Georg Grozer: Marzenie o powrocie na igrzyska spełniłem. Kolejnym jest olimpijski medal

- Podoba mi się, jak "Winiar" buduje swoją karierę trenerską. Jak korzysta w niej z wiedzy i doświadczenia zgromadzonych w czasie kariery zawodniczej - mówi o Michale Winiarskim gwiazdor siatkarskiej kadry Niemiec Georg Grozer.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Georg Grozer, siatkarz reprezentacji Niemiec, w czasie jednego z meczów turnieju kwalifikacyjnego do IO 2024 Materiały prasowe / Volleyball World / Georg Grozer, siatkarz reprezentacji Niemiec, w czasie jednego z meczów turnieju kwalifikacyjnego do IO 2024
Był jednym z największych, jeśli nie największym bohaterem październikowych siatkarskich kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Blisko 39-letni atakujący (urodziny będzie obchodził 27 listopada) w turnieju w Rio de Janeiro grał fenomenalnie, był niekwestionowanym liderem reprezentacji Niemiec i walnie przyczynił się do jej sukcesu - prowadzona przez polskiego selekcjonera Michała Winiarskiego drużyna zostawiła w pokonanym polu m.in. Brazylię i Włochy, zakończyła zmagania z bilansem 7-0 i awansowała na przyszłoroczne igrzyska.

Z Georgiem Grozerem rozmawiamy o tym, jak udało mu się wypracować tak znakomitą formę na czas walki o igrzyska, o roli, jaką w tym osiągnięciu niemieckiej drużyny narodowej odegrał Winiarski, o czerpaniu siły z marzeń, o marzeniu już spełnionym, czyli powrocie na igrzyska po 12 latach, i o tym, które znakomity siatkarz chce spełnić w przyszłym roku - olimpijskim medalu.

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Co czuje człowiek, który niedawno zadziwił siatkarski świat, gdy dziś myśli o sukcesie swojej drużyny w kwalifikacjach olimpijskich?

Georg Grozer, wielokrotny reprezentant Niemiec w siatkówce, brązowy medalista mistrzostw świata 2014: Wciąż nie mogę uwierzyć, że udało się nam dostać na igrzyska. To było moje wielkie marzenie, by zagrać na nich jeszcze raz. Jeśli raz byłeś na igrzyskach, już zawsze będziesz chciał na nie wrócić. Ja o ten powrót walczyłem przez 12 lat, ale w końcu się udało. I ogromnie się z tego cieszę.

Igrzyska w Paryżu będą wyjątkowym wydarzeniem w moim życiu. Pojadę na nie po medal. Trudno będzie go zdobyć, ale też uważam, że naszą drużynę stać na to, by po niego sięgnąć. Mam nadzieję i wiarę, że moja historia gry w reprezentacji Niemiec zakończy się w najpiękniejszy możliwy sposób - na olimpijskim podium.

Mimo że masz już 39 lat, w październikowym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk zagrałeś fantastycznie. Jak to się robi?

Na moją dyspozycję w Brazylii złożyło się wiele rzeczy. Zacznę od tego, że ostatnie dwa sezony spędzone w Monzy były dla mnie świetne. Cieszyłem się siatkówką, grałem na dobrym poziomie, wierzyłem w siebie. Wierzyłem też, że będzie mi jeszcze dane wystąpić na igrzyskach i to była moja wielka motywacja. A przez lata siatkówka nauczyła mnie, że jeśli masz wiarę i jesteś zdeterminowany, wszystko jest możliwe.

Mam wspaniałą, wspierającą partnerkę. Dużo się od Heleny (Havelkovej, zawodniczki reprezentacji Czech - przyp. WP SportoweFakty) nauczyłem w kwestii dbania o formę. Ona pomogła mi też nabrać przekonania, że wcale nie jestem stary, że mój wiek nie ma znaczenia, skoro wciąż jestem mocny fizycznie. Trenerzy naszej reprezentacji, Michał Winiarski i Tomas Ranner, mocno wierzyli we mnie, a ja wierzyłem w nich. Swoje zrobił Lukas Kampa, który mówił mi: Zagrajmy razem jeszcze raz, spróbujmy osiągnąć coś wyjątkowego.

