Polki dokonały czegoś wielkiego. "Zdrowy rozsądek podpowiadał co innego, zostawała jedynie wiara"

PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarek
PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarek

- Po czterech pierwszych dniach turnieju zdrowy rozsądek podpowiadał, że nie jesteśmy w stanie zagrać więcej niż kilka minut dobrej siatkówki. O zwycięstwach pozwalała nam myśleć tylko wiara, a jednak się udało - mówi był siatkarz, Jakub Bednaruk.

W tym artykule dowiesz się o:

Polki skomplikowały swoją drogę awansu na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu absurdalną porażką z Tajkami (Biało-Czerwone przegrały mecz, choć w jednym z setów straciły raptem siedem punktów).

Ostatecznie to jednak zespół Stefano Lavariniego postawił na swoim, a w decydujących starciach ze Stanami Zjednoczonymi i Włochami, wzniósł się na absolutne wyżyny.

- Te dwa mecze były bardzo dziwne i wymagały chłodnej analizy. Teoretycznie leżeliśmy na kolanach w trzecim secie potyczki z Amerykankami, jednak te nie zdołały nas dobić. Podobnie było z Włoszkami. Jeżeli chcesz wygrać, nie możesz odpuszczać nawet na chwilę. Należy wyzbyć się przekonania, że jesteś na fali i już nic ci nie zagrozi. Dzięki temu nasza reprezentacja wróciła do gry w obu pojedynkach - mówi ekspert Polsatu Sport i dwukrotny srebrny medalista mistrzostw Polski z Jastrzębskim Węglem, Jakub Bednaruk w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką. Szaleństwo na lotnisku, spotkanie z premierem. Zobacz kulisy powrotu siatkarzy

- Z drugiej strony uważam, że mielibyśmy dużo mniejsze szanse, gdybyśmy nie rozgrywali tych meczów u siebie. Coś, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch dni, jest trudne do wytłumaczenia, przez pryzmat samej siatkówki. Liczby, statystyki i jakość są w tym wszystkim nieistotne. Nasze dziewczyny poniósł doping, co było widać na podstawie ich rewelacyjnej, w niektórych momentach gry, tyczącej się wszystkich elementów, od obrony, po atak - dodaje.

Racjonalne myślenie nie zawsze się sprawdza w zawodowym sporcie

Polki w jednej i drugiej potyczce przegrały tylko po jednym secie, choć to rywalki przystępowały do spotkań w roli faworytek. W dodatku Włoszki przez długi czas kontrolowały przebieg drugiej i trzeciej partii, a przynajmniej tak mogłoby się zdawać. - Wsparcie kibiców nie dość, że poniosło Polki, to jeszcze podłamało rywalki. Emocje wzięły górę. W ostatnich partiach w obu pojedynkach przeciwniczki zostały złamane, a my graliśmy swoje - podkreśla nasz rozmówca.

Zapytaliśmy Jakuba Bednaruka, czy po porażce z Tajlandią zakładał, że w ostatecznym rozrachunku Biało-Czerwone rozstrzygną pozostałe mecze na swoją korzyść.

- To była jedynie kwestie wiary. Analizując poszczególne mecze, lubię spojrzeć na nie szerzej i oddzielić zdrową, racjonalną ocenę, od emocji. Po czterech pierwszych dniach turnieju zdrowy rozsądek podpowiadał, że nie jesteśmy w stanie zagrać więcej niż kilka minut dobrej siatkówki, a lepsze chwile przeplatamy słabszymi. W piątek, w drugim secie przeciwko Niemkom, Polki się przełamały i zaczęły grać znakomitą siatkówkę, przede wszystkim równą - odpowiada.

Jego zdaniem to był punkt zwrotny całego turnieju. - Postawiliśmy przeciwniczki pod ścianą, które musiały wznieść się na wyżyny. Polki nie dawały rywalkom prezentów. Uważam, że tylko i wyłącznie wiara, a nie racjonalne przesłanki, mogły sprawić, iż turniej zakończył się dla nas w taki, a nie inny sposób - zauważa.

Znowu wznieśliśmy się na wyżyny. Nieprzypadkowo

Polki odniosły spektakularny sukces w Lidze Narodów, zdobywając trzecie miejsce, za sprawą pokonania Stanów Zjednoczonych. Mistrzostwa Europy jednak zakończyły na ćwierćfinale, w którym nie zdołały przeciwstawić się Turczynkom, zwyciężczyniom całego turnieju.

- W minionych mistrzostwach Europy graliśmy słabiej. Gdyby przeciwko Serbkom w fazie grupowej zagrali na tym samym poziomie, co przeciwko Amerykankom lub Włoszkom, moglibyśmy przywieźć z tej imprezy medal. To świadczy o wielkich postępach Polek, napawa radością oraz optymizmem - mówi nam Bednaruk.

Tym razem udało postawić się kropkę nad i. - Amerykanki były faworytkami, zaś starcie z zawodniczkami z Półwyspu Apenińskiego, oceniałbym na zasadzie 50/50. Wiemy, że cztery reprezentantki Włoch, odgrywające istotne role, w ogóle nie przyjechały na turniej, bo się pokłóciły, co jednak nie jest naszym problemem. Na mistrzostwach Europy zabrakło wisienki na torcie, w postaci pokonania klasowego rywala. Teraz dokonaliśmy tego dwa razy - dodaje nasz rozmówca.

"Jesteśmy w stanie pokonać każdego"

Co miniony turniej powiedział kibicom siatkówki na temat reprezentacji prowadzonej przez Stefano Lavariniego?

- Do igrzysk olimpijskich w Paryżu jeszcze daleka droga. W międzyczasie czeka nas Liga Narodów, do której możemy podejść spokojnie, odpowiednio rozkładając siły i testując poszczególne warianty. Możemy postawić także na konkretne zawodniczki, wokół których chcemy budować skład i próbować doprowadzić je do optymalnej formy. To pozytywy. Turniej kwalifikacyjny powiedział nam, że jeśli wejdziemy na wysoki poziom, jesteśmy w stanie pokonać każdego, ale wciąż szukamy płynności w grze - odpowiada.

Czy czas działa na naszą korzyść? W ostatnich latach Polki zachowują tendencję zwyżkową. - Trudno jakkolwiek przełożyć te wartości na naszą grę. Prawie rok to bardzo dużo czasu w sporcie. Po przerwie kadrowej Ligę Narodów zagraliśmy lepiej niż mistrzostwa Europy. Jakieś dalej idące wnioski, byłyby jedynie wróżeniem z fusów - podsumował Jakub Bednaruk.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Stysiak apeluje do kibiców ws. hejtu
Siatkarki wskoczyłyby za sobą w ogień

Komentarze (0)