Niemiec perfekcyjnie nauczył się polskiego. "To mój dom"

Archiwum prywatne / Lukas Kampa / Na zdjęciu: Lukas Kampa
Archiwum prywatne / Lukas Kampa / Na zdjęciu: Lukas Kampa

- To moje zadanie, by nauczyć się polskiego, czyli języka kraju, w którym żyję - mówi WP SportoweFakty siatkarz Lukas Kampa. Opowiada też m.in. o życiu w Polsce, Michale Winiarskim oraz sensacyjnym sukcesie reprezentacji Niemiec.

[b]

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Wielu zawodników gra w Pluslidze przez kilka lat, ale nie potrafią nawet sklecić zdania po polsku. A ty mówisz niemal jak Polak. Jak to się stało?[/b]

Lukas Kampa, rozgrywający reprezentacji Niemiec oraz Trefla Gdańsk: Staram się uczyć codziennie. Dla mnie to normalna rzecz, że kiedy gram w jakimś kraju, to próbuję nauczyć się języka. Ale muszę przyznać, że polski jest naprawdę trudny. Mieszkam tutaj już prawie 10 lat z całą rodziną.

Po prostu trzeba się uczyć. Nie mogę oczekiwać tego, by Polacy rozmawiali ze mną po angielsku czy niemiecku. To moje zadanie, by nauczyć się polskiego, czyli języka kraju, w którym żyję.

A co sprawia ci największą trudność w tej nauce?

Wszystko. Trudno mi wyróżnić najtrudniejszy aspekt. Trudno znaleźć podobieństwa z niemieckim. Jak uczyłem się włoskiego, francuskiego, coś się pokrywało, a po polsku wszystko jest kompletnie inaczej. Trzeba się uczyć systematycznie i to dla mnie największe wyzwanie.

A jak sobie radzą wasze dzieci? Też mówią tak dobrze po polsku?

Jeszcze nie. Synowie chodzą do międzynarodowej szkoły i przedszkola, gdzie mówią cały czas po angielsku. Ten język opanowali perfekcyjnie. Wraz żoną zdecydowaliśmy się na taki krok, bo życie sportowca jest niepewne i nie wiadomo, jak długo tu będziemy. Chcieliśmy być elastyczni. Najstarszy syn niemal wszystko rozumie po polsku, tak mówią w szkole.

Młodszy ma 4 lata i w przedszkolu dzieci mówią więcej po polsku. I to lekki paradoks, ale chyba mówi po polsku lepiej od starszego. Mam nadzieję, że się jeszcze poprawią, ale jesteśmy szczęśliwi, że oni już w tak młodym wieku potrafią rozumieć angielski, niemiecki i polski. To wielki prezent dla nich.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: akcja-marzenie! Mbappe dostał brawa od kolegi

Polska i Niemcy to kraje dość podobne kulturowo. Były jakieś elementy, które cię zaskoczyły?

Teraz już nic mnie nie dziwi. Wcześniej nie za dużo mnie zaskakiwało, może jakieś pojedyncze dobre sprawy.

Rozważaliście z rodziną zostanie w Polsce po zakończeniu twojej kariery?

Trudno powiedzieć, jak długo jeszcze będę mógł grać. Jeśli się uda zachować zdrowie, to zostały mi jeszcze trzy, cztery lata. Jesteśmy w stanie sobie wyobrazić to, że zostaniemy na dłużej w Polsce. Moja żona pracuje, dzieci chodzą do szkoły. Jesteśmy w kraju przez cały rok, a nie tylko wtedy, gdy gram w klubie. Polska to mój dom.

Jak się pracuje z trenerem Michałem Winiarskim, który objął kadrę Niemiec przed dwoma laty?

Znakomicie. Chciałem, by został trenerem kadry Niemiec. Wcześniej pracowałem z nim w Gdańsku. Najważniejsze było to, że on w nas wierzy, że jesteśmy w stanie wiele osiągnąć. Nawet w trudnych momentach jest przekonany, ma w nas wiarę. Zarażał optymizmem. Najważniejszy był nasz cel, a nie problemy, które napotykaliśmy po drodze, i on tak to nam tłumaczył.

Zawsze pozytywnie patrzył do przodu i mówił: "Panowie, możemy to zrobić". Doskonale wie, jak sport funkcjonuje. Wygrał wszystko jako zawodnik i jako trener też chce. Dla mnie najważniejsza jest znakomita atmosfera, którą wprowadza do drużyny. Jak spędza się ze sobą razem pięć, sześć miesięcy, jest to warunek konieczny. Inaczej to nie będzie funkcjonowało.

Podczas turnieju kwalifikacji olimpijskich Niemcy sprawiły sensację i awansowały na igrzyska w Paryżu. Ty jednak popisy swoich kolegów oglądałeś z boku, bo doznałeś kontuzji już w pierwszym meczu. To było trudne doświadczenie?

