Odkrycie sezonu. Jedna z największych nadziei kadry Polski. 21-letni Michał Gierżot zachwyca w PSG Stali Nysa i obecnie jest jednym z najlepszych przyjmujących PlusLigi. Zgłasza swój akces do reprezentacji. Jednak nie emocjonowalibyśmy się występami zawodnika, gdyby nie decyzja, którą w latach 90. podjęli jego rodzice.
Potomek emigrantów
Mama Michała, Natalia, grała w siatkówkę. Na takim poziomie, że występowała w kadrze Związku Radzieckiego i w Białorusi. Ojciec urodził się w okolicach Mińska, a do naszego kraju przyjechali pierwszy raz w 1990 roku.
- Pamiętam wspaniałych ludzi, którzy otoczyli nas opieką i fantastyczny zespół w którym grałam. Awansowaliśmy w tym roku z drugiej do pierwszej ligi. Miałam możliwość przedłużenia kontraktu, ale na świat miał przyjść nasz starszy syn - wyjaśnia Natalia Gierżot.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: nagranie wyświetlono ponad 2 mln razy. Co za gest!
Ich więzy z Polską zostały przerwane, jednak los chciał, by ponownie wrócili do naszego kraju. W 1995 roku kadra Białorusi grała w Policach. A świetne występy siatkarki zostały zauważone. - Zrobiliśmy przystanek w Policach, rozegraliśmy sparing z Chemikiem. Po powrocie z mistrzostw Europy, gdzie wygraliśmy w fazie grupowej z reprezentacją Polski, dostałam propozycje z Chemika Police, Stambułu i klubu z Chorwacji. Podjęłam decyzję o tym, żeby przeprowadzić się do Polic - wyjaśnia.
Który kraj reprezentować?
Mimo imigranckiego pochodzenia, Michał nie miał żadnych wątpliwości, jaki kraj reprezentować. Jego rodzice osiedlili się w Polsce i w naszym kraju Michał chodził do szkoły. - Dzieciaki nie zauważały w przedszkolu i podstawówce, że jestem jakiś inny. Wychowywałem się w Polsce, tutaj jest mój dom - wyjaśnia 21-latek.
- Mimo że wychowałem się w rodzinie imigrantów, czuję się Polakiem i ten kraj chcę reprezentować. Po narodzinach przyswajałem język rodziców w domu, a później poszedłem do przedszkola i w wieku 5-6 lat zacząłem rozróżniać języki. Rodzice nie musieli mnie zmuszać do tego, bym się uczył ich kultury, bo to przychodziło naturalnie - dodaje.
Michał do dzisiaj mówi biegle po polsku i rosyjsku. I pomaga mu to w klubie. - Rozgrywający PSG Stali Nysa Tsimafei Zhukouski ma podobną sytuację, tylko że on reprezentuje i mieszka w Chorwacji. Jednak między sobą dogadujemy się właśnie po rosyjsku - zdradza zawodnik.
Szkoła życia u Jarosława Kubiaka
Początki Michała Gierżota z siatkówką nie były łatwe. - W pierwszym turnieju, w którym zagrałem, Kinder+Sport, moja drużyna zajęła 24. miejsce. Wystartowały 24 drużyny - wspomina Gierżot. Nie zniechęciło go do jednak do gry w siatkówkę. Wręcz przeciwnie, miał spory talent, ale pojawiła się kwestia, co z nim zrobić.
Rodzina Gierżotów mieszkała na północy Polski. Jednak większość najlepszych siatkarskich ośrodków znajdowała się daleko. Zdecydowali się więc wysłać syna ponad 600km od domu, do Akademii Jastrzębskiego Węgla. - Tam poznałem trenera Jarosława Kubiaka. Wcześniej, gdy pracował w klubie z Piły, trenował mojego starszego brata - wyjaśnia siatkarz.
- Dopiero po latach zdałem sobie sprawę, na co się zgodziłem, rozpoczynając treningi. Musiałem szybciej dorosnąć. Trzeba było się nauczyć samowystarczalności: posprzątać samemu, zrobić zakupy, wstać do szkoły, odrabiać lekcje. Miałem to we krwi, bo moja mama przechodziła przez to samo - dodaje. - Sport profesjonalny oznacza wiele wyrzeczeń i trzeba oddać cząstkę siebie, by coś z tego mieć - wyjawia.
