Półfinał mistrzostw Europy osiągnięty w 2019 roku przez naszą kadrę był szczytem możliwości pod wodzą poprzedniego selekcjonera. Później zaczęła się tendencja zniżkowa, afery i nieporozumienia, co przekładało się na problemy z powołaniami, a przede wszystkim wyniki sportowe. Jackowi Nawrockiemu podziękowano za współpracę i ogłoszono konkurs na trenera reprezentacji Polski.
Wygrał go Stefano Lavarini, 43-letni Włoch, który pracuje na co dzień w Igorze Gorgonzola Novara. To człowiek nieco z zewnątrz, nieskażony "polskim piekiełkiem", a to było żeńskiej reprezentacji bardzo potrzebne. Dodatkowo, dobrze dogaduje się z kapitanem kadry, Joanną Wołosz. W kontekście współorganizowanych przez Polskę w tym roku mistrzostw świata to bardzo ważna informacja.
- Przede wszystkim muszę lepiej poznać polską kulturę siatkarską i znaleźć właściwy sposób grania dla polskiej reprezentacji. Projekt jest długofalowy, główny cel to awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu, jednak to, co będzie po drodze, też jest ważne. Już za kilka miesięcy zagramy mistrzostwa świata przed własną publicznością i już tam musimy pokazać, że jesteśmy mocnym zespołem. We Włoszech mówimy, że trzeba "zacząć z dobrej nogi". I to postaramy się zrobić na początku wspólnej drogi polskich siatkarek i mojej - mówił Lavarini w styczniu.
Nowe liderki
Obawy przed mundialem były duże i uzasadnione. Pojawiały się nawet głosy, że może być problem z zajęciem miejsca w czwórce, gdzie obok Polek w grupie znajdowały się też Turczynki, Dominikanki, Koreanki, Tajki i Chorwatki. Poligonem doświadczalnym dla wielu siatkarek miała być Liga Narodów, gdzie reprezentacja Polski wygrała cztery mecze i podstawowy cel - w postaci utrzymania w najwyższej dywizji - zrealizowała.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?
Lecz dla kilku siatkarek doświadczenie z VNL okazało się bezcenne w kontekście zbliżającego się wówczas mundialu. Lavarini przede wszystkim sprawdzał, na co stać drużynę bez podstawowej atakującej Magdaleny Stysiak, która miała dołączyć do drużyny dopiero na mistrzostwa świata. W tym czasie pierwsze skrzypce w polskim zespole musiały grać takie zawodniczki jak Martyna Czyrniańska, Olivia Różański czy Weronika Szlagowska, dzięki czemu oswajały się z rolą liderek.
- Moja gra faluje, szczególnie że gram teraz na pozycji atakującej. To wielkie wyzwanie. Szukam stabilizacji i staram się zagrać tak, by jak najlepiej pomóc drużynie. Dopóki nie dołączy do nas żadna nominalna atakująca, muszę się liczyć z tym, że będę grała na prawym skrzydle. Ale nie rozmawiałam jeszcze na ten temat z trenerem. Na treningach normalnie ćwiczę jako przyjmująca, choć gram jako atakująca. Nie wiem, ile to potrwa, ale mam być gotowa do tej roli - opowiadała w rozmowie z WP SportoweFakty Różański.
"Jeśli nie uwierzycie teraz, po co tu jesteśmy?"
Wspominana Czyrniańska ostatecznie nie znalazła się w kadrze na mistrzostwa świata ze względu na kontuzję mięśni brzucha. Polki zaczęły turniej od wygranych z Chorwatkami z holenderskim Arnhem, a później w Ergo Arenie w Gdańsku pokonały też Koreę Południową i Tajlandię. Schody miały się dopiero zacząć.
I się zaczęły, ale pojawiło się też coś, za co polscy kibice na nowo pokochali siatkarki. Nawet przegrane 1:3 mecze z Dominikaną czy 2:3 z Turcją pokazały, że Polki potrafią się postawić faworyzowanym przeciwniczkom. A dzięki temu mecze Biało-Czerwonych zaczęły przyciągać coraz więcej widzów do hal.
