Znakomita reklama siatkówki w finale Ligi Mistrzów [OPINIA]

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: siatkarze Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: siatkarze Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

Finał Ligi Mistrzów z udziałem Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębskiego Węgla był świetną reklamą siatkówki. Gracze obu drużyn dali kibicom kapitalne emocje i zarówno zwycięzcy, jak i pokonani, mogą być z siebie dumni.

Mógłbym skomentować ten mecz wyjątkowo krótko - odesłać was do piosenki Robbiego Williamsa "Let me entertain you" ("Pozwólcie, że dam wam rozrywkę"). I to chyba najlepiej opisałoby moje odczucia - gracze Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębskiego Węgla w historycznym dla polskiej siatkówki finał Ligi Mistrzów siatkarzy, pierwszym z udziałem dwóch polskich zespołów, dostarczyli doskonałej sportowej rozrywki i stworzyli wspaniałe widowisko. Paleta emocji była w nim tak barwna, że bardzo trudno oddać ją słowami.

Ten mecz miał wszystko, czego potrzeba do stworzenia wspaniałego siatkarskiego spektaklu. W starciu siatkarskich gigantów z Kędzierzyna-Koźla i Jastrzębia-Zdroju widzieliśmy spektakularne akcje złożone z potężnych ataków, ofiarnych interwencji w obronie i efektownych bloków. Były efektowne pościgi jednych i drugich oraz niespodziewane zwroty akcji - jak w końcówkach pierwszego i czwartego seta, gdy szala zwycięstwa kilkukrotnie przechylała się z jednej strony na drugą.

Obok pięknych zagrań były też chwile słabości, które mieli niemal wszyscy główni aktorzy sobotniego spektaklu w Turynie. Łukasz Kaczmarek długo miał problemy ze skończeniem jakiejkolwiek piłki. Bartosz Bednorz w czwartej partii przy wyniku 28:27 na pojedynczym bloku posłał atak w aut. Trevor Clevenot przez kilka minut grał tak słabo, że trener jastrzębian Marcelo Mendez ściągnął go z boiska. Męczył się Tomasz Fornal.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szaleje! "Mamba na koniec"

Każdy z wymienionych zaimponował jednak tym, że w końcu przychodził jego moment odkupienia. Kaczmarek wreszcie zaczął zdobywać punkty i wyładowywał po nich emocje spektakularną radością. Bednorza i Clevenota zapamiętam z tego finału raczej z ich profesorskich akcji, niż z pomyłek, Francuza chyba przede wszystkim z cudownego przyjęcia siatkarskim rzutem serwisu Kaczmarka przy 23:23 w najbardziej dramatycznym secie numer cztery. Innym bohaterem tego seta był Fornal, który zaczął zdobywać bardzo ważne punkty dla swojego zespołu, a do tego uwijał się w obronie.

Mieliśmy też chwile grozy, w których kibice obawiali się, czy Bednorz i kapitan ZAKSY Aleksander Śliwka będą w stanie kontynuować. Na szczęście w obu sytuacjach skończyło się na strachu, bo Bednorz nogi nie podkręcił, a skurcze Śliwki szybko ustały.

Były godne podkreślenia i pochwalenia gesty szacunku i sympatii wobec rywala - jak wtedy, gdy Bednorz przypadkiem trafił piłką w twarz Eemiego Tervaporttiego i od razu poszedł na drugą stronę siatki przeprosić rozgrywającego jastrzębian i uścisnąć mu dłoń. Albo już po meczu, gdy zawodnicy dziękowali sobie za grę - Kaczmarek w przypadku Fornala nie poprzestał na tradycyjnym podaniu ręki, a przeszedł na drugą stronę siatki i serdecznie uściskał kolegę z reprezentacji.

Z obrazków, które zapamiętam, na pierwszy plan wybija się jednak ten z końcówki tie-breaka. Marcin Janusz blokuje Trevora Clevenot, zamiast 13:13 jest 14:12 dla ZAKSY, odwraca się w kierunku swoich kolegów i w najłagodniejszych oczach w polskiej siatkówce widać szalejący ogień.

"Momentów" w tym znakomitym siatkarskim filmie akcji było po prostu mnóstwo. Tyle, że za kilka lat "film" pewnie zyska status kultowego. Nie wszyscy aktorzy zagrali w nim wybitnie, ale wszyscy zasłużyli na wielki szacunek.

Zasłużyli na niego również kibice obu drużyn, którzy zapewnili walczącym świetną atmosferę. W pięknej Pala Alpitour w Turynie głośno i żywiołowo. Napędzali swoich graczy do walki i zostawili na trybunach tyle samo serca, co siatkarze na boisku. I co ważne, kibicowali z przyjaznym, pełnym szacunku nastawieniem do rywala i jego kibiców.

Mógł wygrać tylko jeden zespół. 3:2 wygrała ZAKSA, która najwyraźniej ma patent na Ligę Mistrzów. Trenerzy ekipy z Kędzierzyna-Koźla się zmieniają, są zmiany w składzie, a zwycięzca rozgrywek wciąż jest ten sam. Trzecie zwycięstwo kędzierzynian z rzędu jest imponującym wyczynem i wydarzeniem bez precedensu w polskim sporcie.

Tak samo, jak jest nim polski finał prestiżowych siatkarskich rozgrywek. Teraz cieszy się ZAKSA, jastrzębianie są rozczarowani i smutni, ale za kilka dni te uczucia pewnie miną i pojawi się duma, że brali udział w takim wydarzeniu. A że powinni być dumni ze swojej postawy w finałowym spotkaniu - co do tego nie ma wątpliwości.

- Niech nasze finałowe starcie będzie świętem siatkówki i niech stoi na jak najwyższym poziomie - mówił nam przed finałem Aleksander Śliwka. Jego życzenie się spełniło. To było święto siatkówki made in Poland, znakomita reklama ukochanej dyscypliny sportowej Polaków.

Czytaj także:
Polski finał będzie wspominany latami. "Emocje na niesamowitym poziomie"
Zagraniczne media podsumowały "polski" finał Ligi Mistrzów

Źródło artykułu: WP SportoweFakty