Były selekcjoner Polaków ocenił mistrzostwa świata w wykonaniu naszej reprezentacji

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Polski
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Polski

Za nami mistrzostwa świata w siatkówce. Polska po dwóch z rzędu złotych medalach, musiała tym razem zadowolić się srebrem po porażce z Włochami 1:3. W rozmowie z WP SportoweFakty turniej ten ocenił były trener kadry, Ireneusz Mazur.

Mistrzostwa świata w siatkówce już za nami. Biało-Czerwonym nie udało się po raz trzeci z rzędu zdobyć złotego medalu. W finałowej rywalizacji lepsi okazali się Włosi, którzy zwyciężyli 3:1. Nasi siatkarze wygrali premierową odsłonę, jednak już w niej mieliśmy spore problemy. Ostatecznie świetnymi zagrywkami od porażki na inaugurację uratował nas Mateusz Bieniek.

To był pierwszy wielki turniej pod wodzą Nikoli Grbicia. W drodze do finału Polska pokonała m.in dwukrotnie USA oraz Brazylię. Ostatecznie sięgnęliśmy po srebrne medale, a ponadto utrzymaliśmy prowadzenie w rankingu FIVB. Nie wszyscy kibice odbierają drugie miejsce jako sukces.

- Przed samym turniejem nie należeliśmy do głównych kandydatów do złota. Wymieniani byli przede wszystkim Francuzi, Amerykanie, a my byliśmy trzecią drużyną w kolejności, która gdzieś tam do tego medalu pretendowała - to jest podstawowa rzecz - uważa były szkoleniowiec reprezentacji Polski, Ireneusz Mazur w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Co to był za horror! Kulisy półfinału z Brazylią | #PodSiatką - vlog z kadry #28

- Uważam, że srebrny krążek jest swoistego rodzaju zwieńczeniem pracy w tym sezonie związanym ze zmianą trenera, radykalnymi roszadami w składzie. Nie było w nim ze względu na kontuzje Wilfredo Leona, zmieniony został rozgrywający, przyjmujący, środkowy. Pokolenie wcześniejszych graczy zeszło z pokładu w różnych okolicznościach. Jest to praktycznie nowa drużyna, dlatego osiągnięcie tego wyniku uważam za rezultat dobry. Byłoby bardzo dobrze, gdyby udało się nam wygrać - kontynuuje.

Srebrni medaliści mistrzostw świata w siatkówce fot. Foto Olimpik - Getty Images
Srebrni medaliści mistrzostw świata w siatkówce fot. Foto Olimpik - Getty Images

- W moim odczuciu, gdyby była większa walka i zbliżony poziom w finale obydwu drużyn, a nie taka różnica wynikowa to ja bym był też usatysfakcjonowany. W nim jednak zdecydowanie brylowali Włosi i to trzeba jasno powiedzieć - stwierdził ekspert i komentator siatkówki.

Zmiana pokoleniowa, która w tym momencie następuje w naszej reprezentacji została już wcześniej przeprowadzona u naszych finałowych rywali. Efekt? Dwie wielkie imprezy - mistrzostwa Europy i świata zakończone triumfem Włochów. Ferdinando De Giorgi może być dumny ze swoich podopiecznych, a szczególnie z rozgrywającego - Simone Giannelliego. To on jest liderem zespołu i obecnie jednym z najlepszych na świecie, mówiąc o jego pozycji. A co ważne, ma dopiero 26 lat i jest drugim najstarszym siatkarzem w kadrze. Patrząc na to, pozostaje mieć tylko nadzieję, że podobnie wyjdzie to u Biało-Czerwonych.

- My mamy srebrny medal na mistrzostwach świata i to też jest wynik dobry. Oni trochę wcześniej dokonali tej zmiany, grają dłużej od nas w tym swoim składzie. Zazdroszczę im jednego, mianowicie tego, że trenerzy zdecydowali się powołać do reprezentacji Alessandro Michieletto, 20-letniego siatkarza ze świetnymi warunkami fizycznymi. Trener De Giorgi zdecydował się na Yuri Romano na pozycji atakującego rezygnując z Iwana Zajcewa, co było bardzo ważnym ruchem. On okrzepł na tym turnieju i stał się graczem kluczowym tej reprezentacji w niektórych meczach, chociażby z Francją - ocenia nasz rozmówca.