Szybkie usamodzielnienie się nie było dla Michała żadnym problemem. Nie pytał się o rady swojej rodziny, mimo że jego mama grała na międzynarodowym poziomie, a także jego starszy brat przez długi czas trenował siatkówkę.- Michał od małego zawsze był dzieckiem które nie lubiło pytać o porady a tylko słuchał, analizował i podejmował wyłącznie własne decyzje - zdradza jego mama.
- Nie lubię rozmawiać z rodziną o siatkówce. Wiem, że to dziwnie brzmi, bo mama przecież też grała. Ale to były inne czasy i warunki. Nie potrzebowałem za bardzo pomocy, jeśli chodzi o kwestie siatkarskie. Bardziej rozmawiałem o problemach życiowych - wyznaje.
Jarosław Kubiak, jego trener, okazał się bardzo ważną postacią w życiu młodego człowieka. I to nie tylko dlatego, że przestawił go na pozycję przyjmującego.
- Trener Kubiak bardzo dużo wymagał od dzieci w internacie nie tylko siatkarsko, ale także życiowo: byśmy robili zadania, mieli dobre oceny, uczyli się. Był tatą 60 dzieci każdego roku. Bardzo mi pomógł. Także siatkarsko. Zmienił mi pozycję na boisku, co bardzo popchnęło moją karierę – ocenia Gierżot.
- Na koniec semestru chodziło się do niego z karteczką, na której trzeba było mieć podpis nauczyciela - wspomina. - Tego nie dało się sfałszować. Zawsze sprawdzał listę obecności, czy chodzimy na lekcje, czy nie uciekamy. To rygor, który docenia się dopiero, jak się z nim rozłączy - dodaje.
Zderzenie z kontuzją i seniorską siatkówką
Przez dwa lata Gierżot reprezentował jeszcze drużynę złożoną z juniorów SMS PZPS Spała, a później trafił do Jastrzębskiego Węgla. Pełnił tam rolę drugiego rezerwowego przyjmującego. - Przejście do drużyny seniorskiej było zderzeniem z innym poziomem. Nagle zagrywki lecą o wiele mocniej, ludzie blokują tysiąc razy lepiej. Dorosła siatkówka jest brutalna i rywale zrobią wszystko, by ci uprzykrzyć życie - przyznaje.
Nawet treningi w drużynie mistrza Polski nie zastąpią regularnej gry. W związku z tym przyjmujący trafił do Cuprum Lubin, zespołu z dołu tabeli, w którym miał więcej grać. Jednak los pokrzyżował te plany.
Na mistrzostwach świata U-21 w 2021 roku Polacy szli jak burza. A jedną z gwiazd ekipy był Michał Gierżot. Ten nie mógł zagrać w decydujących meczach: w półfinale oraz starciu o brąz. W spotkaniu z Bułgarią doznał kontuzji, która długo ciągnęła się za nim, także w sezonie ligowym.
- Kontuzja była pierwszym zdarzeniem ze ścianą - wyznaje gracz. - To się wydarzyło przed naszymi najważniejszymi meczami na mistrzostwach świata juniorów (Polska zdobyła w nich brąz – przyp. red.). O mały włos nie wygraliśmy w półfinale z przyszłymi mistrzami świata. Nie wiadomo, co by się stało, jakbyśmy tam wszyscy zdrowi byli – opowiada Gierżot.
- Gdy przyjechałem do Lubina, miałem problem, by wrócić do gry. Okres przygotowawczy już się dawno skończył, trzeba było grać ligę. Czułem lekkie turbulencje, miałem problemy z lądowaniem, nie czułem się pewnie. Zrozumiałem, że taki jeden pech nie może przekreślić całego szczęścia, które mnie spotkało. Pozostało mi tylko ciężko pracować, tak jak to robię. Kontuzje się ludziom zdarzają. Nieważne, ile razy się upadnie, to można wstać, ale musiałem sam sobie to uświadomić. To był mocny sprawdzian mentalny, który zdałem i oby ostatni raz takie coś miało miejsce - ocenia przyjmujący.
Wybuch talentu
Gdy jednak Gierżot uporał się z problemami zdrowotnymi stał się czołowym zawodnikiem ligi. Po raz kolejny wybrał klub z dołu tabeli. Padło na PSG Stal Nysa, która w ubiegłym sezonie ledwo utrzymała się w PlusLidze. Jednak nie tylko możliwość gry przyciągnęła siatkarza. Ważny był także trener ekipy, Daniel Pliński.
