Grzegorz Wojnarowski: 90 procent Wilfredo Leona? Dla mnie wystarczy. Pewnie będziemy za nim wzdychać [OPINIA]

Jeden z najlepszych siatkarzy na świecie wraca po kontuzji i mówi, że do startu mundialu będzie miał 80-90 procent swojej najlepszej formy. Bierzesz do drużyny, czy nie? Ja biorę, ale selekcjonerem nie jestem. Ten, który jest, zdecydował inaczej.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Wilfredo Leon WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Wilfredo Leon
Wyobraźmy sobie taką sytuację: Kontuzjowany Robert Lewandowski przechodzi operację trzy miesiące przed rozpoczęciem mistrzostw świata. Lekarze prognozują, że doprowadzenie go do zdrowia i formy na czas mundialu będzie trudne, ale nie niewykonalne. Może i nie zdoła dojść do wielkiej formy, ale będzie w stanie grać.

Przez kolejne 100 dni doniesieniami o postępach "Lewego" żyłaby cała sportowa Polska. PZPN załatwiłby mu najlepszych specjalistów od wszystkich możliwych aspektów rehabilitacji. Każda komórka jego ciała miałaby swojego indywidualnego opiekuna. Selekcjoner kadry dzwoniłby do niego co drugi dzień, lekarze i fizjoterapeuci reprezentacji poprosiliby o zamontowanie w jego sali ćwiczeń kamer przemysłowych i oglądali nagrania z nich od deski do deski.

Trzy tygodnie przed startem mistrzostw Lewandowski mówi: Do startu turnieju zbuduję 80, może 90 procent swojej normalnej formy. W najważniejszych meczach to może być już 100. W fazie grupowej nie będę jednak w stanie zagrać we wszystkich spotkaniach. Moje ciało jest w takim stanie, że potrzebuje więcej czasu na regenerację.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: popis nowej gwiazdy Barcy. Tak się przywitał z fanami

Sztab kadry zaprasza piłkarza do przyjazdu na zgrupowanie, żeby mu się przyjrzeć. Po kilku dniach trenerzy i lekarze podejmują decyzję: Wybacz Robert, zabranie cię na mundial byłoby zbyt dużym ryzykiem.

Możliwe? Absolutnie nie. Nawet gdyby Lewandowski miał zagrać tylko przez kilka minut w jednym meczu, zabrano by go na mistrzostwa. Nawet, gdyby pojechał na MŚ i nie zagrał ani minuty, nikt nie kwestionowałby tej decyzji.

To, co w świecie futbolu nie miałoby prawa się wydarzyć, właśnie wydarzyło się w siatkówce. Wilfredo Leon w swojej dyscyplinie to zawodnik tego formatu, co "Lewy" w piłce nożnej.

Leon do zdrowia i formy wracał po cichu, fizjoterapeutę, którego ściągnął z Brazylii, opłacił z własnej kieszeni. Ze sztabem kadry był w sporadycznym kontakcie.

Kiedy tydzień temu powiedział mi, że nie czuje już bólu w kolanie i że na początku mistrzostw będzie miał 80-90 procent swojej formy, pomyślałem sobie: Ok, jest duża szansa, że jednak zobaczymy go na mundialu. Kiedy potem pojechał na zgrupowanie i stwierdził, że jego dyspozycja była niespodzianką dla trenera Nikoli Grbicia, jego szanse oceniałem jeszcze wyżej. A kiedy Grbić postanowił odesłać ze zgrupowania atakującego Karola Butryna, uznałem, że robi miejsce dla Leona.

Myliłem się. W środę około południa PZPS wydał komunikat, w którym liczy się w zasadzie tylko jedno zdanie: "Po konsultacji medycznej oraz serii rozmów pomiędzy trenerem, sztabem i lekarzami, zdecydowano, że dołączenie Wilfredo Leona do drużyny na Mistrzostwa Świata będzie wiązać się ze zbyt dużym ryzykiem".

W czasie swojej ostatniej rozmowy z Leonem rzuciła mi się w oczy jego determinacja. Bardzo chciał zagrać na siatkarskim mundialu przed polskimi kibicami. I wierzył, że jest w dość dobrej dyspozycji, by przekonać trenera Grbicia. Dlatego sądzę, że decyzja w jego sprawie zapadła bez jego udziału. Że on sam oceniał ryzyko związane ze swoim powołaniem inaczej, niż sztab. I pewnie jest teraz wściekły.

Powiecie: I co z tego, że jest? To selekcjoner ma decydujący głos. A fakt, że nie bierzemy na MŚ graczy, którzy nie są w topowej formie, nawet jeśli nazywają się Wilfredo Leon, świadczy tylko o sile polskiej kadry i jej olbrzymim potencjale.

Pewnie też zmyjecie mi głowę za porównanie prawdziwego scenariusza z Leonem w roli głównej z hipotetyczną sytuacją, która dotyczyłaby Lewandowskiego. Zarzucicie, że przecież sportowy poziom kolegów z drużyny narodowej jednego i drugiego jest nieporównywalny. Leon jest otoczony gwiazdami siatkówki.

Będziecie mieli dużo racji. Różnica w poziomie sportowym naszych siatkarzy i piłkarzy jest oczywista, potencjał siatkarskiej męskiej kadry ogromny. Czy jednak aż tak ogromny, żeby rezygnować z zawodnika, którego z pocałowaniem ręki wzięłaby każda inna drużyna narodowa na świecie, nawet gdyby grał na 80-90 procent możliwości? Moim zdaniem nie.

Przypomnijmy sobie najtrudniejsze mecze Biało-Czerwonych z ostatniej edycji Ligi Narodów. Dwa spotkania z Iranem, jedno przegrane, drugie wygrane po tie-breaku. Starcie z USA, w którym nasza drużyna poległa z kretesem. W każdym z tych meczów brakowało kogoś, do kogo można wystawić piłkę w ciemno. Kogoś, kim Leon jest na boisku od lat.

Nikola Grbić nie przekonuje mnie, gdy mówi, że jest zwolennikiem klasycznego schematu budowania czternastki na mistrzostwa: dwóch rozgrywających, dwóch atakujących, czterech przyjmujących, czterech środkowych, dwóch libero. Jeśli masz trzech znakomitych środkowych, a Serb takich ma (Mateusz Bieniek, Jakub Kochanowski, Karol Kłos) z czwartego może zrezygnować. Cztery lata temu tak zrobił Vital Heynen - zamiast trzech środkowych wziął trzech atakujących. Skończył turniej ze złotym medalem.

Jeśli czwartym środkowym jest perspektywiczny, ale wciąż mający przed sobą dużo nauki Mateusz Poręba, dla mnie wybór jest oczywisty: biorę w jego miejsce Leona, oszczędzam go w pierwszej fazie turnieju, daję mu dojść do formy i potem, jeśli mu się uda, w najważniejszych meczach mam do dyspozycji świetnego specjalistę od "sprzątania" - zdobywania punktów w beznadziejnych sytuacjach.

A nawet jeśli jestem absolutnie przekonany, że Leon fizycznie nie da sobie rady w MŚ, stawiam na Butryna, który mógłby robić to, co robi Leon, gdy jest w dobrej formie:  posyłać serwisowe bomby z prędkością ponad 120 km/h.

Selekcjoner wybrał jednak inaczej. Jego prawo, w końcu to on wie najlepiej, kogo i czego potrzebuje. I to on będzie rozliczony z wyniku.

Był już jeden taki, który tuż przed mistrzostwami zaskoczył wszystkich sensacyjną decyzją. W 2014 roku Stephane Antiga nie wziął na mistrzostwa Bartosza Kurka. I też, tak jak Heynen, świętował złoto.

Jestem jednak pewien, że w czasie mundialu będą takie sytuacje, gdy wielu z nas westchnie i pomyśli: Gdyby tylko gdzieś tam był Leon... Oby tylko na sam koniec turnieju to Leon miał powody, by wzdychać, że nie ma go razem z drużyną.

Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Były szkoleniowiec reprezentacji Polski ocenił decyzję Nikoli Grbicia. "Wydawało się, że mają szanse"
Mistrzostwa Świata w Polsce już za chwilę. "Jedziemy bardzo szybko, ale z dwoma rękami na kierownicy"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×