Już pierwsza partia pojedynku pokazała, jak dużą rolę w siatkówce odgrywa zagrywka. Gdy siedziała jednej ze stron, błyskawicznie odskakiwała ona rywalom. Sęk w tym, że gdy agresywnego serwisu zabrakło, górę brało doświadczenie, a to jak się później okazało, w czwartek było po stronie Jadaru. Jako pierwszy znak do zdecydowanych serwisów dał Robert Prygiel. Już w pierwszym swoim serwisie upolował Dawida Murka dając kapitanowi rywali jasno do zrozumienia, że radomianie nie zamierzają tego pojedynku przegrać. Równie agresywnie co Prygiel zagrywał po stronie gości Piotr Nowakowski i to właśnie po jego akcjach podopieczni Grzegorza Wagnera wyszli na prowadzenie 10:9. Co ciekawe, dwa ewidentne błędy sędziów sprawiły, że wręcz z siebie wyszedł trener gospodarzy Jan Such. Nie krył swojego oburzenia, za co otrzymał żółtą kartkę. Szkoda, że to za sprawą liniowych pomocników Macieja Maciejewskiego i Dariusza Jasińskiego na parkiecie i na trybunach zapanowały dość nieprzyjemne sytuacje.
Tak czy inaczej, nieco zdezorientowanych całym obrotem radomian dobili Łukasz Wiśniewski, który częstował radomian atomowymi atakami. Gdy udało im się je podbić, nie potrafili ich skończyć. Nerwową sytuację udało im się opanować dopiero w przerwie pomiędzy partiami. Nic więc dziwnego, że gdy emocje opadły, a siatkarze Jadaru zaczęli wykonywać polecenia Jana Sucha, błyskawicznie odskoczyli rywalom na sześć punktów. Co prawda, taka przewaga radomian rozzłościła najgroźniejsze strzelby teamu spod Jasnej Góry, z Bartoszem Janeczkiem w roli głównej. Najpierw jego zagrywki, następnie ataki sprawiły, że to goście osiągnęli nieznaczną przewagę. Widocznie przed drugą partią zawodnicy umówili się, że będą zdobywać punkty seriami, bowiem chwilę potem to Jadar zdobył siedem „oczek” pod rząd przybliżając się do wywalczenia pierwszego seta w rozgrywkach. - W tym momencie wreszcie zafunkcjonowała gra środkiem oraz blokiem. Jak się okazało, był to jeden z kluczy do sukcesu - podkreślił trener Jan Such. Prym w tych elementach wiódł Grzegorz Kosok. W nerwowej końcówce także on wprowadzał do drużyny mnóstwo nieocenionego opanowania. Co ciekawe, to po jego zagrywce częstochowianie przeprowadzili ostatnią akcję drugiego seta, którą autowym atakiem zakończył Łukasz Wiśniewski. - To była nasza zmora. Po prostu zbyt często atakowaliśmy po autach, co było główną przyczyną naszej porażki - westchnął po spotkaniu Dawid Murek.
Dwie kolejne odsłony to popis gry na pojedynczym bloku Arkadiusza Terleckiego, Sirianisa Hernandeza, Kosoka oraz coraz odważniej poczynającego sobie Wojciecha Żalińskiego. Zanotował na swoim koncie trzy bloki, ale w takich momentach, które miały niezwykle ważne znaczenie dla losów poszczególnych partii. - Niepotrzebnie fundowaliśmy sobie zbyt wiele emocji. Nie potrafiliśmy dobić rywala w momencie, gdy już był na kolanach. Co by jednak nie mówić, trzy punkty są nasze - cieszył się MVP spotkania - Robert Prygiel.
Zawodnikom z Radomia udało się przełamać w czwartkowym pojedynku feralną serię z częstochowskimi akademikami. Wygrali bowiem po raz pierwszy od 17 marca 2007 roku. Trener AZS-u Domex Grzegorz Wagner natomiast będzie musiał poczekać do rundy rewanżowej na przełamanie feralnej serii meczów ligowych z Jadarem. W minionym sezonie, jako opiekun BBTS-u Bielsko-Biała przegrał z Jadarem w spotkaniach barażowych o miejsce w PlusLidze. Także i tym razem opuszczał halę Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji na tarczy. - Nie chcę tłumaczyć swojego zespołu, ale brak Marka Kardosa niezwykle mocno odbija się na naszej grze. Cóż, tym razem lepszy był Jadar - skomentował Grzegorz Wagner.
Jadar Radom - Domex Tytan AZS Częstochowa 3:1 (21:25, 28:26, 25:21, 25:22)
Jadar: Salas, Pawliński, Kosok, Prygiel, Hernandez, Terlecki, Stańczak (libero) oraz Kaczmarek, Maciończyk, Żaliński
Domex: Drzyzga, Murek, Nowakowski, Janeczek, Gradowski, Wiśniewski, Zatorski (libero) oraz Mikołajczak, Wrona
MVP: Robert Prygiel
Sędziowie: Maciej Maciejewski (pierwszy), Dariusz Jasiński (drugi)