Zespół z Kędzierzyna-Koźla do rozgrywek Ligi Mistrzów w sezonie 2022/2023 po raz kolejny przystępował jako obrońca tytułu. Droga do trzeciego zwycięstwa była jednak kręta i pełna trudnych momentów.
- Ten sezon zdecydowanie więcej mnie kosztował. Już rok temu było ciężko, ale teraz nasza droga do finału PlusLigi czy Ligi Mistrzów była niesamowicie trudna. To coś niesamowitego, że w takim stylu potrafimy zdobyć puchar - mówił po zwycięskim finale w rozmowie z WP Sportowe Fakty rozgrywający ZAKSY Marcin Janusz.
Pierwsze przeszkody pojawiły się już w fazie grupowej. ZAKSA trafiła do grupy z Itasem Trentino, czyli drużyną, z którą w poprzednich latach dwukrotnie mierzyła się w finale rozgrywek. Do tego kędzierzynianie mierzyli się z ogromną stratą na pozycji przyjmującego. Z zespołu odszedł lider - Kamil Semeniuk. W jego miejsce przyszedł młody Denis Karjagin, który jednak już na samym początku sezonu nabawił się kontuzji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nie mogła sobie tego odmówić. Miss Euro zrobiła show na plaży
Początek europejskich pucharów nie był więc kolorowy dla podopiecznych Tuomasa Sammelvuo. W grupie kędzierzynianie nie zawiedli z niżej notowanymi zespołami - VK CEZ Karlovarsko i Decospan VT Menen, jednak dwukrotnie musieli uznać wyższość włoskiego Trentino. Dwie porażki uplasowały polską drużynę na drugiej pozycji w tabeli, co oznaczało, że obrońcy tytułu nie awansują bezpośrednio do 1/4, a będą musieli powalczyć w play-offach.
Na drodze ZAKSY do ćwierćfinału stanęła inna polska drużyna - Aluron CMC Warta Zawiercie. Z nią wzmocnieni przez Bartosza Bednorza kędzierzynianie poradzili sobie bez większych problemów i już przed ostatnim gwizdkiem drugiego spotkania zagwarantowali sobie awans do kolejnego etapu. W ćwierćfinale drużynę z Opolszczyzny czekało jednak nie lada wyzwanie.
Kędzierzynianie ponownie musieli stawić czoła drużynie Itasu Trentino, zdeterminowanej, aby zrewanżować się ZAKSIE za przegrane finały. Ćwierćfinałowe starcia nie zawiodły, a my mogliśmy oglądać aż jedenaście emocjonujących setów. W Kędzierzynie pięciosetowy bój wygrali gospodarze, we Włoszech jednak to Trentino przechyliło szalę zwycięstwa na swoją korzyść i o wszystkim zadecydował złoty set. W nim ZAKSA pokazała ducha walki i wygrywając go 15:9, po raz kolejny zamknęła siatkarzom z Trydentu drogę do triumfu w Lidze Mistrzów.
Ekipa prowadzona przez Toumasa Sammelvuo nie dała złamać się także innej włoskiej potędze. W półfinale kędzierzynianie zmierzyli się z zespołem Sir Susa Vim Perugia, a po drugiej stronie siatki stanął Kamil Semeniuk, zawodnik, który w poprzednich latach prowadził ZAKSĘ po wielkie trofea. Sentymentów jednak nie było. Polska drużyna w obu meczach zagrała fenomenalnie i dwukrotnie pokonała rywali 3:1. Liderem kędzierzyńskiej drużyny był Bartosz Bednorz. Przyjmujący błyszczał formą, dając ekipie z Opolszczyzny trzeci finał Ligi Mistrzów.
Wcześniej tylko trzy drużyny: Itas Trentino, Zenit Kazań i CSKA Moskwa trzy razy z rzędu zdobywały tytuł najlepszej drużyny Europy. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle stanęła przed szansą dołączenia do tych wielkich siatkarskich potęg. Pozostało tylko wygrać ostatni mecz - finał, w którym po raz pierwszy w historii spotkały się dwie polskie drużyny.
Ostatnią przeszkodą w drodze po historyczne, trzecie z rzędu mistrzostwo był dla drużyny z Kędzierzyna Jastrzębski Węgiel. Zespół, który zaledwie dziesięć dni przed wielkim finałem w Turynie pokonał ZAKSĘ w walce o mistrzostwo Polski. Kędzierzynianie w całej trzymeczowej rywalizacji o złoto byli w stanie urwać jastrzębianom tylko seta, a w ostatnim finałowym starciu przegrali do 15, 16 i 13.
- Każdy z nas jest bardzo ambitny, każdy z nas chciał wygrać finały, a we wszystkich trzech spotkaniach lepszy był nasz przeciwnik. I były to jego w pełni zasłużone zwycięstwa, szczególnie to w meczu numer trzy. Nie mam problemu, żeby przyznać, że Jastrzębski Węgiel był drużyną lepszą i pokonał nas w sposób zdecydowany. W pierwszych dniach po finałach trudno nam było się z tym pogodzić, ale mamy to szczęście, że przed nami okazja do rewanżu w finale Ligi Mistrzów - zaznaczał w rozmowie z WP Sportowe Fakty Aleksander Śliwka.
