Najdłuższa ławka w siatkarskim świecie

PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Polski
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Polski

W pomorskiej wsi Szlachta znajduje się jedna z najdłuższych ławek na świecie - mierzy aż 615 metrów. W świecie siatkówki najdłuższa ławka, ławka rezerwowych, to ta w reprezentacji Polski. I nie dość, że długa, to jeszcze gwarantuje najwyższą jakość.

Głębia składu to jeden z największych atutów drużyny Nikoli Grbicia. Selekcjoner sam mówi, że jeśli z pierwszych szóstek innych zespołów ze ścisłej światowej czołówki zabrać dwóch graczy, jakość gry tych ekip spadnie. A jakość gry kadry Polski nie.

Ileż to razy tylko w tym sezonie zawodnicy, którzy zaczynali w rezerwie, bardzo przyczyniali się do wygranej Biało-Czerwonych? Tak było w turnieju w Nagoi, w meczach z Iranem i z Bułgarią, potem w Rotterdamie w spotkaniu z Holandią, czy w Manili, w starciu ze Słowenią. I wreszcie teraz, w wygranym 3:1 półfinale Ligi Narodów z Japonią.

Grbić powtarza, że jego zawodnicy muszą rozumieć, że jeśli nie zaczynają meczu w wyjściowym składzie, albo w trakcie spotkania schodzą z boiska, wcale nie oznacza to braku zaufania z jego strony. Oczekuje od nich, że będą gotowi pomóc zespołowi niezależnie od tego, jaka rola im przypadnie i czy będzie ona rolą główną, drugoplanową czy epizodyczną. Każda z nich w oczach selekcjonera może się okazać rolą kluczową.

ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką. Kulisy meczu z Brazylią i radość po zwycięstwie!

Siatkarze polskiej kadry rozumieją zamysł swojego trenera coraz lepiej, a trudne starcie z Japończykami było na to mocnym dowodem. Pokazało, że jeśli jedna z naszych gwiazd wypadnie ze składu albo nie będzie mieć dobrego dnia, na pewno w drużynie znajdzie się ktoś, kto świetnie ją zastąpi.

Kiedy na pół godziny przed spotkaniem gruchnęła wiadomość, że z powodu urazu nie może zagrać Bartosz Kurek, w pierwszej chwili można było się zaniepokoić. Wystarczyło sobie jednak uświadomić, że miejsce kapitana reprezentacji zajmie na boisku trzykrotny zwycięzca Ligi Mistrzów Łukasz Kaczmarek, by obawy o los Biało-Czerwonych zniknęły. Kaczmarek zastąpił Kurka doskonale. Zdobył dla zespołu wiele ważnych punktów. Atakował z wysoką skutecznością, a blokował najlepiej w drużynie.

Spośród graczy przywołanych przez Grbicia z rezerwy już w trakcie spotkania na pierwszy plan wybija się Wilfredo Leon. Sam fakt, że zawodnik tego formatu zaczął jako zmiennik mówi wszystko o głębi składu Polaków i sile ich ławki. Który inny selekcjoner, mając do dyspozycji Leona, w ogóle brałby pod uwagę nie wystawienie go w podstawowym składzie? A Grbić uznał, że w tym konkretnym spotkaniu wydajniejszy będzie Bartosz Bednorz, bo do dużych walorów ofensywnych dołoży stabilniejsze przyjęcie.

Kiedy jednak na początku spotkania Bednorzowi nie szło, trener polskiej kadry szybko sięgnął po pochodzącego z Kuby bombardiera. Ten zagrał świetne zawody, a w ataku wręcz genialne. Pokazał też, że szybko wyciąga wnioski - dwa dni wcześniej w ćwierćfinale z Brazylią grał mało wydajnie w ataku, rywale często podbijali jego uderzenia. Leon zadbał więc o to, żeby do potężnej siły swoich uderzeń dołożyć dużą precyzję oraz większe zróżnicowanie kierunków swoich zbić. Efekt? Na 29 piłek skończył aż 21.

