwonych. Pełnił rolę jednego z asystentów selekcjonera Vitala Heynena. Polacy w fazie finałowej mistrzostw we Włoszech grali tak dobrze, że chyba jedyny raz mogli się czuć faworytami starcia z "Canarinhos". Choć zdaniem Gogola, co najwyżej lekkimi faworytami.
- Brazylia miała wtedy dużo problemów, "krwawiła". Przypilnowała jednak ważnych momentów, przetrwała je i weszła do finału. Zresztą tak samo jak my, obie drużyny weszły do finału poturbowane. Ale my czuliśmy, że poza Wallace'em w zespole rywali nie ma chyba nikogo, kto może pomieszać nam szyki. I że wygramy. Przeczucia mieliśmy dobre, bo pokonaliśmy ich 3:0.
Rok później prowadzona przez Heynena drużyna znów dwa razy pokonała Brazylijczyków. Na finały Ligi Narodów do Chicago "Canarinhos" wysłali swoje największe gwiazdy. I te gwiazdy przegrały z młodym i niedoświadczonym polskim składem dwukrotnie. W grupie 2:3, w meczu o trzecie miejsce 0:3.
- To była duża niespodzianka, że nasi młodzi zawodnicy zagrali na nosie pierwszemu składowi Brazylii. Jak potem Brazylijczycy przyjechali do nas na Memoriał Wagnera, pałali żądzą rewanżu. W Krakowie byli tylko po to, żeby nas pokonać. Na boisku mieli ogień w oczach - wspomina były asystent selekcjonera Biało-Czerwonych.
Na osi czasu polski pościg za największą siatkarską potęgą XXI wieku rysuje następująco: Na początku poprzedniej dekady byliśmy już blisko, od przełomowego 2012 roku walczymy z Brazylią jak równy z równym. Przez kilka kolejnych lat rywale wciąż przystępowali do meczów z nami z pozycji siły, ale już nie jako wyraźni faworyci. A w ostatnich sezonach przed spotkaniem Polska - Brazylia trudno wytypować zwycięzcę. Potwierdza to statystyka - w ostatnich dziesięciu latach 11 razy wygrywali Biało-Czerwoni, a 13 razy Brazylijczycy.
- Czy to obecnie największy klasyk w międzynarodowej siatkówce? Na pewno jeden z kilku największych. A nie zostało ich wiele, bo część mocnych w przeszłości drużyn narodowych w ostatnich latach osłabło. Dziś najciekawsze mecze to te z udziałem Polski, Brazylii, Francji i Stanów Zjednoczonych - wymienia Gogol. Gdybym miał porównywać do piłki nożnej, to powiedziałbym, że jesteśmy dla "Canarinhos" tym, czym w futbolu jest dla niej Anglia. Kochamy siatkówkę tak, jak Anglicy piłkę i jesteśmy dla Brazylijczyków bardzo wymagającym przeciwnikiem.
Jeśli chodzi o przyszłość, zdaniem Gogola to nasza rysuje się w jaśniejszych barwach. - Mam wrażenie, że upada mit o nieprzebranych rezerwach brazylijskiej męskiej siatkówki. My przez ostatnich dziesięć lat wprowadziliśmy do drużyny narodowej bardzo wielu młodych graczy i nie odczuwamy straty na jakości. Brazylijczykom nie idzie to tak dobrze. Po następcy Wallace'a Alanie można było się więcej spodziewać. Godnego następcy dla Bruno Rezende póki co nie widać. Gdyby nie naturalizowali Kubańczyka Leala, mieliby kłopoty ze znalezieniem drugiego obok Lucarellego przyjmującego światowej klasy. Kiedyś, jak przywozili nowych zawodników, my ich obserwowaliśmy i mówiliśmy tylko do siebie: "dobry jest". Te czasy się skończyły.
Czy w tym momencie reprezentacja Polski ma większą głębię składu, niż Brazylia? Gogol odpowiada bez chwili zawahania: - Moim zdaniem tak. I to zdecydowanie. Pokazały to finały Ligi Narodów sprzed trzech lat, a teraz chociażby pierwszy weekend Ligi Narodów. Pojechali tam sami zawodnicy z naszej PlusLigi, kilku debiutantów, którzy nigdy nie grali w kadrze, a drużyna spisała się świetnie.
Tak świetnie, że wobec słabej postawy Brazylijczyków Polacy awansowali na pierwsze miejsce w rankingu FIVB. W środę, na początek turnieju w Sofii, po raz pierwszy z historii zmierzą się ze swoim wielkim rywalem jako wyżej notowana drużyna. Ale to może tylko zmobilizować ich przeciwników. - Może nie będą tak zdeterminowani jak po porażkach w Chicago w 2019 roku, jednak podrażnieni na pewno. A oni potrafią się spinać na mecze, które są dla nich ważne. Dlatego spodziewam się, że będzie ogień.
Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Udane otwarcie turnieju w wykonaniu gospodarzy. Kanadyjczycy opanowali sytuację
Poznaliśmy zasady turnieju finałowego Ligi Narodów 2022
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)