Transformacja żeńskiej kadry. W 2022 roku znów pokochaliśmy siatkarki

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: siatkarki reprezentacji Polski
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: siatkarki reprezentacji Polski

Gdy na początku 2022 roku Stefano Lavarini obejmował kadrę siatkarek, nasze oczekiwania wobec niej nie były wysokie, bo obawialiśmy się, że Włoch zastał spaloną ziemię po Jacku Nawrockim. Tymczasem mamy drużynę, która potrafiła bić się z najlepszymi.

Półfinał mistrzostw Europy osiągnięty w 2019 roku przez naszą kadrę był szczytem możliwości pod wodzą poprzedniego selekcjonera. Później zaczęła się tendencja zniżkowa, afery i nieporozumienia, co przekładało się na problemy z powołaniami, a przede wszystkim wyniki sportowe. Jackowi Nawrockiemu podziękowano za współpracę i ogłoszono konkurs na trenera reprezentacji Polski.

Wygrał go Stefano Lavarini, 43-letni Włoch, który pracuje na co dzień w Igorze Gorgonzola Novara. To człowiek nieco z zewnątrz, nieskażony "polskim piekiełkiem", a to było żeńskiej reprezentacji bardzo potrzebne. Dodatkowo, dobrze dogaduje się z kapitanem kadry, Joanną Wołosz. W kontekście współorganizowanych przez Polskę w tym roku mistrzostw świata to bardzo ważna informacja.

- Przede wszystkim muszę lepiej poznać polską kulturę siatkarską i znaleźć właściwy sposób grania dla polskiej reprezentacji. Projekt jest długofalowy, główny cel to awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu, jednak to, co będzie po drodze, też jest ważne. Już za kilka miesięcy zagramy mistrzostwa świata przed własną publicznością i już tam musimy pokazać, że jesteśmy mocnym zespołem. We Włoszech mówimy, że trzeba "zacząć z dobrej nogi". I to postaramy się zrobić na początku wspólnej drogi polskich siatkarek i mojej - mówił Lavarini w styczniu.

Nowe liderki

Obawy przed mundialem były duże i uzasadnione. Pojawiały się nawet głosy, że może być problem z zajęciem miejsca w czwórce, gdzie obok Polek w grupie znajdowały się też Turczynki, Dominikanki, Koreanki, Tajki i Chorwatki. Poligonem doświadczalnym dla wielu siatkarek miała być Liga Narodów, gdzie reprezentacja Polski wygrała cztery mecze i podstawowy cel - w postaci utrzymania w najwyższej dywizji - zrealizowała.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?

Lecz dla kilku siatkarek doświadczenie z VNL okazało się bezcenne w kontekście zbliżającego się wówczas mundialu. Lavarini przede wszystkim sprawdzał, na co stać drużynę bez podstawowej atakującej Magdaleny Stysiak, która miała dołączyć do drużyny dopiero na mistrzostwa świata. W tym czasie pierwsze skrzypce w polskim zespole musiały grać takie zawodniczki jak Martyna CzyrniańskaOlivia Różański czy Weronika Szlagowska, dzięki czemu oswajały się z rolą liderek.

- Moja gra faluje, szczególnie że gram teraz na pozycji atakującej. To wielkie wyzwanie. Szukam stabilizacji i staram się zagrać tak, by jak najlepiej pomóc drużynie. Dopóki nie dołączy do nas żadna nominalna atakująca, muszę się liczyć z tym, że będę grała na prawym skrzydle. Ale nie rozmawiałam jeszcze na ten temat z trenerem. Na treningach normalnie ćwiczę jako przyjmująca, choć gram jako atakująca. Nie wiem, ile to potrwa, ale mam być gotowa do tej roli - opowiadała w rozmowie z WP SportoweFakty Różański.

"Jeśli nie uwierzycie teraz, po co tu jesteśmy?"

Wspominana Czyrniańska ostatecznie nie znalazła się w kadrze na mistrzostwa świata ze względu na kontuzję mięśni brzucha. Polki zaczęły turniej od wygranych z Chorwatkami z holenderskim Arnhem, a później w Ergo Arenie w Gdańsku pokonały też Koreę Południową i Tajlandię. Schody miały się dopiero zacząć.

I się zaczęły, ale pojawiło się też coś, za co polscy kibice na nowo pokochali siatkarki. Nawet przegrane 1:3 mecze z Dominikaną czy 2:3 z Turcją pokazały, że Polki potrafią się postawić faworyzowanym przeciwniczkom. A dzięki temu mecze Biało-Czerwonych zaczęły przyciągać coraz więcej widzów do hal.

- Chciałbym, żebyśmy weszli do ósemki, ale jednocześnie mam świadomość tego, jak trudne to zadanie. My skupiamy się na działaniu krok po kroku, zwłaszcza że mamy już trochę meczów za sobą, a przeciwnicy są coraz mocniejsi. Od początku powtarzałem, że ćwierćfinał byłby czymś dużym dla tej ekipy. Dopóki nie zejdziemy z boiska, dopóty wynik pozostaje otwartą sprawą. Nie możemy na razie myśleć o tym, co będzie na końcu tego turnieju. Na koniec osiągniemy taki wynik, na jaki zapracujemy. Trzeba wierzyć, bo jeśli nie uwierzycie po tym, co zobaczyliście w meczu z Turcją, to po co tu jesteśmy? - pytał w mixed zone Lavarini po pierwszej fazie grupowej.

Gdy rywalizacja przeniosła się do Łodzi, od razu przyszło nam zmierzyć się z broniącymi tytułu Serbkami. Jakby na przekór słowom Włocha Polki przegrały 0:3 i skomplikowały sobie sytuację w kontekście potencjalnego awansu do ćwierćfinału. Ten zimny prysznic podziałał jednak na zespół znakomicie, bo dzień później ta sama reprezentacja Polski zlała pretendującą do medali drużynę USA w trzech setach. Biało-Czerwone w końcu wygrały ważny mecz z wyżej notowanym przeciwnikiem.

- Po rozmowie z trenerem z szatni wyszłyśmy tak zmotywowane, że wiedziałyśmy, że potrafimy grać dobrą siatkówkę i wiemy, że chcemy powalczyć, a może uda się wygrać. Wierzyłyśmy nawet wtedy, kiedy wynik był niekorzystny. Amerykanki były w szoku i myślę, że my też. Fajnie się grało. To coś niesamowitego - podkreślała Magdalena Stysiak.

Na drodze do upragnionego i jeszcze niedawno mało realnego awansu do ćwierćfinału stały jeszcze Kanadyjki i Niemki. Obie ekipy nasze panie pokonały po 3:2, a w Atlas Arenie pojawiło się blisko 10 tysięcy widzów. To był kolejny dowód na to, że Polacy na nowo pokochali siatkarki. Siatkarki, które znalazły się w ósemce najlepszych drużyn na świecie.

A w meczu o półfinał mało brakowało, by wyrzuciły z turnieju późniejsze mistrzynie świata, Serbki. Wygrały z nimi pierwszego seta, w czwartym odwróciły losy partii (i meczu) ze stanu 20:23, a w piątym prowadziły już 9:7 i 13:12. Kosmiczny występ zanotowały atakujące obu ekip - Magdalena Stysiak  (40 punktów) i Tijana Bosković (36 oczek).

- W całym meczu pokazałyśmy drużynowość. A przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia. Niestety, nie udało się wygrać, ale wiem, że wrócimy silniejsze. Pokazałyśmy, że potrafimy nawet z takiego wyniku wrócić. Parę miesięcy temu ten wynik był nieodrabialny dla nas. Pokazałyśmy, że wszystko jest możliwe - podkreślała po tamtym meczu Zuzanna Górecka.

Olimpijska perspektywa

Oczywiście można ćwierćfinał mistrzostw świata bagatelizować i powiedzieć, że gdyby nie fakt, że Polska była ich współgospodarzem, to na turnieju by się nie znalazła. O tym się już nie przekonamy. Przekonaliśmy się za to, że reprezentacja Polski - mimo swoich niedoskonałości, o których doskonale wiemy - jest przede wszystkim zespołem trudnym do złamania i walczącym do ostatniej piłki. Za to siatkarscy kibice cenią najbardziej.

Młode siatkarki, które wchodzą do kadry i spada na nie odpowiedzialność, jak Zuzanna Górecka, Olivia Różański czy Weronika Szlagowska, przestają się bać i pomagają zespołowi, jak tylko są w stanie. Stefano Lavarini przywrócił nam przyjemność z oglądania reprezentacji Polski i już zrobił z nią fantastyczny wynik. Perspektywa gry na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu wydaje się całkiem realna, choć droga do tego turnieju będzie niezwykle trudna.

Ale zanim Paryż, przed nami rok 2023 i m.in. mistrzostwa Europy. Miło byłoby zacząć przełamywać włosko-serbsko-turecką dominację.

Krzysztof Sędzicki, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj też: Reprezentantka Polski wraca do zespołu po ośmiu miesiącach

Źródło artykułu: WP SportoweFakty