3:2 z Niemcami, 3:2 z Holandią - to wyniki Polaków w ich dotychczasowych meczach turnieju Ligi Narodów w Rotterdamie. Zacięte i długie mecze Biało-Czerwonych w tegorocznej VNL stają się już tradycją. Huber spodziewa się, że takie będą również dwa kolejne starcia kadry siatkarzy Ahoy Arenie - ze Stanami Zjednoczonymi i z Włochami.
Ze środkowym reprezentacji Polski rozmawiamy również o wyjątkowym momencie, jaki przeżył w trwającym turnieju oraz o przydomku naszej narodowej drużyny.
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Sportowcy przed meczami często mówią, że spodziewają się trudnej przeprawy, jednak wasze dwie przeprawy z Niemcami i Holandią w Rotterdamie były chyba nawet trochę trudniejsze, niż sądziliście?
Norbert Huber, siatkarz reprezentacji Polski: Tak naprawdę właśnie tego się spodziewaliśmy. Niemcy nie mieli nic stracenia, bardzo twardo walczyli. Holendrzy występując na swoim terenie, zagrali na luzie i choć można było sądzić, że ich gra będzie oparta na jednym zawodniku, Nimirze Abdel-Azizie, bardzo dobrą siatkówkę pokazała cała ich drużyna.
Za nami dwa ciekawe, zacięte i co najważniejsze wygrane mecze. Mieliśmy w nich momenty, gdy poziom naszej gry nie był wysoki, były też takie, gdy znajdowaliśmy się pod presją. Potrafiliśmy sobie z tym poradzić i koniec końców odnieśliśmy dwa wartościowe zwycięstwa. One były dla nas dobrym przygotowaniem do dwóch kolejnych meczów tu w Rotterdamie, ze Stanami Zjednoczonymi i z Włochami, w których też nastawiamy się na zaciętą walkę.
Podobał ci się klimat w Ahoy Arenie? "Mazurek Dąbrowskiego" odśpiewany głośno przez polskich kibiców przed meczem z Holandią robił wrażenie.
Zakładaliśmy, że na mecz przyjdzie sporo Polaków, którzy na co dzień mieszkają w Holandii i faktycznie było ich dużo. Ale kibiców holenderskiej drużyny też. Jedni i drudzy zadbali o gorące, głośne wsparcie dla swoich zespołów i z tej perspektywy to było dla nas fajne spotkanie. Co do samej hali, to czuję się w niej trochę tak, jakbyśmy grali w studiu telewizyjnym. Wygląda to dobrze, choć dla nas siatkarzy pewnym minusem jest brak punktów odniesienia.
Dla ciebie duże znaczenie miał pewnie mecz z Niemcami - pierwszy mecz o stawkę w kadrze Polski po ciężkiej kontuzji, przez którą straciłeś poprzedni sezon reprezentacyjny.
Dla mnie to był bardzo wyjątkowy moment. Uraz, którego doznałem, był bardzo poważny i długo dochodziłem po nim do pełni zdrowia. Pracowałem cały rok, żeby móc znów zagrać w Lidze Narodów, marzyłem by móc znów występować w biało-czerwonej koszulce. Jestem szczęśliwy, że zrealizowałem ten cel. Dla mnie to duża rzecz. Jednak teraz stawiam już przed sobą kolejne cele i na nie pracuję.
Patrzysz czasem na ranking FIVB?
Ostatnio patrzyłem. Zobaczyłem na "Make Life Harder", że jesteśmy na pierwszym miejscu.
Jeśli przyjrzeć się bliżej temu rankingowi, to można dostrzec, że wszystkie cztery mecze Ligi Narodów wygrane 3:2 doliczono wam do rankingu 0,01 punktu. Może czas na nowy przydomek dla waszej drużyny - "Agenci 0,01"?
Nie, dla mnie "Gang Łysego", jak nas teraz nazywają, jest spoko i zostałbym przy nim. Utożsamiamy się z tym przydomkiem jako drużyna. Czasem nawet sami tak o sobie mówimy w rozmowach przy kawie, albo gdy przeglądamy media społecznościowe.
Przed wami mecz z przeciwnikami z najwyższej półki - z Amerykanami.
Jesteśmy bardzo zmobilizowani na to starcie. Wiemy, że są dobrym zespołem złożonym z zawodników, którzy prezentują wysoki poziom, ale przyjechaliśmy tutaj wygrywać. Z chęcią sprawdzimy się na tle tak mocnego rywala. Na pewno podejdziemy do tego meczu pełni woli walki. Zaczynamy o 13, więc jutro plan dnia to śniadanie, spacer, a potem jak to mówią, "na nich".
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #1. Zaskakujące wyznanie Adrianny Sułek. "Nie chciałam już trenować"
Czytaj także:
"Co się koleś wyrobił". Nowakowski wprost o Kurku
Ależ huknął! Tak Polacy zamknęli mecz [WIDEO]
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)