[b]
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty: Był pan wybitnym siatkarzem, teraz został szefem myśliwych. Jak do tego doszło?[/b]
Marcin Możdżonek, mistrz świata i Europy w siatkówce, prezes Naczelnej Rady Łowieckiej przy Polskim Związku Łowieckim: To tkwiło we mnie od samego dzieciństwa. Już gdy byłem mały, widziałem, jakie prawidła rządzą naturą, jak świat jest skonstruowany, skąd bierze się mięso. Widziałem, jak babcia robiła rosół w niedzielę i co musiała zrobić, bym ten rosół mógł zjeść. Jestem z Olsztyna, gdzie jest dużo lasów, ale w połowie wychowywałem się u dziadków na wsi, w gospodarstwie. Ale staż łowiecki, egzaminy, zdobycie pozwolenia na broń - to zrobiłem jakieś 10 lat temu.
Jaka jest ścieżka od stażu do broni w ręku?
Trzeba odbyć roczny staż, na którym uczy się wszystkiego od strony praktycznej: polowania, tropienia, ale także behawioru gatunków i gospodarki łowieckiej. Stażysta musi uczestniczyć w budowaniu urządzeń łowieckich, polowaniach i wielu innych akcjach edukacyjnych w szkołach i przedszkolach.
ZOBACZ WIDEO: Dzień z Mistrzem. Robert Kubica: Dopóki ta pasja jest, będę to kontynuował
Później idzie się na kurs, na którym uczy się zachowania zwierząt, biologii, funkcjonowania lasu czy bezpieczeństwa. To naprawdę dużo materiału. Wszystko kończy się egzaminami państwowymi: ustnym i pisemnym, a także strzeleckim. Ten ostatni jest pod kontrolą policji.
Myślistwo to teraz pana praca na pełen etat?
Nie, myśliwi to społecznicy. Łowiectwo to gałąź gospodarki naszego kraju, która została powierzona Polskiemu Związkowi Łowieckiemu. To organizacja, która sama się finansuje. Zwierzyna łowna to własność skarbu państwa i za własne pieniądze wykonujemy zadania, które i tak muszą być zrobione.
A skąd pomysł, by kandydować do władz związku?
Duża chęć zmian. Widzę od dłuższego czasu, że w PZŁ źle się dzieje. Związek nie radzi sobie z pogarszającym się wizerunkiem myśliwych. Dzieje się trochę złych rzeczy, które chciałbym naprostować. Wiem, jak ważną częścią polskiej gospodarki jest łowiectwo i chciałbym, żeby ono zaczęło funkcjonować jak najlepiej.
W wywiadzie dla jednego z magazynów branżowych powiedział pan, że chce, by łowiectwo łączyło, a nie dzieliło. Samo środowisko jest wewnętrznie skonfliktowane?
Chyba naszą specjalnością narodową są wojny polsko-polskie i tutaj niestety nie jest inaczej. Jesteśmy podzieleni co do formy, którą ma przyjąć łowiectwo. Większość myśliwych chce w spokoju polować i wykonywać zadania, które nakłada na nich prawo łowieckie. Dlatego postanowiłem zawalczyć o PZŁ.
Łowiectwo i myśliwi mierzą się ostatnio ze sporą krytyką. Wiele osób, zwłaszcza młodych, domaga się ograniczenia czy wręcz zakazu polowań.
Gdy wyjaśniam, na czym tak naprawdę polega myślistwo, że chodzi też o ochronę środowiska, to większość przeciwników łowiectwa zmienia zdanie. Naszym problemem jest to, że ludzie nie mają świadomości, czym my się zajmujemy.
Nie dziwię się, że niektórzy ludzie mówią, że powinno się zakazać łowiectwa, bo słyszą tylko jedną stronę: że myśliwy kogoś pomylił z dzikiem, popełnił błąd. To sytuacje sporadyczne, promil wydarzeń, które dzieją się w łowiskach. Są jednak nagłaśniane, bo wywołują duże emocje. Są klikalne.
Ostatnio było głośno o sprawie oswojonego jelenia Bartka, który został zastrzelony wśród zabudowań, nielegalnie. Na tym mogli ucierpieć też ludzie i to nie jest pierwsza taka sytuacja.
Jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, jeleń został zastrzelony w Szklarskiej Porębie ok. 23:30 i do tego między budynkami. To jest podwójne złamanie regulaminu polowań i już kłusownictwo. Nie można strzelać do zwierzyny płowej w nocy, a pod żadnym pozorem nie można strzelać wśród zabudowań. Regulują to przepisy prawa.
Czy związek może ukarać sprawcę, ma do tego narzędzia?