- My też mieliśmy np. Michała Gierżota, mógłby występować, ale nasz poprzedni trener dość twardo stał przy określonym składzie, dzięki czemu zdobyliśmy mistrzostwo świata. Brakło też wtedy miejsca dla Kamila Semeniuka. Grbić zdecydował się postawić na Aleksandra Śliwkę, Tomasza Fornala i właśnie Semeniuka, ale nadal brakuje mi trochę tego najmłodszego. Nasi przyjmujący to zawodnicy, którzy mają po 24-25 lat, są oni doświadczeni i nie jest to te młode pokolenie 20-latków. Taki Gierżot ze świetnymi warunkami fizycznymi mógłby spokojnie tutaj funkcjonować i kto wie, czy w niedalekiej przyszłości nie byłby konkurencją dla np. Wilfredo Leona na tej pozycji. Potrzeba jednak temu siatkarzowi sezonu klubowego, żeby w PSG Stali Nysa pokazał się na tyle, aby został zauważony przez trenera kadry - uważa Ireneusz Mazur.

Podczas finałowego turnieju Ligi Narodów Biało-Czerwoni pokonali w ćwierćfinale Iran po tie-breaku, a następnie przegrali z USA 0:3. Podczas mistrzostw świata podeszliśmy do spotkania z Włochami, których pokonaliśmy w Bolonii 3:0 w rywalizacji o trzecie miejsce po dwóch meczach, w których łącznie rozegraliśmy dziesięć setów. Porównując oba wydarzenia, udało nam się lepiej zregenerować po pierwszej dłuższej potyczce, ale gorzej wyszło to po kolejnej trudnej batalii.

- Ja stawiam na równi, a nawet z akcentem większym na tą sferę mentalną, psychiczną. Myśmy bardzo mocno przywiązywali wagę do tego meczu z Amerykanami i to wszystko gdzieś tam się w graczach kumulowało, ostatecznie ich pokonaliśmy. Trzy dni przerwy na pewno pozwoliły wygenerować te siły. Następny mecz z Brazylią, znowu presja i świadomość, że możemy być zrzuceni do strefy walki o brąz. Tu już był tylko jeden dzień przerwy między półfinałem a finałem i to chyba było kluczowe. Ta nasza droga była na tyle ciężka, bo fizycznie prawdopodobnie byśmy dali sobie radę, ale to obciążenie zwisało nad naszą drużyną niczym miecz Damoklesa.

- Media, kibice i eksperci ciągle powtarzali: jak zagrają? Cały czas była presja mentalna. To jest oczywiste, to nie jest tak, że oni są tacy biedni, bo są przygotowani i mają obowiązek znieść to, dlatego znosili i wygrywali. Natomiast już ten kolejny pojedynek ciężkiej wagi już był ponad normę, nawet nie siły ani energii, tylko właśnie mentalnie. W finale brakło nam właśnie w tej sferze, a to pokazywały przede wszystkim wymiany. Najlepszy moment to była końcówka pierwszego seta, który wygraliśmy cudem. Potrafiliśmy świetnie bronić, na równi z drużyną włoską. To był jednak jedyny moment, gdzie nawiązaliśmy taką walkę i jednocześnie zachowaliśmy względny spokój. Wygrywaliśmy wtedy, kiedy mieliśmy serię w polu serwisowym. W defensywie rywale bili nas o głowę. Dodatkowo naszym przyjęciem zamęczyliśmy rozgrywającego, który non stop musiał biegać - ocenił były trener kadry.

Sezon reprezentacyjny, pierwszy pod wodzą nowego szkoleniowca dobiegł końca. Biało-Czerwoni wywalczyli brązowy medal Ligi Narodów oraz srebrny mistrzostw świata. Ponadto pod jego wodzą po raz pierwszy w historii zostaliśmy liderami rankingu FIVB i pozostaliśmy na tej pozycji mimo porażki w finale MŚ z Włochami.

W przyszłym roku Polaków czeka ponownie rywalizacja w Lidze Narodów. Ponadto powalczymy również o mistrzostwo Europy, którego bronić będzie Italia. Mimo to, w naszej reprezentacji główne nastawienie jest na nadchodzące igrzyska olimpijskie, które w 2024 roku odbędą się w Paryżu. Ostatnia ta impreza była dla nas bardzo nieudana, ponieważ odpadliśmy już w ćwierćfinale.

Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty
"Bałam się, że pewnego dnia stanie tam on"

Źródło artykułu: