Rozczarowanie i złość jastrzębian. "Byliśmy chłopcami do bicia"

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: siatkarze Jastrzębskiego Węgla
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: siatkarze Jastrzębskiego Węgla

- Głowa, głowa i jeszcze raz głowa - grzmiało po finałowym starciu Pucharu Polski w krakowskiej Tauron Arenie. Grupa Azoty ZAKSA wygrała trofeum pokonując Jastrzębski Węgiel, a powodów trzysetowego starcia goście upatrują w mentalności.

- Mam wrażenie, że poziom szczególnie w tych dwóch pierwszych setach nie był diametralnie różny, ale my byliśmy chłopcami do bicia, a oni drużyną zwycięską, która pokazała nam jak się zachowuje dojrzały, doświadczony i poukładany zespół w najważniejszych momentach - gorzko komentował występ Jastrzębskiego Węgla w finale Pucharu Polski libero Jakub Popiwczak.

Był to czwarty finał z rzędu w tym składzie i ponownie to śląskiej ekipie przyszło przełknąć gorycz porażki. Trofeum po trzech setach trafiło w ręce Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, jednak nie można odmówić jastrzębianom walki. W dwóch pierwszych setach to oni dyktowali warunki gry, lecz jedynie do decydujących faz. Wówczas stawali, a ZAKSA to wykorzystywała nie popełniając błędów.

- W każdym elemencie mieliśmy szansę. Mogliśmy przyjąć lepiej, zaatakować czy zaserwować. Na koniec to wszystko zaważyło i przegrywaliśmy jak frajerzy - komentował Popiwczak.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!

To, że zabrakło jastrzębianom mentalności "kilera" brutalnie przedstawia statystyka pierwszego finałowego seta. Tam prowadzili już pięcioma punktami (20:15) aby po chwili oddać całkowicie inicjatywę rywalom. Od stanu 22:18 zapunktowali własnymi siłami zaledwie raz, a set skończył się na przewagi wygraną ZAKSY. Podobnie było w drugim, a w trzecim mimo tego, że wynik oscylował w okolicach remisu, kędzierzynianie kontrolowali jego przebieg.

- Głowa, głowa i jeszcze raz głowa. Do 20 punktu było wszystko przyjemnie, a po tym punkcie odcinało nas i grała jedna drużyna, a my nie "dojeżdżaliśmy" do końca - mówił libero. - Mam wrażenie, że walczyliśmy. Po pierwszym secie byliśmy źli, bo wiadomo taką przewagę roztrwonić i przegrać nie jest miłe i przyjemne. Wróciliśmy w drugim, ale znowu dobra postawa do pewnego momentu. Cały czas byliśmy w grze. Ten ostatni set gdzie było 23:24 i to co zrobił Łukasz Kaczmarek na ostatniej piłce, to było to czego my nie potrafiliśmy zrobić w poprzednich dwóch partiach.

- Czuję ogromny wstyd i mam wrażenie, że była to kompromitacja i blamaż z naszej strony. Były dobre momenty, a na koniec się nie udawało - zakończył wieloletni gracz Jastrzębskiego Węgla.

Na potencjalny rewanż i możliwość wywalczenia Pucharu siatkarze Marcelo Mendeza będą musieli poczekać rok, ale już teraz wracają do gry o krajowe mistrzostwo, a w międzyczasie Ligę Mistrzów. Już w najbliższy weekend zmierzą się w ramach 26. kolejki PlusLigi ze Ślepskiem Malow Suwałki. Obecnie zajmują trzecie miejsce w ligowej tabeli, ale nie powiedzieli ostatniego słowa przed play-offami.

Czytaj takżeTakiego lania się nie spodziewali. "Nie zapomnieliśmy jak grać"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty