Korespondencja z MŚ: Wycierpieliśmy swoje. Warto było

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarzy podczas hymnu w Arenie Gliwice
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarzy podczas hymnu w Arenie Gliwice

Za naszymi siatkarzami najtrudniejszy mecz tegorocznych mistrzostw świata. Łatwiejszych już nie będzie. Zwycięstwo i to w takich okolicznościach z USA pokazało siłę mentalną reprezentacji Polski, o którą mogliśmy się nieco obawiać.

Ćwierćfinał ważnej imprezy, jesteśmy kandydatem do medalu... brzmi znajomo? No właśnie, a nie zawsze kończyło się dobrze. Do tej pory wszystko szło dość lekko i gładko. Praktycznie bez problemów przeszliśmy przez pierwsze cztery spotkania tracąc w nich tylko jednego seta. Teoretycznie można było się odnosić do grupowego starcia z Amerykanami, ale nie do końca było ono miarodajne.

Oczywiście jednym z powodów była różnica na pozycji rozgrywającego po amerykańskiej stronie siatki. Powrócił Micah Christenson i widzieliśmy, że poza pierwszym setem nie byliśmy w stanie zdobyć więcej niż dwóch punktów blokiem w jednej partii. Co ciekawe po drugiej stronie siatki było jeszcze gorzej - jeden blok w trzeciej odsłonie, trzy w czwartej i... tyle.

Kto bohaterem?

Gdy zadajemy pytanie, czym lub kim wygraliśmy ćwierćfinał z USA, padają różnorakie odpowiedzi. Kapitan Bartosz Kurek odpowiada, że to zasługa Aleksandra Śliwki, który skończył ostatnią piłkę, a w przyjęciu obciążony został zdecydowanie najbardziej (więcej TUTAJ). Parę razy został ustrzelony, ale wstał i pomógł. Swoją drogą możemy już chyba zapomnieć o ogólnonarodowej debacie Śliwka vs. Fornal, bo okazało się, że w pewnym momencie do gry musieli zostać posłani obaj - od początku seta numer cztery.

ZOBACZ WIDEO: Zwycięski thriller! Kulisy ćwierćfinału z USA | #PodSiatką - vlog z kadry #27

Drudzy (na przykład Jakub Kochanowski) odpowiedzą, że bohaterem meczu był Kamil Semeniuk, którego rywale raz za razem podbijali na początku spotkania, aż musiał opuścić boisko i popatrzeć na wszystko z prostokąta dla rezerwowych. Ale Nikola Grbić go zna i ufa mu na tyle, że wprowadza go do szóstki w tie-breaku, a on odwdzięcza się dwiema punktowymi zagrywkami w piątym secie, z czego drugą z nich przy stanie 13:11 dla Polski.

Jest grupa, która wskaże na Jakuba Kochanowskiego, za którym przemawiają liczby: W ataku 15/16, a do tego trzy asy serwisowe. Wyszło na to, że był drugim najlepiej punktującym tego wieczoru, zaraz za Kurkiem (21 punktów). Można byłoby się przyczepić do braku punktowych bloków, ale tu z pomocą przyszedł grający po przekątnej Mateusz Bieniek z sześcioma "czapami" na koncie.

Jeszcze inni, co też jest zrozumiałe, bohaterem ogłoszą jednak Bartosza Kurka. Wszak to nasz lider, najlepszy punktujący i najskuteczniejszy ze skrzydłowych. W piątej partii czuł się doskonale, a mecz zakończył z najwyższym statystycznym ratio (bilansem punktów zdobytych do straconych) spośród wszystkich reprezentantów Polski.

To tylko sprowadza nas do jednego wniosku: wygrała drużyna. Cały zespół był potrzebny, by pokonać bardzo mądrze i skutecznie grającą reprezentację Stanów Zjednoczonych. Drużynę wzmocnioną mentalnie po tym, jak wstała z kolan w 1/8 finału z niesamowicie skutecznym Aaronem Russellem, bardzo mądrze grającym Matthew Andersonem, trzymającym przyjęcie Garrettem Muagututią i niemal wszystko broniącym Erikiem Shojim.

Strach rzeczywiście zajrzał nam w oczy. Musieliśmy przetrwać pierwszy naprawdę trudny moment na tym mundialu. Być może nie ostatni. Choć gdy cofniemy się do każdych mistrzostw świata z XXI wieku, na których zdobywaliśmy medal, właśnie tuż przed fazą finałową mieliśmy taki mecz-klucz, mecz-trampolina, który nas poniósł dalej. W 2006 mecz z Rosją, w 2014 z Iranem, a w 2018 z Serbią. Obyśmy mogli i ten mecz do tej grupy zaliczyć.

Kibice sami zdecydowali

I na koniec słowo o kibicach. Wygląda na to, że cisza w meczu z Tunezją, gdy piłka była po stronie rywali, była wyjątkiem od reguły. Ale po raz kolejny imponować mogło to, że kilkukrotnie kibice sami z siebie intonowali to, co uznali w danym momencie za stosowne i potrzebne. Tak, pojawiła się też "Pieśń o Małym Rycerzu", ale za pierwszym razem nie popłynęła z głośników. Taki mecz z pewnością w Gliwicach będzie wspominany latami, szczególnie jeśli sięgniemy po medal.

Na mecze o medale wracamy jednak do Spodka, który znamy doskonale. Niestety, wejdzie do środka mniej ludzi, ale będą oni bliżej centrum wydarzeń. Biletów na te mecze już dawno nie ma, a jeśli gdzieś hulają po internecie, to po cenach, za które można byłoby kupić pół hulajnogi elektrycznej.

Czyli chcemy być z naszymi siatkarzami na drodze do kolejnego medalu. Nie ma co już pisać, że historycznego, bo - jeśli go zdobędziemy - na pewno będziemy go wspominać w naszych historiach.

Z Gliwic - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty

Zobacz galerię z meczu Polska - USA ->

Komentarze (0)