- Chciałbym, żebyśmy weszli do ósemki, ale jednocześnie mam świadomość tego, jak trudne to zadanie. My skupiamy się na działaniu krok po kroku, zwłaszcza że mamy już trochę meczów za sobą, a przeciwnicy są coraz mocniejsi. Od początku powtarzałem, że ćwierćfinał byłby czymś dużym dla tej ekipy. Dopóki nie zejdziemy z boiska, dopóty wynik pozostaje otwartą sprawą. Nie możemy na razie myśleć o tym, co będzie na końcu tego turnieju. Na koniec osiągniemy taki wynik, na jaki zapracujemy. Trzeba wierzyć, bo jeśli nie uwierzycie po tym, co zobaczyliście w meczu z Turcją, to po co tu jesteśmy? - pytał w mixed zone Lavarini po pierwszej fazie grupowej.
Gdy rywalizacja przeniosła się do Łodzi, od razu przyszło nam zmierzyć się z broniącymi tytułu Serbkami. Jakby na przekór słowom Włocha Polki przegrały 0:3 i skomplikowały sobie sytuację w kontekście potencjalnego awansu do ćwierćfinału. Ten zimny prysznic podziałał jednak na zespół znakomicie, bo dzień później ta sama reprezentacja Polski zlała pretendującą do medali drużynę USA w trzech setach. Biało-Czerwone w końcu wygrały ważny mecz z wyżej notowanym przeciwnikiem.
- Po rozmowie z trenerem z szatni wyszłyśmy tak zmotywowane, że wiedziałyśmy, że potrafimy grać dobrą siatkówkę i wiemy, że chcemy powalczyć, a może uda się wygrać. Wierzyłyśmy nawet wtedy, kiedy wynik był niekorzystny. Amerykanki były w szoku i myślę, że my też. Fajnie się grało. To coś niesamowitego - podkreślała Magdalena Stysiak.
Na drodze do upragnionego i jeszcze niedawno mało realnego awansu do ćwierćfinału stały jeszcze Kanadyjki i Niemki. Obie ekipy nasze panie pokonały po 3:2, a w Atlas Arenie pojawiło się blisko 10 tysięcy widzów. To był kolejny dowód na to, że Polacy na nowo pokochali siatkarki. Siatkarki, które znalazły się w ósemce najlepszych drużyn na świecie.
A w meczu o półfinał mało brakowało, by wyrzuciły z turnieju późniejsze mistrzynie świata, Serbki. Wygrały z nimi pierwszego seta, w czwartym odwróciły losy partii (i meczu) ze stanu 20:23, a w piątym prowadziły już 9:7 i 13:12. Kosmiczny występ zanotowały atakujące obu ekip - Magdalena Stysiak (40 punktów) i Tijana Bosković (36 oczek).
- W całym meczu pokazałyśmy drużynowość. A przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia. Niestety, nie udało się wygrać, ale wiem, że wrócimy silniejsze. Pokazałyśmy, że potrafimy nawet z takiego wyniku wrócić. Parę miesięcy temu ten wynik był nieodrabialny dla nas. Pokazałyśmy, że wszystko jest możliwe - podkreślała po tamtym meczu Zuzanna Górecka.
Olimpijska perspektywa
Oczywiście można ćwierćfinał mistrzostw świata bagatelizować i powiedzieć, że gdyby nie fakt, że Polska była ich współgospodarzem, to na turnieju by się nie znalazła. O tym się już nie przekonamy. Przekonaliśmy się za to, że reprezentacja Polski - mimo swoich niedoskonałości, o których doskonale wiemy - jest przede wszystkim zespołem trudnym do złamania i walczącym do ostatniej piłki. Za to siatkarscy kibice cenią najbardziej.
Młode siatkarki, które wchodzą do kadry i spada na nie odpowiedzialność, jak Zuzanna Górecka, Olivia Różański czy Weronika Szlagowska, przestają się bać i pomagają zespołowi, jak tylko są w stanie. Stefano Lavarini przywrócił nam przyjemność z oglądania reprezentacji Polski i już zrobił z nią fantastyczny wynik. Perspektywa gry na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu wydaje się całkiem realna, choć droga do tego turnieju będzie niezwykle trudna.
Ale zanim Paryż, przed nami rok 2023 i m.in. mistrzostwa Europy. Miło byłoby zacząć przełamywać włosko-serbsko-turecką dominację.
Krzysztof Sędzicki, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też: Reprezentantka Polski wraca do zespołu po ośmiu miesiącach
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)