W wygranym przez Biało-Czerwone 3:1 meczu ćwierćfinałowym VNL 2023 z Niemkami Pacak okazała się prawdziwym "dżokerem" w talii selekcjonera Stefano Lavariniego. Środkowa BKS-u Bielsko-Biała, która w fazie zasadniczej rzadko pojawiała się na boisku, w Arlington znakomicie wykorzystała swoją szansę. Po wejściu na boisko aż sześciokrotnie blokowała ataki rywalek i właśnie w ten sposób zdobyła dwa ostatnie punkty w meczu.
W rozmowie z WP SportoweFakty siatkarka reprezentacji Polski zdradza, co powiedziała sobie tuż przed tym, jak pojawiła się na placu gry, o uskrzydlającym zespół poczuciu, o atmosferze wewnątrz zespołu, która też jest jej dużą siłą oraz o sobotnim półfinale, w którym rywalkami naszej ekipy będzie drużyna Chin.
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: W ćwierćfinale Ligi Narodów to ty zdobyłaś dwa ostatnie punkty, oba blokiem. Jakie to uczucie "zamknąć" tak ważny mecz reprezentacji Polski?
Joanna Pacak, siatkarka reprezentacji Polski: Świetne. Chyba jeszcze nie do końca do mnie dociera to, co się wydarzyło. Ja postawiłam sobie konkretny cel na to spotkanie. Powiedziałam sobie, że bardzo, ale to bardzo chcę je wygrać. Cieszę się, że dołożyłam swoją cegiełkę do naszego zwycięstwa.
Cel, o którym mówisz, postawiłaś sobie jeszcze przed meczem, czy w momencie, kiedy trener Stefano Lavarini pokazał, że wchodzisz na boisko?
Przed meczem byłam spokojna i pewna o wynik, ale wiedziałam, że nie wyjdę w pierwszej szóstce. Dopiero kiedy weszłam do gry w myślach mówiłam do siebie: "Bardzo chcesz wygrać. Spróbuj pomóc drużynie".
W trakcie fazy zasadniczej Ligi Narodów nie dostawałaś wielu okazji do gry na dłuższym dystansie. Czy myślałaś sobie również, że w końcu masz szansę, żeby pokazać co potrafisz?
Jak najbardziej. Szanse, które dostawałam we wcześniejszych spotkaniach, były krótkimi wejściami, natomiast starałam się wykorzystywać je najlepiej jak potrafiłam i myślę, że mi się to udowało. Teraz również tak było.
W całym spotkaniu zapisałaś na swoim koncie aż sześć punktowych bloków. Jaki miałaś sposób na zatrzymywanie niemieckich zawodniczek?
Dobre pytanie. Po prostu robiłam swoje, to co wytrenowałam, czego uczę się od lat. Daleko przekładałam ręce na drugą stronę siatki, starałam się dobrze czytać rywalki. I to wszystko. Nie było żadnej specjalnej recepty na skuteczne bloki.
Tuż po zakończeniu meczu powiedziałaś, że ćwierćfinał mógł być dla was najtrudniejszy w całym turnieju w Arlington, ponieważ był walką o być albo nie być. Przegrywający wracał do domu.
Myślę, że z tego powodu odczuwałyśmy przed tym spotkaniem dużą presję, a teraz będzie ona już mniejsza. Wiemy, że zostajemy w turnieju do końca, że zagramy jeszcze co najmniej dwa spotkania. I nic już w nich nie musimy. Tylko możemy.
Miałyście poczucie, że świetna w waszym wykonaniu faza zasadnicza straci na znaczeniu, jeśli nie wygracie ćwierćfinału?
Raczej nie. Wiedziałyśmy, że dziesięć naszych zwycięstw w dwunastu meczach nie było przypadkiem, a efektem świetnej siatkówki w naszym wykonaniu. Dlatego przed ćwierćfinałem byłyśmy spokojne, wyszłyśmy na niego przekonane, że gramy na bardzo dobrym poziomie i że to udowodnimy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zatańczyli przed... selekcjonerem. I ten komentarz!
W spotkaniu półfinałowym, zmierzycie się z reprezentacją Chin. Już raz z nią w tym sezonie wygrałyście.
Na terenie Chinek, w Hongkongu, było 3:0 dla nas. Wiemy, czego się po Chinkach spodziewać. Są świetne w obronie, a w ataku, choć grają szybko, to przy tym dokładnie. Ich ćwierćfinałowe zwycięstwo z Brazylijkami oglądałyśmy z trybun i w tym meczu zaskoczyły bardzo dobrą postawą w bloku. Do meczu z nimi podejdziemy bardzo mocno zmotywowane, a jestem pewna, że również świetnie przygotowane taktycznie przez nasz sztab.
W tym spotkaniu już nie będziecie faworytkami. Ale wy chyba lubicie rolę "underdoga"?
Według mnie jesteśmy w pozycji drużyny, która dla każdego jest trudnym i wymagającym rywalem. I tak też się czujemy - że niezależnie od tego, jaki zespół stanie po drugiej stronie siatki, będziemy dla niego groźne. I to poczucie nas uskrzydla.
Tak jak świadomość, że w Polsce wiele osób jest gotowa zarwać noc, żeby obejrzeć wasze zmagania?
Jasne, że tak! Widzimy, że w oczach kibiców rośniemy, że jest coraz więcej osób, które interesują się naszymi występami i oglądają je nawet wtedy, kiedy gramy w nocy. To bardzo cieszy. W końcu gramy właśnie dla nich.
Źródła waszej postawy w tej Lidze Narodów upatruje się m.in. w atmosferze wewnątrz zespołu. Kiedy patrzy się, jak Magdalena Stysiak nosi po meczu uśmiechniętą Marię Stenzel, trudno nie nabrać przekonania, że ta atmosfera jest znakomita.
Taka właśnie jest. To, co wy widzicie, jest tylko wycinkiem całości. Poza kamerami dzieje się więcej pięknych i zabawnych rzeczy. Ja dołączyłam do kadry niedawno, ale szybko wpasowałam się w "krajobraz" drużyny i świetnie się z niej czuję. Mówię tu zarówno o koleżankach z zespołu, jak i o sztabie szkoleniowym.
W tym sezonie macie swój drużynowy przebój - piosenkę Dody "Nie daj się".
Stał się takim naszym szatniowym i treningowym hitem. Tak wyszło, że nam towarzyszy i nas motywuje.
Same ponoć lubicie pośpiewać w autokarze, w drodze na mecz, albo wracając z niego.
Lubimy, kilka razy celebrowałyśmy w ten sposób zwycięstwa. Po ćwierćfinałowym zwycięstwie z Niemkami również, choć nie zdradzę, co takiego śpiewałyśmy. Niech to pozostanie naszą małą tajemnicą.
W tej chwili od podium Ligi Narodów dzieli was jedno zwycięstwo. A zatem medal jest już zapewne nie tyle waszym marzeniem, co celem?
Zarówno marzeniem, jak i celem. Dla każdej z nas.
Czytaj także:
"Jesteście wielkie!". Eksperci szczęśliwi po awansie Polek!
To już przesądzone. Polki z historycznym wynikiem
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)