Bardzo ważne dla mojej postawy w Brazylii bez wątpienia było też to, że po sezonie ligowym miałem długą przerwę, bo nie brałem udziału w Lidze Narodów. Opuściłem w ten sposób kilkanaście spotkań, ominęły mnie podróże z kontynentu na kontynent. Miałem czas, żeby zregenerować ciało i umysł. Przez kilka tygodni nie trenowałem, w pełni poświęciłem się życiu prywatnemu. Chciałem znowu poczuć, że tęsknię za grą w siatkówkę. I to była dobra decyzja. Znam siebie i wiem, że gdybym występował w VNL, w każdym meczu chciałbym dawać z siebie maksa. A przez całe lato nie byłbym w stanie spisywać się tak, jak w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk.

Przed kwalifikacjami mało kto wierzył, że awansujecie, zwłaszcza że mieliście za rywali Brazylię i Włochy.

A my wszyscy marzyliśmy o awansie i zamierzaliśmy zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby nasze marzenie się spełniło. Naszą wiarę wzmocnił udany początek kwalifikacji. Pierwszy mecz z Iranem wygraliśmy - fajnie. W drugim pokonaliśmy Kubę. I wtedy pojawiły się myśli w rodzaju: "Hmm, chyba jesteśmy naprawdę mocni". Trudno to wytłumaczyć, ale czasami po prostu czujesz, zarówno na boisku, jak i poza nim, że jest dobrze. Zwłaszcza jeśli atmosfera w zespole jest fajna, a u nas taka była.

Kiedy pokonaliśmy Brazylię na jej terenie, byliśmy już przekonani, że robimy dobrą robotę i że ten turniej ma dla nas w sobie coś niezwykłego. Wiedzieliśmy, że jesteśmy na fali i staraliśmy się na niej utrzymać. Nie zważaliśmy na problemy, które pojawiały się w trakcie kwalifikacji. Kiedy mecz nie układał się po naszej myśli, zachowywaliśmy spokój. Wiedzieliśmy, jaki jest nasz cel i co mamy robić, żeby go osiągnąć. Efekt końcowy był taki, że wygraliśmy siedem meczów na siedem.

Jakie myśli miałeś w głowie przed tym, jak dzień po dniu, w odstępie 20 godzin, mieliście zagrać z dwiema siatkarskimi potęgami, wspomnianymi reprezentacjami Brazylii i Włoch?

Chciałem pokonać te świetne drużyny, żeby spełnić swoje marzenie o igrzyskach i pokazać, że mój wiek to tylko liczba. Że może i mam już 39 lat, ale wciąż jestem w stanie rywalizować i wygrywać z młodszymi zawodnikami i z reprezentacjami, które w świecie siatkówki mają większą renomę, niż reprezentacja Niemiec. Szczególną motywację miałem w meczu z Włochami. W końcu grałem w tym kraju ostatnie trzy lata, mam tam przyjaciół, ludzie mnie znają. Zależało mi, żeby na tle włoskiej ekipy pokazać się jak najlepiej. Pod względem fizycznym zagranie dwóch meczów z tak silnymi rywalami w tak krótkim odstępie czasu było bardzo wymagające. Kiedy jednak wychodzisz na halę, kiedy zaczyna działać adrenalina, a w głowie masz marzenia, możesz zdziałać więcej, niż ci się wydaje.

Jaką rolę w waszym sukcesie odegrał trener Michał Winiarski?

Świetnie pamiętam "Winiara" z czasów, gdy był jeszcze zawodnikiem. Kilka meczów przeciwko sobie zagraliśmy - w polskiej lidze, w rosyjskiej, na scenie reprezentacyjnej. Był jednym z najlepszych przyjmujących na świecie. Miał dobrą mentalność do sportu, był bardzo sprytny.