Okazja do rewanżu do jedno, ale kapitan ZAKSY podkreślał też, jak wielkim wydarzeniem jest obecność dwóch polskich zespołów w walce o tytuł najlepszego klubu w Europie. - Fakt, że zagrają ze sobą dwa polskie kluby, wywołuje u nas uśmiech na twarzy. Polski zespół trzeci rok z rzędu wygra całe rozgrywki, w co jeszcze kilka lat temu pewnie trudno byłoby uwierzyć. Wiemy, że gramy w najmocniejszej w tej chwili lidze w Europie i jesteśmy z tego bardzo dumni. Niech nasze finałowe starcie będzie świętem siatkówki i niech stoi na jak najwyższym poziomie - mówił przyjmujący ZAKSY i reprezentacji Polski przed wielkim finałem.
Słowa kapitana ziściły się. W finale obie drużyny zafundowały nam wspaniały siatkarski spektakl, w którym nie brakowało spektakularnych akcji, emocjonujących wymian, nieprawdopodobnych pościgów i niespodziewanych zwrotów akcji. Cały mecz stał na kapitalnym poziomie, godnym wielkiego finału. Czy był on jednym z najlepszych siatkarskich spotkań ostatnich lat? Zdecydowanie tak, nawet jeśli obu drużynom nie zawsze wszystko wychodziło. Momenty słabości i niesamowite powroty kluczowych zawodników tylko dodawały smaku do wspaniałego pojedynku dwóch wspaniałych drużyn.
Ten mecz na pewno na długo zagości w głowach i sercach siatkarskich kibiców. Zwycięzca jednak mógł być tylko jeden i po fantastycznej pięciosetowej batalii po raz trzeci została nim Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. To kędzierzynianie w decydujących momentach zachowali więcej zimnej krwi i zwyciężyli tie-breaka 15:12. Historyczną wygraną przypieczętował atak Davida Smitha.
ZAKSA po raz kolejny zapisała się na kartach europejskiej siatkówki. - Pokonaliśmy wiele drużyn, które szanowałem i podziwiałem wcześniej w mojej karierze. To dla mnie coś wyjątkowego i jeszcze nie do końca sobie to uświadomiłem - w rozmowie z WP Sportowe Fakty niedowierzał po zwycięstwie David Smith.
Amerykański środkowy w decydującym meczu zaprezentował cały wachlarz swoich umiejętności i w pełni zasłużenie został wybrany MVP finału. Warto też dodać, że 38-latek jest jednym z zaledwie kilku zawodników, którzy mogą się cieszyć z trzech wygranych w Lidze Mistrzów w kędzierzyńskich barwach. W podstawowym składzie wszystkich trzech finałów oprócz niego zagrali tylko Aleksander Śliwka i Łukasz Kaczmarek.
Radości po stronie ZAKSY nie było końca. W ekipie Jastrzębskiego Węgla natomiast pozostał smutek i niedosyt, gdyż zwycięstwo w historycznym, pierwszym dla śląskiej drużyny finale rozrywek Ligi Mistrzów było naprawdę blisko. Rozgoryczenia w rozmowie z WP Sportowe Fakty nie krył Tomasz Fornal. - Nie zapomnimy tego wieczoru długo, ale świętować na pewno nie ma czego - mówił na gorąco czołowy zawodnik zespołu Marcelo Mendeza.
Przyjmujący Jastrzębskiego Węgla docenił jednak poziom rywalizacji i klasę rywali - Kibicom mógł się podobać ten mecz, bo momentami stał na wysokim poziomie. Tak naprawdę tie-break to jest też taka loteria. Emocje były. Lepiej zagrała go ZAKSA i gratulacje dla nich - podsumował Fornal.
ZAKSA w tej edycji Ligi Mistrzów po raz kolejny pokazała siłę i jedność drużyny. - Powtarzaliśmy sobie, że jesteśmy świetną ekipą, że zasłużyliśmy w pełni na to miejsce, w którym jesteśmy. Jako sportowcy często spotykamy się z przegraną, jesteśmy świadomi, że nie da się wszystkiego wygrać. Nie złamaliśmy się. Wiedzieliśmy, że jeśli zagramy lepiej, to będziemy w stanie narzucić dużo większą presję na rywali i będzie im ciężej się grało - mówił po finałowym starciu Marcin Janusz.
- Podnieśliśmy się na jeden z najważniejszych meczów w naszych karierach i zdołaliśmy przy takiej atmosferze zdobyć Ligę Mistrzów - podsumował rozgrywający zespołu z Kędzierzyna. Jeżeli więc ktoś zastanawiał się, czy napięty kalendarz, problemy kadrowe i sromotne porażki są w stanie złamać monolit ZAKSY, to 20 maja 2023 roku w Turynie uzyskał odpowiedź.
Historyczny wyczyn ZAKSY echem odbił się w całym siatkarskim świecie. Eksperci nie mają ku temu wątpliwości. - Staliśmy się niewątpliwie ambasadorami siatkówki, która te emocje rozpędziła do niesamowitego poziomu - opowiadał w rozmowie z WP Sportowe Fakty Ireneusz Mazur, były selekcjoner reprezentacji Polski i ekspert Polsatu Sport.
Szansę na kolejną wspaniałą historię i czwarte zwycięstwo siatkarze ZAKSY mają już w tej edycji Ligi Mistrzów. I tym razem nie rozpoczęła się ona najlepiej dla kędzierzynian, a męczeni kontuzjami mistrzowie po czterech kolejkach, plasują się na 2. pozycji w grupie z małymi szansami na bezpośredni awans do ćwierćfinału. Jeżeli jednak ktoś z tego położenia ma podnieść puchar rozgrywek, to jest to właśnie ZAKSA.
Zobacz także:
Znakomita reklama siatkówki w finale Ligi Mistrzów [OPINIA]
Polacy dali nieziemskie show w finale Ligi Mistrzów!