Gdy dostałem diagnozę, że turniej już się dla mnie skończył, był dramat, szok. Mentalnie bardziej bolało niż fizycznie. Czułem ból, że coś w łydce nie jest w porządku, ale chciałem grać dalej. Jak widziałem nasza grę w następnych meczach, to się uspokoiłem, bo naprawdę świetnie się prezentowaliśmy.

Walczyliście o awans do Paryża z Włochami, Brazylią, Iranem oraz Kubą i te 4 drużyny były stawiane wyżej od was. Byłeś zaskoczony, że wygraliście z nimi wszystkimi i zdobyliście przepustkę?

Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony. Na początku myślałem, że jesteśmy w stanie pokonać Iran i Kubę oraz powalczyć z Brazylią. Widziałem podczas przygotowań, że jesteśmy w stanie świetnie zagrać. Po zwycięstwie z Włochami byłem przekonany, że wywalczymy awans. Te 10 dni w Rio to było coś niesamowitego. Szacunek, jak chłopaki grali.

Te ostatnie dwa lata nie zawsze były idealne. Na mistrzostwach świata odpadliście w 1/8 finału, na mistrzostwach Europy również, w Lidze Narodów nie było fajerwerków. Skąd odmiana w kwalifikacjach olimpijskich?

Trudno powiedzieć, czemu to nagle odpaliło. Czasem jednak tak się dzieje, że zaczyna wszystko funkcjonować i gramy to, co chcemy. Georg Grozer grał znakomity turniej, brał odpowiedzialność w najważniejszych momentach. Brakowało nam go wcześniej. Wprawdzie był już na mistrzostwach Europy, ale trenował dopiero od miesiąca i na kwalifikacje miał być w najlepszej formie.

Ty i Georg Grozer jesteście weteranami kadry. Razem zdobyliście brąz mistrzostw świata w 2014 roku, srebro mistrzostw Europy 2017. Czujecie na sobie wielką odpowiedzialność?

Zdecydowanie tak, dlatego dla mnie to był szok, kiedy usłyszałem, że nie mogę zagrać. To są takie turnieje, gdzie doświadczenie jest ogromne ważne. Chciałem pomagać drużynie, pokazywać kierunek. W tym momencie mamy perfekcyjną mieszankę, w ekipie są tacy gracze jak ja, Georg, Kaliberda, Fromm, którzy przeżyli już grę o dużą stawkę. Mamy też znakomitą młodą generację, do której należą Tille, Brehme, Krick.

W Paryżu będziesz miał 37 lat. Czy igrzyska to będzie twój last dance?

Tak. Mogę już to ogłosić. Igrzyska w Paryżu będą dla mnie ostatnimi w karierze. Awansowaliśmy na turniej i to dla mnie najlepszy moment. Lepiej nie można sobie tego wymarzyć. Dla Georga Grozera też, przynajmniej tak mówi. Chociaż on kilka razy już wracał.

Zakończenie kariery reprezentacyjnej będzie wiązało się też z klubem?

Nie. Jeśli mi pozwoli zdrowie i energia, dalej chcę jeszcze grać w siatkówkę.

A na co was, Niemców, może być stać w Paryżu? 

Zawsze mówiliśmy, że Europejczykom ciężej się dostać na igrzyska niż coś na nich wygrać. Dalej to trochę prawda, mimo zmian. Od razu powiedzieliśmy sobie, że jeśli za rok powtórzymy grę, którą prezentowaliśmy na turnieju kwalifikacyjnym w Rio, to jesteśmy w stanie pokonać wszystkich. Możemy tam zrobić coś wielkiego. 

Śledzisz występy polskiej kadry? Myślisz, że Polska po prawie 50 latach przerwy w końcu stanie na podium igrzysk?

Są faworytami. Prezentują bardzo stabilną grę, mają bardzo szeroki skład. Dla mnie to byłoby dziwne, jakbyście znowu skończyli w ćwierćfinale.

Właśnie zaczyna się kolejny sezon ligowy, wy w Treflu Gdańsk potraficie zagrozić największym klubom mimo dużo niższego budżetu. Jak to robice?

Wszyscy w klubie zwracają uwagę na atmosferę w drużynie. Budując zespół, patrzą nie tylko na aspekt siatkarski, ale także charakter zawodników. To będzie mój trzeci sezon w Gdańsku i mam wrażenie, że to jest właśnie recepta na sukcesy. Teraz już będę najstarszym graczem w drużynie. Staram się dawać przykład, co znaczy codzienna, rzetelna praca.

Mariusz Wlazły zakończył karierę w ubiegłym roku, ale zostanie w drużynie i będzie zapewniać wsparcie psychologiczne.

Takie bardzo ważne. To trening taki sam jak siłownia, czy siatkówka. Jestem przekonany, że Mariusz i psycholożka Marta Witkowska bardzo nam pomogą.

Czytaj więcej:
Fatalna decyzja dla polskich siatkarzy. Mówią o tym głośno

Źródło artykułu: WP SportoweFakty