No ale to, że byłeś świetnym zawodnikiem nie sprawia, że od razu będziesz świetnym trenerem. Jednak Michał, mimo że jako szkoleniowiec nie ma dużego międzynarodowego doświadczenia, radzi sobie świetnie. Wie, kiedy przycisnąć, a kiedy trochę odpuścić. W momentach, które były najważniejsze, mobilizował do największego wysiłku. Natomiast po zagraniu dwóch bardzo ciężkich meczów z Brazylią i Włochami wiedział, że odpuszczenie jednego treningu z piłkami wyjdzie nam na dobre. Miałem wrażenie, że zachowywał się tak, jak chciałby, żeby zachowywano się wobec niego, gdy jako zawodnik brał udział w bardzo ważnym turnieju. Powtarzał nam też, że możemy wygrać z każdym, jeśli będziemy pamiętać o naszym systemie gry i trzymać się planu na konkretny mecz. Mówił, że mamy robić dobrze to, co potrafimy. Nie musimy robić więcej.

Mi "Winiar" dał mi poczucie, że z moją mentalnością jestem wartością dodaną dla zespołu i pomagam innym chłopakom. Nigdy nie oczekiwał, że dam z siebie więcej, niż jestem w stanie, komunikacja z nim była bardzo dobra. Mogę powiedzieć, że praca z nim była przyjemnością.

Jak doskonale wiesz, w Polsce mamy znakomite reprezentacje, wielu znakomitych graczy, ale trenera światowej klasy nie możemy się doczekać. Myślisz, że kimś takim będzie Winiarski?

Sądzę, że tak. Oczywiście jest trochę rzeczy, które musi poprawić, ale to całkowicie normalne dla tak młodego trenera. "Winiar" jest na właściwej drodze. Każdy szkoleniowiec marzy o poprowadzeniu reprezentacji swojego kraju. Jeśli Michał będzie się rozwijał tak, jak do tej pory, pewnego dnia poprowadzi Polskę do wspaniałego sukcesu.

W polskim środowisku siatkarskim furorę zrobił filmik z jednego z waszych czasów. Winiarski najprościej i najspokojniej jak potrafi mówi: "Przyjmujemy, robimy sideout". Ty dopowiadasz: "I atakujemy", a Winiarski klepie cię w ramię i krzyczy "Brawo".

Ha, ha. Oczywiście wiem o który filmik chodzi, widziałem go na Instagramie. Uwielbiam go, naprawdę zabawna scenka. Choć na tamtym czasie jej tak nie postrzegałem. W czasie meczu staram się pomóc każdemu członkowi mojej drużyny, wtedy chciałem pomóc "Winiarowi". Gdy patrzę na tę sytuację teraz i wiem, że nas obu ona bawi, widzę w tym dowód na nasz bardzo dobry kontakt. Potrafimy się razem śmiać z pewnych rzeczy, w naszej relacji jest miejsce na dystans i poczucie humoru.

Sytuacja o której mowa może być też przykładem na to, że siatkówka w swojej istocie jest prostą grą.

Jestem trochę staroświecki w moim podejściu do siatkówki, bo myślę o niej właśnie jako o prostej grze. Nie rozbieram jej na czynniki pierwsze, nie analizuję każdego najdrobniejszego szczegółu w grze mojego przeciwnika. Oczywiście doceniam pracę osób, które to dla nas robią, ale ja najbardziej lubię proste wskazówki. I to też jest coś, co bardzo mi się w "Winiarze" podoba. On przekazuje nam te informacje, które są naprawdę najważniejsze.

Wracając do ciebie, sam wspomniałeś, że o powrót na igrzyska walczyłeś aż przez 12 lat. W 2016 roku odpadliście z walki o awans po szalonym meczu z Polską. W 2020 w finale kwalifikacji przegraliście z Francją, po tej porażce odszedłeś z reprezentacji na dwa lata. Teraz wreszcie się udało. Widzisz to tak, że los docenił twoją wytrwałość i nieustępliwość?

Myślę, że można tak powiedzieć. Tak jak przypomniałeś, z walki o igrzyska w Rio odpadliśmy po niezwykle wyrównanym meczu z Polską. Cztery lata później spróbowaliśmy znowu, zagraliśmy świetny turniej kwalifikacyjny, ale przegraliśmy ten ostatni, decydujący mecz, tym razem z Francją. Do tego przed własną publicznością, bo graliśmy w Berlinie. Czułem wtedy frustrację i gniew. Postanowiłem zrezygnować z występów w kadrze, bo potrzebowałem czasu, żeby odzyskać radość z gry i znów zacząć żyć moim olimpijskim marzeniem. Nigdy go jednak nie porzuciłem.

