Transfer z Chin zdaje egzamin. As w rękawie Trefla Gdańsk

WP SportoweFakty / Michał Mieczkowski / Na zdjęciu: Jingyin Zhang (z numerem 22)
WP SportoweFakty / Michał Mieczkowski / Na zdjęciu: Jingyin Zhang (z numerem 22)

Przybycie Jingyina Zhanga do Plusligi wzbudziło pozytywne emocje. Chińczyk dostaje swoje szanse w Treflu Gdańsk i - jak na razie - świetnie je wykorzystuje. W meczu z Cuprum Lubin zanotował kolejne znakomite wejście.

W tym artykule dowiesz się o:

23-letni przyjmujący z Chin zrobił furorę na początku swojej kariery w PlusLidze. Zadebiutował w meczu domowym przeciwko zespołowi z Zawiercia. Wtedy też pokusił się o premierowy punkt. Dzięki temu został pierwszym w historii reprezentantem Chin, który zdobył punkt w polskich rozgrywkach. To wszystko odbyło się przy ponad 5000 kibiców na trybunach.

Udany początek

- Oczywiście ma duży talent i potencjał - powiedział nam tuż po sprowadzeniu Zhanga do ligi prezes Trefla Gdańsk - Dariusz Gadomski. (więcej TUTAJ>>). I faktycznie te umiejętności kibice mogli zauważyć. Jingyin Zhang już w meczu z BBTS-em Bielsko-Biała zaprezentował się świetnie. Jego gra wyglądała na tyle dobrze, że nowy zawodnik mógł cieszyć się ze statuetki MVP. Zhang w tym spotkaniu zdobył 23 punkty, atakując na poziomie aż 76 proc.

Taką samą skuteczność w ofensywie podstawowy gracz reprezentacji Chin pokazał w wygranym po tie-breaku meczu z Cuprum Lubin. Wszedł pod koniec pierwszego seta, tak jak we wcześniejszym spotkaniu, w miejsce Jana Martineza Franchi i poprowadził, razem z Bartłomiejem Bołądziem, swój zespół do wygranej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on zrobił?! Genialny rzut z... kolan

Wygląda na to, że Jingyin Zhang coraz lepiej odnajduje się w polskim zespole. To właśnie szybkie nawiązanie dobrej współpracy polsko-chińskiej było priorytetem Trefla Gdańsk. - Dobrze znam moją drużynę i wiem, że łatwo z chłopakami - czy to tymi mniej czy bardziej doświadczonymi - nawiązać dobrą relację. Sztab jest otwarty na współpracę z chińskimi trenerami. Wszystko przebiega świetnie. Wszyscy są zadowoleni, uśmiechnięci. Sam zawodnik na pewno musi przystosować się do większej intensywności treningowej, przywyknąć, że specyfika ligi jest inna niż w Chinach - mówił w rozmowie z WP Sportowe Fakty prezes Dariusz Gadomski.

Zhang może stanowić idealne uzupełnienie do dobrze funkcjonującego Trefla. Zespół z Gdańska jest już niemal pewny gry w play-offach. Po 26 rozegranych meczach ma na swoim koncie 17 zwycięstw, 9 porażek i 49 punktów. Co jeszcze istotniejsze, siódmy AZS Olsztyn traci do Gdańskich Lwów sześć oczek. Zakończenie fazy zasadniczej w czołowej ósemce byłoby spełnieniem założenia postawionego przed trenerem Igorem Juriciciem.

Dobrze zbilansowany skład

- Realnie oceniliśmy nasze możliwości, stwierdzając, że play-off jest do zrealizowania. Niestety w pewien sposób musieliśmy wszystko zweryfikować już w drugiej kolejce, kiedy kontuzji doznał Piotrek Orczyk, który miał być szóstkowym zawodnikiem. Na moment to zachwiało nasz zespół. Na szczęście świetnie ze swojej szansy skorzystał Mikołaj Sawicki. Widziałem, jak zespół się prezentuje i znów byłem dość spokojny. Wtedy pomyślałem, że ta ósemka faktycznie jest realna - przyznał Dariusz Gadomski.

W pierwszych meczach na polskiej ziemi Jingyin Zhang nie tylko popisał się świetną skutecznością w ataku, ale również zaprezentował nieprzeciętne możliwości fizyczne. Jego przygotowanie motoryczne to także istotna kwestia w perspektywie wciąż bardzo trudnego i długiego sezonu. Jak już widzieliśmy, jego osoba na boisku może być ogromną wartością dodaną.

Z pewnością cieszyć może fakt, iż Zhang dołączył do całkowicie zdrowego zespołu. Na ten aspekt zwrócił uwagę szef Trefla Gdańsk, pamiętając jednak o tym, co działo się wcześniej. Z tego powodu ostrożnie podchodzi do kwestii zdrowotnych.

- Można odpukać, bo wszystko wygląda w porządku. Wcześniej tak dobrze nie było. Już na samym początku sezonu z drużyny wypadł nam Piotrek Orczyk. Potem problemy miał Pedro Martinez czy Kuba Czerwiński, który z kolei męczył się przez trzy miesiące z mięśniami brzucha. Mógł wchodzić tylko na przyjęcie. Do tego doszedł uraz Karola Urbanowicza, który na szczęście nie okazał się poważny. Wszyscy są zdrowi. Mikrourazy oczywiście się zdarzają, ale to normalne. Drużyna jest gotowa na pełne obciążenia treningowe i meczowe - podsumował.

Czytaj też: 
Świetna oglądalność meczów siatkarek. Wiemy, który mecz okazał się hitem
"To nie wystarcza". Polski klub uciekł spod topora w LM

Komentarze (0)