Legenda kadry zachwycona. Polska ma potężną broń

- Polska nie jest jeszcze zespołem na medal, ale będzie, jeżeli nabierze siatkarskiej dojrzałości i pozbędzie się jednej przypadłości - tak o występie Biało-Czerwonych na MŚ mówi legenda kadry Magdalena Śliwa.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
siatkarki reprezentacji Polski PAP / Roman Zawistowski / Na zdjęciu: siatkarki reprezentacji Polski

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Ćwierćfinał mistrzostw świata to sukces reprezentacji Polski?

Magdalena Śliwa, dwukrotna mistrzyni Europy, 359-krotna reprezentantka Polski: Bez wątpienia. Przed mistrzostwami powiedziałam, że jeżeli dziewczyny wejdą do ósemki, będzie to ogromny sukces. I w tych kategoriach należy patrzeć na ich występ. Wiadomo, że z każdym kolejnym dobrym meczem apetyt kibiców i samych zawodniczek rośnie, ale - oceniając realistycznie - to jeszcze nie jest zespół na medal. Ważne jest to, że choć nie zawsze Polki grały na wysokim poziomie, we wszystkich meczach pokazywały duży potencjał. Każda z zawodniczek tej kadry ma swoje określone walory. Jeżeli w jednym spotkaniu każda pokaże to, co ma najlepszego, jesteśmy w stanie wygrać z każdym. Świetnie pokazał to mecz ze Stanami Zjednoczonymi. A i w ćwierćfinale z Serbkami do szczęścia zabrakło niewiele.

Znawcy kobiecej siatkówki mówią jedno, że polski zespół walczy. A wcześniej bywało z tym różnie.

Zobaczyliśmy zupełnie inną drużynę niż choćby kilka tygodni wcześniej w Lidze Narodów. Myślę, że duże znaczenie miała tutaj gra przed własną publicznością. Kibice bardzo pomagali. W Gdańsku, Łodzi i Gliwicach było czuć, że wszyscy wspierają nasz zespół. Dziewczyny na pewno to czuły i dzięki temu grało im się łatwiej.

Czego brakuje, żeby regularnie, a nie tylko od święta, wygrywać z takimi potęgami jak USA czy Serbia?

Według mnie siatkarskiej dojrzałości. Z powodu jej braku w końcówkach setów czy meczów nie zmuszaliśmy przeciwniczek do zapracowania na swoje punkty. Przykro było patrzeć na Marię Stenzel, która przez całe spotkanie z Serbkami nie popełniła ani jednego błędu w przyjęciu, aż do ostatniej piłki, gdy nie przyjęła zagrywki Jovany Stevanović. Takich sytuacji, prostych błędów w bardzo ważnych momentach, było w tym turnieju więcej. Jeżeli Polki pozbędą się tej przypadłości, będą naprawdę dobrą drużyną.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: plaża na Florydzie, a tam Polka. Zachwytom nie ma końca
Doświadczenie, którego nabrały w czasie mistrzostw świata, spowoduje, że w przyszłości takich błędów będzie mniej?

Przede wszystkim uważam, że po mistrzostwach w drużynie na stałe zagości pozytywna energia, która doda im wiary w swoje możliwości. Będą przekonane, że stać je na bardzo dużo, że liczą się w światowej siatkówce i nawet te najlepsze drużyny muszą się mocno napracować, żeby z nimi wygrać.

Jakie jest znaczenie tego mitologizowanego doświadczenia w siatkówce na najwyższym poziomie? Co ono daje? Dlaczego potrafi zdecydować o zwycięstwie lub porażce?

Jeżeli zagrało się wiele spotkań o wysoką stawkę, przeciwko bardzo silnemu przeciwnikowi, na wysokiej adrenalinie, to człowiek już wie, czego się w takiej sytuacji spodziewać. Uczy się ich i przyzwyczaja do nich.

Za pierwszym razem jest obawa, zastanawianie się, co to będzie, a za którymś kolejnym już przekonanie, że będzie dobrze?

Właśnie tak.

Po ćwierćfinale zawodniczki mówiły, że chciało im się płakać także dlatego, że kończy się zgrupowanie i zaraz rozjadą się do domów. A w tym roku czuły się ze sobą znakomicie i były gotowe skoczyć za sobą w ogień.

