Arkadiusz Dudziak - korespondencja z Turynu
To był pierwszy w historii finał Ligi Mistrzów dla Jastrzębskiego Węgla. Zawodnicy ekipy ze Śląska wraz z Grupa Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle stworzyły kapitalne widowisko. Niestety dla Pomarańczowych, przegrane po emocjonującym tie-breaku (12:15).
- Jesteśmy zdewastowani. Jak człowiek zainwestuje tyle emocjonalnie, serca tyle zostawi, potu, niektórzy może krwi, to chciałby dostać coś w zamian. My niestety zostaliśmy z niczym - mówił po spotkaniu libero jastrzębian Jakub Popiwczak.
Ani śladu po zdewastowanej ZAKSIE
W finale PlusLigi wszystko wyglądało zgoła inaczej. Jastrzębski Węgiel zdominował wtedy ZAKSĘ w absolutnie każdym elemencie. Widać to było szczególnie w ostatnim meczu rywalizacji, gdy kędzierzynianie nie potrafili przekroczyć granicy 16 punktów w secie. Czy odrodzenie rywali przed finałem Champions League zaskoczyło jastrzębian?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szaleje! "Mamba na koniec"
- Spodziewaliśmy się innego meczu niż w finale PlusLigi. Wtedy nam wszystko wychodziło, graliśmy świetnie, to była siatkówka kompletna. Ciężko to powtórzyć drugi raz, trudno też, by po raz kolejny ZAKSA była tak bezradna. W sobotę mieli świetny dzień na zagrywce: Olek Śliwka, Łukasz Kaczmarek. My jednak mieliśmy kim odpowiedzieć. Wszystko zadecydowało się na detale, na milimetry - wyjaśniał siatkarz.
- To świetni zawodnicy, rewelacyjna drużyna. Nie da się ukryć, że w półfinale PlusLigi zostali przez nas rozbici. My graliśmy jak równy z równym, a na koniec wygrała ekipa odrobinę lepsza - dodał.
Last dance wyzwolił motywację
W finale Ligi Mistrzów wydawało się, że cała walka skończyła się już w trzecim secie. Tam Jastrzębski Węgiel został zdemolowany, przegrał 14:25, a w setach było już 1:2. Nic nie wskazywało na to, by w jakikolwiek sposób mieli się podnieść.
Jednakże jastrzębianie pokazali ogromny charakter. W czwartej partii byli w stanie przezwyciężyć swoje kryzysy i doprowadzić do tie-breaka.
- Zdarza się czasami przegrać w taki sposób. To ostatni mecz w sezonie, ostatni mecz w tej grupie, bo część zawodników odejdzie. Nikt nie musiał tutaj nikogo specjalnie motywować. Zdarzało nam się przegrywać w głowie sety już w tym sezonie. W finale LM każdy wiedział, że to last dance i trzeba zostawić to wszystko, co mamy. Jestem przekonany, że każdy z nas dał maksa, nie mógł dać więcej, ale to nie wystarczyło - wyjaśnia Jakub Popiwczak.
- Nawet między sobą rozmawiając czuliśmy to, że finał Ligi Mistrzów to coś wyjątkowego. Wielu świetnych zawodników na świecie nie miało nawet okazji w nim zagrać. Czuliśmy, że to będzie nasz dzień, nasza szansa, ale się nie udało - kończy libero.
Z drużyny odejdą na pewno dwaj Francuzi: Stephen Boyer i Trevor Clevenot. Bardzo prawdopodobne jest za to przyjście Norberta Hubera na środek. Boyera na ataku ma zastąpić jego rodak Jean Patry.
Czytaj więcej:
Takiej pozycji nie miał nigdy żaden polski zespół. To nasza najlepsza drużyna w historii [OPINIA]