Dopóki marzenie jest czymś, co cię napędza i dopóki masz siły, by o nie walczyć, nie powinieneś z niego rezygnować. Staram się uczyć tego moje córki, które też trenują siatkówkę. Powtarzam im, że powinny patrzeć na spełnianie swoich sportowych marzeń jak na długotrwały proces, który wymaga cierpliwości i który może się wiązać z bardzo trudnymi, bolesnymi momentami. Te momenty będą mieć swoją wartość, bo można je przekuć w źródło motywacji. Pamiętam doskonale płaczącego jak dziecko Tobiasa Kricka po przegranej walce o poprzednie igrzyska. Teraz motywowało go między innymi to, by nie czuć raz jeszcze tego samego bólu. Ból po niepowodzeniu może być czymś dobrym, ale pod warunkiem, że po tym, jak go doświadczysz, wciąż będziesz zdeterminowany do walki o swoje marzenia. Ja jestem. Marzenie o powrocie na igrzyska już spełniłem. Kolejnym jest olimpijski medal.

W roku olimpijskim skończysz 40 lat. Myślisz o tym, by po Paryżu zakończyć karierę?

Absolutnie nie! Kocham grać w siatkówkę. Każdego dnia idę na trening ciesząc się, że wciąż mogę to robić. Dopóki będę czuł tę miłość i radość, będę grał. Ale w drużynie narodowej po igrzyskach już raczej nie będę występował.

Ten rok jest dla ciebie wyjątkowy nie tylko z powodu awansu na igrzyska. Również dlatego, że w żeńskiej reprezentacji Niemiec zadebiutowała twoja córka Leana.

Jestem z niej niesamowicie dumny. Bardzo się cieszę, że odziedziczyła dobre sportowe geny, ale jeszcze bardziej z tego, jak podchodzi do sportu. Ciężko pracuje, jest bardzo cierpliwa. I świetnie sobie radzi z kierowaniem swoją karierą. Lepiej niż ja, gdy miałem 16 lat.

W kadrze Niemiec jej trenerem jest Vital Heynen, z którym ty byłeś na igrzyskach w Londynie i z którym sięgnąłeś po brązowy medal mistrzostw świata 2014.

Cieszę się, że Leana ma możliwość rozwijania się pod jego okiem. Wiem, że jako trener będzie się kierował jej najlepszym interesem. Nie będzie jej nadmiernie eksploatował, wywierał na niej presji, a czasami wyśle ją na dwutygodniowe wakacje, w czasie których nie będzie myślała o siatkówce, bo jako ojciec trzech nastoletnich córek wie, że wyjdzie jej to na dobre.

Wiem, że po zakończeniu kariery zawodniczej sam chcesz zostać trenerem. Jakie cechy Heynena chciałbyś mieć jako szkoleniowiec?

Jest wiele takich cech. Jedną z nich, którą uważam za wielką siłę Vitala, jest jego szalona pasja do siatkówki. Pasja, która widać po emocjach pokazywanych przez niego w trakcie spotkań.

A co wziąłbyś dla siebie od Michała Winiarskiego?

Podoba mi się, jak "Winiar" buduje swoją karierę trenerską. Jak korzysta w niej z wiedzy i doświadczenia zgromadzonych w czasie kariery zawodniczej. Do tego bardzo wierzy w swój plan, w drogę, którą zdecydował się iść. Nie wykonuje nerwowych ruchów dlatego, że przydarzyło się jakieś potknięcie, albo że ktoś go skrytykował. Myślę, że ja jako trener będę postępował podobnie.

Czytaj także:
Reprezentant Polski wraca na parkiet w pełnym wymiarze. "Gram określoną ilość czasu, liczymy moje skoki"
Niemiec perfekcyjnie nauczył się polskiego. "To mój dom"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×