Doskonale je rozumiem. Miałam podobne odczucia po każdym sezonie w klubie czy w reprezentacji. Im jest pewnie tym bardziej przykro, że kończyły sezon będąc w sportowym gazie. Grały dobre lub bardzo dobre mecze w turnieju wysokiej rangi i nagle przyszedł koniec. Do tego na mecie nie było nagrody, tylko porażka. Mam nadzieję, że wyrzucą z głowy to, w jaki sposób mistrzostwa się dla nich skończyły i będą pamiętać przede wszystkim te dobre momenty, kiedy dawały sobie i nam dużo radości.

Świetną atmosferę wewnątrz zespołu, o której mówiły, też zapamiętają?

Myślę, że tak. Było widać, że cieszą się z przebywania razem. Oby taki klimat utrzymał się w grupie również w kolejnych latach.

Pytałem o to, czego Polkom brakuje, żeby wejść do ścisłej światowej czołówki, teraz zapytam o te rzeczy, które już mają na najwyższym poziomie.

Blok. Polski blok był w tych mistrzostwach potęgą. W meczu z Kanadą dał drużynie 20 punktów, co jest bardzo rzadkim wynikiem. Z kolei z Amerykankami w trzech setach dziewczyny miały 13 bloków. To nasz ogromny atut. Broń, z którą rywalki się liczą. Naszą mocną stroną jest też zagrywka, co drużyna pokazała zwłaszcza w swoich ostatnich spotkaniach.

Osią tego zespołu są Joanna Wołosz i Magdalena Stysiak. Klasę tej drugiej widać jak na dłoni, ponieważ zdobywa dużo punktów. O Wołosz fachowcy mówią, że jest jedną z najlepszych rozgrywających na świecie, ale kibicom trudno ocenić, dlaczego tak jest. Wyjaśni pani?

Jej klasę widać po skuteczności atakujących. Wołosz nie wystawia, tylko rozgrywa, czyli ustawia całą grę tak, żeby atakujące zawodniczki miały jak najłatwiejsze zadanie. To jednak nie zawsze się udaje i wtedy trzeba znaleźć na boisku dziewczynę, która w danym dniu weźmie ciężar gry na siebie. Tu doskonałym przykładem jest ćwierćfinał z Serbią, gdy Wołosz kierowała piłki głównie do Stysiak, która grała wielki mecz.

Stysiak jest już na zbliżonym poziomie do postrzeganych jako najlepsze atakujące na świecie Tijany Bosković i Paoli Egonu?

Myślę, że możemy tak powiedzieć. Magda ma jeszcze ten atut, że od obu wymienionych jest młodsza. No i ma też charakter do sportu. Jest walczakiem, chce dostawać piłki do ataku, jest wściekła, kiedy schodzi z boiska. To cechy zawodniczki, której bardzo zależy, żeby grać i walczyć o zwycięstwo. Niech tylko omijają ją kontuzje, a wtedy będziemy się długo cieszyć jej występami w reprezentacji Polski.

Czy pod względem charakteru nasza atakująca kogoś pani przypomina?

Trochę Małgosię Glinkę. Nawet nie trochę, a bardzo.

Z Glinką jako liderką dwa razy zdobyłyście mistrzostwo Europy.

I ze Stysiak też możemy bić się o medale. Już w przyszłym roku, właśnie w mistrzostwach Europy. Jeśli spojrzeć na wyniki mistrzostw świata, jesteśmy trzecim najlepszym europejskim zespołem, za Włochami i Serbią, a przed Turcją. Do przyszłorocznej imprezy dziewczyny podejdą inaczej niż do MŚ. Będą pewniejsze siebie niż dotychczas.

Widzi pani zawodniczki, które w kolejnych sezonach mogą dodać jakości drużynie Stefano Lavariniego?

Przede wszystkim dwie Martyny - Łukasik i Czyrniańską. Obu zabrakło na mistrzostwach z powodu kontuzji. W przyszłości to mogą być dwa poważne wzmocnienia i mocne punkty polskiej reprezentacji.

Rozmawiał Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
"Czułem, że jestem we właściwym miejscu". To zaskoczyło Lavariniego na MŚ siatkarek
Joanna Wołosz: Powinnam być smutna. A jestem wkurzona i dumna

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×