- To był jeden z czynników, który mnie do Stali przyciągnął. Przy trenerze Plińskim, gdy pracowaliśmy w kadrze, czułem się bardzo dobrze siatkarsko i miałem pewność siebie na boisku. Dużo mi ten człowiek daje, wiele pewności siebie. Wierzy w swoich zawodników, daje im wolną rękę i jest świadom tego, że my też możemy podejmować decyzje, które nie zgadzają się z jego założeniami. Jak on mówi, że jesteśmy tylko ludźmi i będziemy popełniać błędy, to mu wierzymy - twierdzi Gierżot.
Gierżot swoimi znakomitymi występami na początku przyciągnął ogromną uwagę. Jest trzecim najlepiej punktującym zawodnikiem ligi na swojej pozycji. Prezentuje się na tyle dobrze, że niektórzy mówią o jego powołaniu do kadry Polski przez Nikolę Grbicia. Czy duża presja zaczęła mu przeszkadzać?
- Granie pod presją to sama przyjemność. To znak i sygnał, że ludzie czegoś od ciebie wymagają i wierzą, że jesteś w stanie to zrobić. Jestem sobą, wychodzę na boisko i cieszę się, że mogę walczyć. Jestem uzależniony od rywalizacji, uwielbiam grać na punkty. Wiem, że mogę grać jeszcze lepiej, nie mówiąc o tym, co może się dziać za parę lat - wyjaśnia przyjmujący.
- Spowiadam się tylko przed samym sobą, to właśnie sobie chcę coś udowodnić, a co będą pisali i mówili inni, to już poboczne sprawy – dodaje.
W poprzednich sezonach zawodnik był testowany także jako atakujący. - Nigdy nie chciałbym być przestawiony na atak. Na przyjęciu czuję się najlepiej i to mi sprawia frajdę. W końcówce sezonu trzeba było pomóc na ataku, ze względu na problemy zdrowotne w drużynie. Dopóki ufam swoim umiejętnościom na przyjęciu, nie mam zamiaru zmieniać pozycji na prawe skrzydło - ocenia.
Szpilman nie tylko na boisku
Nie samymi meczami siatkarz żyje. Udowadnia to także Gierżot. W ubiegłym roku Daniel Pliński podzielił się filmem w mediach społecznościowych.
- Zaczęło się to wszystko, kiedy przyjechałem do brata. Kiedy miałem 13-14 lat odwiedziłem go i zauważyłem fajną szkatułkę. To było pianino, poklikałem, spodobało mi się. Gdy miałem 7-8 lat chodziłem na lekcje, ale mi się w ogóle nie podobało, to było nudne. U nauczycielki prywatnej nabrałem jakichś podstaw i bakcyla złapałem dopiero wtedy, gdy poklikałem u brata - wyjaśnia Gierżot.
A to nasz Kapitan !!! pic.twitter.com/dwZY7KVmuR
— Daniel Pliński (@PlinaPlinski) October 3, 2021
- Rodzice mi na osiemnastkę kupili pianino, które teraz stoi u nich. W internacie miałem dużo mniejszych keyboardów. Dla mnie to świetna odskocznia, by usiąść i zapomnieć o wszystkim. Gram dla siebie, ale bardzo się cieszę, że ludzie tak pozytywnie to przyjęli. Jednak rozwiewa wątpliwości dot. szerokich muzycznych umiejętności. - Ale do śpiewania mam antytalent. Lepiej żebym tego nie robił – przyznaje.
Na tym pozasportowe umiejętności siatkarza się nie kończą. Ostatnio ma mniej okazji do gry na pianinie i jego wolny czas wypełniają szachy.
- Rodzice nigdy niczego mi nie narzucali. Często było tak, że oni coś robili, a ja to wszystko od nich podłapałem. Brat grał w szachy, zacząłem z nim grać, też z babcią ze wschodu, kiedy do nas przyjeżdżała. Teraz gram na stronach internetowych. Jak nie mam u siebie pianina, to też zabiera mi to dużo czasu - kończy Gierżot.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Drużyna Kamila Semeniuka nie traciła czasu w Lidze Mistrzów
Z 0:2 na 3:2. Wielki powrót w AL-KO Superpucharze Polski
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)