Ten występ rezerwowego w sobotnim meczu najbardziej rzucał się w oczy, ale udanych zmian było w polskiej ekipie więcej. Gorszy dzień miał Jakub Kochanowski, więc swoją szansę dostał Norbert Huber i pięć wystaw od Marcina Janusza zamienił na pięć punktów. Rolę zadaniowca pokornie przyjął bohater poprzedniego sezonu reprezentacyjnego Kamil Semeniuk i gdy wchodził do drugiej linii za Leona, żeby zadbać o odbiór zagrywki, wywiązywał się ze swojego zadania wzorowo.

- Mam drużynę pełną graczy, którzy są gotowi pomóc zarówno wtedy, gdy zaczynają w pierwszym składzie, jak i wchodząc z rezerwy. Mogę zmienić zawodników jeden do jednego, zrobić podwójną zmianę, posłać któregoś z chłopaków na boisko na jedną zagrywkę albo jedno przyjęcie. To dla mnie niesamowicie ważne - powiedział po zwycięstwie z Japonią Grbić.

- Świetnie, że mamy długą ławkę i wygramy jako drużyna. To ściąga z graczy presję, bo nawet jeśli nie prezentują się dobrze to nie znaczy, że przegramy mecz - dodał.

- Ktokolwiek wchodzi na boisko z rezerwy, daje drużynie niesamowitą jakość. To piękne, jakie mamy bogactwo wśród rezerwowych i jak mocną mamy czternastkę - cieszył się Kaczmarek. Z kolei Kurek podkreślał fakt, że drużyna jest w dobrych rękach także wtedy, kiedy on zagrać nie może. 

Na głębię składu Biało-Czerwonych zwracali w sobotni wieczór uwagę nie tylko trener naszej kadry i jego zawodnicy.

- Wielką siłą Polski jest cały zespół. Macie wielu świetnych zawodników, bardzo długą ławkę - podkreślał legendarny Brazylijczyk Giba, który brylował w kuluarach razem z innym wybitnym graczem Sergio Santosem.

John Speraw, trener Amerykanów, finałowych rywali Polaków, o niezaprzeczalnym atucie naszej reprezentacji mówił tak: - Szerokość składu polskiej drużyny jest czymś, z czego trzeba zdawać sobie sprawę. Macie wielu utalentowanych graczy, którzy mogą wywrzeć swój wpływ na mecz.

Polską kadrę Speraw chwalił jeszcze za kilka innych rzeczy. Za świetny serwis, za to, że są zespołem, przeciwko któremu trudno ustawić grę w obronie.
Ale i jego zespół, choć ławkę ma akurat krótszą, w niedzielnym finale też będzie miał czym straszyć. Wielką siłą ognia i wszechstronnością w ataku, doskonałą organizacją gry, świetną współpracą bloku z obroną.

W swoim półfinale Amerykanie ograli mistrzów świata Włochów tak szybko i tak wyraźnie, że komentujący to spotkanie dla Polsatu Sport Wojciech Drzyzga stwierdził, że należałoby je odtworzyć w zwolnionym tempie.

Z Polakami siatkarze z USA też potrafili już wygrywać ekspresowo, na przykład w ubiegłorocznym półfinale Ligi Narodów, albo przed miesiącem w spotkaniu fazy zasadniczej w Rotterdamie. Jednak zdecydowanie częściej Biało-Czerwoni wiedzieli, jak się im postawić. W czasie ubiegłorocznych mistrzostw świata pokonali ekipę Stanów Zjednoczonych dwukrotnie, najpierw w grupie, potem w ćwierćfinale.

W finale wielkiej imprezy po raz ostatni Polska grała ze Stanami Zjednoczonymi jedenaście lat temu. W Sofii w meczu o złoto Ligi Światowej 2012 nasi siatkarze wygrali 3:0.

To właśnie wtedy komentator Polsatu Sport Tomasz Swędrowski po ostatniej piłce wykrzyczał kultowe wśród kibiców siatkówki słowa: "Przestrzelił! Przestrzelił Stanley!". Oby w niedzielny wieczór (mecz z USA o godz. 20) nam wszystkim wrył się w pamięć kolejny z jego radosnych okrzyków.

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Czytaj także:
Bartosz Kurek o swoim urazie. "W tej chwili praktycznie uniemożliwia mi grę"
"Halo, Robercik?". Zobacz memy po wygranej polskich siatkarzy z Japonią

Źródło artykułu: WP SportoweFakty