Siatkarki Grupy Azoty Chemika Police po niesamowitym spektaklu pokonały zespół ŁKS Commercecon Łódź, choć przegrywały już 0:2. Puchar Polski trafił w ręce policzanek po raz dziesiąty, choć tym razem to łodzianki przystępowały do tego spotkania w roli faworyta.
- Chciałabym to podtrzymać i nie ukrywam, że ogromnie cieszę się ze zdobycia tego Pucharu. Znalazłyśmy się już wcześniej w odwrotnej sytuacji, byłyśmy liderem w tabeli, a na przykład mistrzostwo nam uciekło. Co by się nie działo, to trzeba grać i walczyć - mówiła zaraz po ceremonii dekoracji Iga Wasilewska, środkowa Grupy Azoty Chemika Police.
Dla warszawianki to kolejny z turniejów finałowych rozgrywanych na Opolszczyźnie. Nie ulega jednak wątpliwości, że trwająca prawie 1,5 godziny batalia była jedną z najbardziej zaciętych w historii Pucharu Polski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: On się nic nie zmienia. Ronaldinho nadal czaruje
- Moja ostatnia wizyta w Nysie była trzy lata temu, bo przed dwoma laty pauzowałam z powodu kontuzji. Wtedy również było bardzo trudno. Jednak z pewnością finał był dla nas najbardziej wymagającym sportowo i emocjonalnie spotkaniem tego sezonu. Łodzianki pierwsze dwa sety grały bezbłędnie i za to jak się tutaj pokazały należą im się gratulacje - przyznała Wasilewska.
"To było ryzykowne"
Po dwóch setach, które padły łupem drużyny prowadzonej przez Alessandro Chiappiniego, wydawało się, że mistrzynie Polski nie zdołają zatrzymać rozpędzonej Valentiny Diouf i jej koleżanek.
- Nie ukrywam, że nasz plan na ten mecz zakładał, że przetrzymamy ten napór łodzianek i poczekamy na swoją szansę. Oczywiście było to ryzykowne, ale od trzeciego seta udało nam się narzucić swój rytm gry - zdradziła taktykę na to spotkanie nasza rozmówczyni.
Wiele ożywienia w szeregi Grupy Azoty Chemika Police wniosło wejście Mairy Cipriano oraz Natalii Mędrzyk. Ta ostatnia zresztą już przed dwoma laty również jako "joker" pozwoliła odmienić losy starcia finałowego zostając wtedy MVP całej imprezy.
- Kiedy ma się tak doświadczone zawodniczki w kwadracie jak Natalia to nie można stracić wiary. Ona w ogóle jest ekspertką od Pucharu Polski. W szatni żartowałyśmy sobie, że jest naszym strażakiem na tym turnieju i trzymamy ją, by nie dać przeciwnikowi jej rozpisać. Czapki z głów przed nią. Dla mnie jest bohaterką tego finału, bo kończyła niesamowite piłki, w zagrywce i w bloku też dawała radę - przyznała Wasilewska.
Nysa talizmanem Grupy Azoty Chemika Police
Policzanki są dotychczas jedynym zespołem w lidze, który znalazł "patent" na Łódzkie Wiewióry. Również ostatnie starcie obu ekip w rundzie zasadniczej zakończyło się zwycięstwem ekipy Radosława Wodzińskiego po tie-breaku.
- Myślę, że też ostatnie zwycięstwo ligowe dało nam poczucie, że wszystko jest możliwe. Nawet po dwóch pierwszych setach mentalnie wiedziałyśmy, że jesteśmy w stanie wygrać ten mecz - podkreśliła wagę tego pojedynku środkowa ekipy z Polic.
Puchar Polski w Hali Nysa rozegrany został już po raz szósty z rzędu. Aż czterokrotnie trofeum wędrowało właśnie do "chemiczek".
- Cóż mogę powiedzieć, mi osobiście bardzo "leży" hala w Nysie. Trzykrotnie sama przyłożyłam rękę do tego Pucharu Polski, a za mojej kadencji Grupa Azoty Chemika Police sięgała po niego cztery razy. Bardzo lubię tę halę, a Puchar Polski z 2019 roku był moim pierwszym seniorskim trofeum. Nic więc dziwnego, że uwielbiam tu wracać, bo darzę to miejsce sentymentem - zakończyła Wasilewska.
Zobacz również:
Wiadomo, co Mariusz Wlazły będzie robił po zakończeniu kariery
Pierwsza taka sytuacja od ośmiu lat w PlusLidze. Znamy wszystkie pary ćwierćfinałowe PlusLigi