Złoty medalista niedawnych Mistrzostw Europy nie miał za wiele czasu na świętowanie sukcesu reprezentacji Polski. Zbigniew Bartman, praktycznie od razu po powrocie Polaków z Turcji, udał się, wraz z rodzicami, do Surgutu.
Tam już od początku czekały na niego same niespodzianki. Pierwszą z nich okazały się bilety na mecze Gazpromu, a raczej ich brak. Drużyna Gazpromu nie prowadzi bowiem sprzedaży biletów na mecze swojej drużyny, kibice na halę wchodzą za darmo! - Klub ma się dobrze finansowo i chce popularyzować wśród mieszkańców Surgutu siatkówkę - powiedział Bartman w rozmowie z supervolley.pl
Już na wejściu zawodnik dostał do dyspozycji Forda Fusion i stumetrowy apartament. - Lokal jest duży, ma ponad sto metrów kwadratowych, elegancki i nowiutki. Po sprzętach widać, że są prosto ze sklepu. Mam dwie sypialnie, duży salon, oddzielną kuchnię, garderobę, duży taras. Takich warunków mieszkaniowych nie miałem do tej pory w żadnym mieście, w którym mieszkałem, nawet we Włoszech i Turcji – kontynuował rozmowę z portalem zawodnik.
Szybko okazało się, że samochodu używać wcale nie musi, bowiem przed treningami i spotkaniami pod dom każdego siatkarza podjeżdża klubowy autobus, który transportuje ich do hali, a potem odwozi.
Wygląda na to, że polski zawodnik nie musi się w Rosji o nic martwić, bo praktycznie wszystko zapewnia mu klub. Teraz Bartmanowi wystarczy tylko utwierdzić rosyjskich działaczy, że sprowadzenie go do Surgutu było ich dobrym ruchem.
Cytaty pochodzą z artykułów Kamila Drąga: "Chciał osiemnastkę, dostał "dziewiątkę" oraz "Bartmanowi dali Forda" opublikowanych w serwisie supervolley.pl.