Tak, ale dotychczas sięgał po nie bardzo opieszale. Mam nadzieję, że uda mi się to zmienić. Mamy rzecznika dyscyplinarnego, sąd łowiecki. Osoby łamiące prawo powinny być wyrzucane ze zrzeszenia z hukiem.
Ukaranie sprawców takich niebezpiecznych działań mogłoby też zmniejszyć opór przeciwko łowiectwu.
Takie działania są kluczowe. To jeden z powodów, przez które dołączyłem do władz związku. Jestem zniesmaczony tym, że mój poprzednik został antybohaterem jednego z programów interwencyjnych, jako "Król Kłusowników". To niedopuszczalne, a ten człowiek nadal jest członkiem PZŁ. Będę chciał to wyjaśnić, bo to skandaliczne.
Obecnie istnieje prawo, wedle które trzeba mieć ukończone 18 lat, by móc uczestniczyć w polowaniach. W tym roku była propozycja, by obniżyć ten wiek do 15. roku życia lub w ogóle jakiekolwiek ograniczenia zlikwidować.
Jesteśmy jedynym europejskim państwem z tak daleko idącymi zakazami. Kraje zachodniej Europy i skandynawskie mają tę granicę bardzo obniżoną albo jej w ogóle nie ma. Sam jestem ojcem i uważam, że wychowanie dzieci, w jakiejkolwiek sferze, należy zostawić rodzicom. To oni najlepiej wiedzą, czy dziecko jest na tyle dojrzałe emocjonalnie, aby brać udział w polowaniach.
Mój dziadek wiedział, w którym momencie pokazać, jak wygląda praca w gospodarstwie "od kuchni". Umiejętnie to dawkował abym nie miał żadnej traumy. Jeśli rodzice-myśliwi chcą wprowadzać dzieci w łowiectwo, to państwo nie powinno tego regulować.
Czyli żaden limit nie powinien istnieć?
Można o tym dyskutować, ale każde dziecko jest inne. Jeden dwunastolatek będzie ponadprzeciętnie dojrzały jak na swój wiek, a czasem piętnastolatkowi nie należy pokazywać, skąd się bierze rosół na niedzielny obiad.
Wspominał pan kiedyś w wywiadach, że chciałby spróbować sił w polityce. Czy ta funkcja w Polskim Związku Łowieckim to próba przetarcia w organizacji przed wejściem do wielkiej polityki?
Działalność w takich strukturach wiąże się poniekąd z polityką. Jestem w stałym kontakcie z ministerstwem klimatu i środowiska i współpracujemy. Trzeba rozmawiać i współpracować z każdym politykiem i polityczką.
Nie widzi pan siebie w strukturach jakiejś partii, ugrupowania?
Nie widzę. Przed obecnymi wyborami dostałem propozycję startu do Sejmu aż z pięciu partii. I to z miejsc broniących. Grzecznie wszystkim odmówiłem, życząc powodzenia. Uznałem, że to nie jest mój czas, jeszcze nie jest dla mnie.
Dlaczego?
Funkcja prezesa Naczelnej Rady Łowieckiej jest społeczna. Daje jednak pewną niezależność, dużo większą niż wejście w struktury partyjne, które często wiążą ręce. Znam dużo polityków ze wszystkich opcji w naszym kraju. Tam naprawdę jest masa porządnych ludzi, którzy często mają związane ręce, są ograniczani sztywnymi ramami i nie mogą postępować tak, jak chcą.
Zmieńmy na chwilę temat. Pan, jako były kapitan kadry, w obliczu plagi kontuzji reprezentantów, uważa, że nadal jesteśmy faworytami do medalu na igrzyskach w Paryżu?
Tak. Nawet w przypadku plagi urazów możemy łatać dziury, bo mamy bardzo szeroką ławkę. Brak medalu na IO będzie dużą porażką. Nie zakładam takiej możliwości, że Polacy nie znajdą się w czwórce, a później, że nie wygrają półfinału. Przemęczenie będzie sprawą drugorzędną.
Siatkarze jako jedną z przyczyn kontuzji wskazują zbyt dużą ligę, napięty terminarz i brak czasu na odpoczynek. Liczba drużyn w polskiej lidze powinna zostać zmniejszona?
Tak, widzą to już także władze ligi. Jeśli będzie mniej drużyn, wszyscy na tym zyskają. Siatkarze będą mniej obciążeni, a fani dostaną wyższej jakości produkt. Mało kto ogląda mecze słabszych zespołów w PlusLidze poza ich zagorzałymi fanami.
Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Heynen blisko przejęcia mocnej reprezentacji
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)