Nieprawdopodobna batalia o brąz ME!

PAP/EPA / LUIGI MARIANI / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Słowenii
PAP/EPA / LUIGI MARIANI / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Słowenii

Dejan Vincić dołączył do reprezentacji Słowenii kilkadziesiąt godzin przed meczem o brązowy medal. Nie przeszkodziło mu to jednak poprowadzić zespołu do wygranej nad mistrzami olimpijskimi w meczu o trzecie miejsce mistrzostw Europy.

W tym artykule dowiesz się o:

Siatkarze reprezentacji Słowenii do momentu półfinału mistrzostw Europy szli jak burza. Zatrzymali się dopiero na doskonale dysponowanych Polakach. Pomogła im w tym kontuzja Gregora Ropreta. Przed meczem o brąz, ekipa znad Adriatyku skorzystała co prawda z możliwości transferu medycznego, dołączając Dejana Vincicia, jednak to Trójkolorowi byli faworytem starcia o 3. miejsce.

Słoweńcy, prowadzeni na boisku przez Dejana Vincicia zaskoczyli rywali. Doskonale w ataku prezentowali się Rok Mozić i Alen Pajenk. Doskonale wyglądała również gra w obronie podopiecznych Gheorghe Cretu. Trójkolorowi, którzy zapewne spodziewali się łatwiejszego meczu, mogli być nieco zaskoczeni. Wysoka skuteczność Stephena Boyer i Kevina Tillie, a nawet obecność na boisku Earvina Ngapetha nie pomagały (13:16).
 
Francuzi starali się odpowiedzieć, ale nie byli w stanie. Błędy własne mocno komplikowały im możliwość pościgu. Rywale z kolei utrzymywali dystans. Bezbłędny był zwłaszcza Klemen Cebulj. W końcówce ataki Kevina Tillie i zagrywki Stephena Boyer pozwoliły nieco zmniejszyć dystans. W odpowiedzi dwukrotnie trafił jednak Rok Mozić i Słoweńcy mogli odetchnąć.

ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką: Jak wyglądają w kadrze nostalgiczne momenty? Zobacz drogę Polaków do półfinału ME

Mistrzowie olimpijscy mieli spory problem z powstrzymaniem rywali. Osłabieni Słoweńcy imponowali w defensywie, dodatkowo popełniali niewiele błędów w obronie. Doskonale odnalazł się w drużynie Dejan Vincić, na którego chyba nikt nie stawiał, biorąc pod uwagę, że na adaptację miał zaledwie kilkadziesiąt godzin. Doświadczony rozgrywający bezbłędnie dobierał rozwiązania w ofensywie, rozprowadzając piłki we wszelkich możliwych kierunkach (11:16).

Benjamin Toniutti mógł pozazdrościć swojemu vis-a-vis, bowiem jego partnerzy nie byli tak niezawodni. W obliczu rosnącej straty rozgrywający Les Bleus próbował coś zmienić. Gra środkiem z Barthelemy Chinenyeze nie przyniosła jednak efektów. Podobnie jak kolejne szarże Earvina Ngapetha. Gwiazdor Trójkolorowych starał się poderwać kolegów do walki, ale bez  efektu.

Andrea Giani wrócił do Antoine'a Brizarda od początku trzeciego seta. Słoweńcy byli jednak nakręceni. Co prawda jak natchniony kończył kolejne ataki Kevin Tillie, ale zagrywka rywali skutecznie rozbijała ich defensywę. Po asie serwisowym Klemena Cebulj, wicemistrzowie Europy wyszli na prowadzenie, choć chwilę wcześniej przegrywali trzema punktami (7:8). Francuzi szarpali, ale przez długi czas nie byli w stanie odskoczyć (13:13).

Wydawało się, że także trzeci set będzie ostatnim tego starcia. Niestety dla Słoweńców, seria błędów Klemena Cebulj podała tlen Francuzom. Les Bleus w końcówce odskoczyli na trzy punkty i dzięki bezbłędnej postawie Earvina Ngapetha przedłużyli to spotkanie.

Mistrzowie olimpijscy ożyli po tym zwycięstwie i w kolejnej odsłonie poszli za ciosem. Na kosmicznym wręcz poziomie prezentował się Earvin Ngapeth, jakby był oszczędzany właśnie na najważniejsze spotkanie. Kapitalnie radził sobie również Jean Patry. Zawodnicy Gheorghe Cretu co prawda do połowy seta utrzymywali dystans, posiadali nawet inicjatywę, ale im bliżej końca tym prezentowali się coraz gorzej. Po tym jak trafił ze środka Barthelemy Chinenyeze, różnica wzrosła do pięciu punktów (17:12). Po tej akcji ze Słoweńców zeszło powietrze, a Kevin Tillie i Earvin Ngapeth dopełnili dzieła.

W piątym secie gra toczyła się punkt za punkt. Nie można się dziwić, bowiem o marginesie błędu nie było mowy w przypadku zadnej z ekip. Ciężar odpowiedzialności za zdobywanie punktów, po stronie Słoweńców, wziął na swoje barki Tine Urnaut. Odrodził się również Rok Mozić, dzięki czemu podopieczni Gheorghe Cretu wrócili do gry po dwóch przegranych setach. Siatkarze znad Adriatyku przejęli inicjatywę od początku piątego seta i nie oddali jej do końca. W końcówce piłkę meczową skutecznym atakiem zapewnił im cichy bohater tego starcia, Dejan Vincić, a kropkę nad "i" postawił Rok Mozić i Słoweńcy kolejny raz mogli cieszyć się z medalu mistrzostw Europy.
 
Francja - Słowenia 2:3 (22:25, 16:25, 25:21, 25:18, 11:15)

Francja: Chinenyeze, Tillie, Ngapeth, Brizard, Boyer, Le Goff, Grebennikov (libero) oraz Clevenot, Patry, Toniutti, Jouffroy;

Słowenia: Pajenk, Kozamernik, Vincić, Urnaut, Cebulj, Mozić, Kovacić (libero) oraz Stalekar, Mujanović.

Czytaj także:
Jest Włochem. Wystawił laurkę polskim siatkarzom
"Był nerwowy". Ujawnił zachowanie trenera Włochów przed meczem z Polską

Komentarze (1)
avatar
dg.kibic row-u
17.09.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Gdyby Vincić grał od początku to kto wie co by było.Słoweńcy przecenili chyba Ropreta bo myśleli że gra z Leonem w jednym klubie i nie docenili Polaków.